wtorek, 23 kwietnia 2013

Maroko Dzień 1. Podróż do Maroka

Rano nasz samochód wprowadzamy do garażu, a właściciel hoteliku zawozi nas na lotnisko w Schoenefeld. Oczekiwanie na odlot dłuży się. W końcu możemy wsiadać do samolotu. Lecimy tanimi liniami, nie podaje się tu posiłków. Monotonię lotu wynagradzają nam widoki. Nad Hiszpanią powierzchnię Ziemi widać jak z mapy. 


Cieśnina Gibraltarska


Samolot przelatuje nad Cieśniną Gibraltarską, widać tu jak niewiele dzieli Afrykę od Europy. Dalej przelatujemy nad zachodnim wybrzeżem Maroka, widzimy Tanger, Rabat, Casablankę; wszędzie tam będziemy później. Nad Casablanką, samolot skręca na wschód i przelatuje nad Atlasem Wysokim. Przed samym Agadirem widzimy zielone sady i całe połacie inspektów (potem się okazało, że nie są to inspekty, ale też sady przykryte jasnym materiałem dla ochrony przed słońcem i ptakami). 


Marokańskie sady i uprawy warzyw z samolotu
Wreszcie po prawie czterech godzinach lotu lądujemy w Agadirze. Jest ciepło, ale nie upalnie, powietrze pachnie inaczej, Afryką. Trochę czekamy na odprawę, wreszcie urzędnik wbija nam pieczątkę do paszportu, jesteśmy w Maroku.
Teraz szybko po bagaże i po odbiór wcześniej zamówionego samochodu. Samochód odbieramy błyskawicznie, ledwo udaje się nam dostrzec i zapisać wszystkie rysy na karoserii, sprawdzić stan ogumienia. Na szczęście zauważamy, że nie mamy pełnego baku, tylko 3/4. Nasz samochód to Peugeot 206 z benzynowym silnikiem. Przez następne trzy tygodnie będzie nam bezawaryjnie służył.
Po wylądowaniu na lotnisku w Agadir
Włączamy naszą nawigację i wyjeżdżamy na drogę w kierunku miasta. Jedziemy ładną drogą dwupasmową gdzieniegdzie palmy,czasami jakiś teren otoczony jest wysokim murem koloru ochry, będzie to dość typowy dla Maroka widok. Jedziemy do naszego riadu, małego hoteliku. Wcześniej przejeżdżamy obok centrum handlowego, musimy kupić zgrzewkę wody i Coca-Coli (nie przepadamy, ale podobno jest dobra do odkażania organizmu po jedzeniu). W środku zaskoczenie, jest tak jak u nas w tego typu sklepach. Efekt globalizacji. Na półkach w większości te same produkty, czysto, sterylnie; tylko ludzie trochę inaczej ubrani, kobiety przeważnie w chustach.
W hoteliku (Le Riad Les Chtis d'Agadir) szybko się rozpakowujemy. Didier i Caroline, francuscy właściciele hoteliku wypytują nas o plany na wieczór. Mówimy im, że najpierw chcemy jechać do Kazby na wzgórze, żeby obejrzeć zachód słońca, a potem na kolację na targ rybny. Polecają nam tam swojego znajomego na stoisku 27.

Wzgórze kasby
Kazba to jedyny zabytek w Agadirze, najmniej ucierpiała podczas trzęsienia ziemi w 1960 roku, teraz to dobrze zachowane ruiny dawnej twierdzy. Zniszczone zostało wtedy całe miasto oraz okoliczne miejscowości, zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Agadir został odbudowany od podstaw, pomagali włoscy architekci. Pas przy plażach to duże hotele, restauracje i szeroki deptak. Na południu od hoteli, w pasie nadmorskim znajduje się rezydencja królewska.
Wzgórze z kazbą, znajduje się na północ od centrum miasta, widać je z każdego hotelu, z każdego miejsca na plaży, na jej zboczu jest olbrzymi napis w języku arabskim, po zachodzie słońca podświetlany. Serpentynami wjeżdżamy na górę. Widok jest wspaniały, widać całą zatokę, port, plaże, wszystkie hotele. Ulice świecą światłami samochodów. Szkoda, że tutaj tak szybko zachodzi słońce.

Mury Kasby
Agadir z kasby tuż po zachodzie słońca 
Nagle uświadamiamy sobie, że dziś nie wiele jedliśmy, tylko kanapki zabrane z Polski. Zjeżdżamy więc na dół do portu. Z trudem znajdujemy targ rybny, wieczorem targ nie funkcjonuje. Są za to „restauracje” rybne, a właściwie stragany gdzie właściciele szybko sami przygotowują ryby. Zamawiamy najtańsze danie: mieszane grillowane ryby. Porcje są ogromne, najwięcej dostajemy krewetek, sardynek, są też inne ryby, których nazw nie znamy. Wszystko jest pyszne. Odmawiamy tylko sałatek w obawie przed zatruciem.

Czekamy na obiad
Nagle przychodzi zmęczenie podróżą, emocjami, zmianą miejsca, nie mamy już ochoty na spacer po Agadirze, jedziemy więc spać do naszego riadu. Przed spaniem jeszcze obowiązkowy kieliszek bielskiej śliwowicy.



Nasza dzisiejsza trasa po Agadirze
W naszym riadzie



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz