środa, 23 marca 2016

Góra św. Eliasza 961 m n.p.m. (Sveti Ilia) - wspomnienia

Opisując naszą wycieczkę na Kończysty Wierch ( nasz post: 

Wycieczka w Tatrach Polskich na Kończysty Wierch 2002 m n.p.m. )

przypomniały się nam najładniejsze nasze wycieczki górskie. Mimo, że kochamy polskie góry Tatry, Bieszczady, Pieniny, Gorce oraz nasze Beskidy i bardzo lubimy po nich chodzić, to naszą najładniejszą widokowo wycieczkę górską mieliśmy w Chorwacji. Zawsze wyjeżdżając na urlop, jeżeli w zasięgu są góry, to bierzemy buty turystyczne i kijki. 

W 2009 r na przełomie września i października pojechaliśmy na dwutygodniowy urlop na półwysep Peljeszac i wyspę Korczulę.




Przez kilka dni mieszkaliśmy w Orebicu. Ale ile można wytrzymać na plaży? Trzeciego dnia musieliśmy już gdzieś pójść, wybór padł na górę św. Eliasza 961 m n.p.m. (Sveti Ilia). Wznosi się nad Orebicem i jest najwyższą górą w rejonie. Pani w informacji turystycznej powiedziała nam, że pomimo braku mapy nie powinniśmy mieć trudności z trafieniem na szczyt. Prowadzi tam dobrze znakowany szlak „czerwone kółeczka”. W samym Orebicu na dole były tabliczki, że na szczyt trzeba iść 2,5 godziny. Wydawało się nam to nieprawdopodobne, z prostego przeliczenia odległości ok. 6-8 km oraz różnicy poziomów wychodziło nam, że na szczyt pójdziemy minimum 4 – 4,5 godziny. I tyle rzeczywiście szliśmy.
Wyszliśmy o godz. 8.00, a właściwie podjechaliśmy autem kawałek do pobliskiego klasztoru franciszkanów z XIV. Już sam widok spod klasztoru na miasto i wyspę Korczulę oraz cieśninę jest wspaniały i godny dłuższej kontemplacji. Potem powoli się wznosimy, droga nie jest stroma, ale mozolna. Z każdym metrem wysokości widoki są wspanialsze, przy Korczuli stoi na redzie statek pasażerski, dodaje to uroku temu wspaniałemu widokowi.


Widok na Orebic z okolic klasztoru
Wejście do kościoła Matki Boskiej Anielskiej w klasztorze
Start na parkingu koło klasztoru



W stronę Korczuli (ten mały półwysep to stare miasto Korczula)
Urzekają nas piękne widoki, jak również otaczająca nas przyroda.
Chorwackie borówki



Dąb ciernisty
Wrzosy



Zimowit




Po około godzinie wchodzimy do lasu, ścieżka się trochę wypłaszcza. Dziwny to las. W zeszłym roku latem były tutaj olbrzymie pożary, spłonęło całe poszycie lasu, a nawet kora drzew (głównie sosny), ale drzewa przetrwały i gdyby nie okopcona, a nawet nadpalona kora, to nikt by się nawet nie domyślił, że rok temu był tu pożar. Taka jest siła natury oraz przystosowanie się lasu do trudnych warunków. 


Ciekawy kształt drzewa
Znajduje się tutaj schronisko górskie, ale niestety było nieczynne.
Widok z okolic schroniska
Przy wyjściu z lasu wchodzimy na wapienne gołoborze. 


Wapienne gołoborze 
Jeszcze niecała godzina wspinaczki i znajdujemy się na szczycie. Na szczycie krzyż i piramidka z kamieni ułożona przez turystów, dokładamy też swój kamyk. Widoki są wspaniałe. Widać stały ląd, wiele wysp Hvar, Korczulę, ale również te dalsze: Brac, Mljet, Vis. Za Bracem, na stałym lądzie można dostrzec Split. Stoimy i podziwiamy, trudno coś napisać, z wrażenia nawet zapominamy robić zdjęcia.

Szczyt góry św. Eliasza 961 m
Dokładamy też swój kamyk


Widok na Korczulę
Widok na płw. Peljaszac
Widok na rozczłonkowaną Korczulę
Widok na miejscowość Duba Peljeszka na półwyspie, a w dali Chorwacja na kontynencie przez wyspę Hvar po lewej stronie
Widok na półwysep Peljaszac, a po lewej stronie kontynent poprzez usiane liczne wysepki


Schodzimy tą samą drogą, mimo że podobno jest krótsza, ale trudniejsza w orientacji. W drodze powrotnej jeszcze raz wspaniałe widoki. Teraz trochę inne, bo już jest inne światło,statek pasażerski też odpłynął.
Jeszcze chcemy uchwycić ostatnie widoki z góry 
Trawersujący szlak i te przepiękne, jakby usiane wysepki
Stare miasto Korczula widziane z drogi powrotnej w maksymalnym zoom'ie
Na całej trasie, spotkaliśmy tylko dwie osoby. Ostrzegano nas przed żmijami, szczególnie w lesie (nie widzieliśmy) oraz dzikimi osłami. Nie spotkaliśmy tutaj żadnego, ale przygodę z dzikim osłem mieliśmy w Chorwacji podczas innego wyjazdu i w innym miejscu. Po drodze spotkaliśmy jedynie modliszkę, która nie była nami zainteresowana.


Modliszka na kamieniu po drodze
Wycieczka zajęła nam cały dzień, w Orebicu byliśmy ok. 17.00. Wyprawa nie jest trudna, ale o kilku rzeczach trzeba pamiętać:
  • woda, trzeba mieć przynajmniej 2 litry wody na osobę, my mieliśmy tyle na dwójkę i przyszliśmy trochę odwodnieni. Po drodze nie ma żadnej wody (ani strumyka, ani źródełka),
  • nakrycie głowy, słońce na odkrytych terenach operuje bardzo mocno, nie ma się gdzie schować,
  • okulary przeciwsłoneczne, kopuła szczytowa jest z białych skał wapiennych, światło słoneczne odbite od tych skał może spowodować zmęczenie, a nawet uszkodzenie oczu,
  • dobre obuwie. Niby można pójść w adidasach, ale lepsze będą buty o solidnej podeszwie.
  • nie należy wybierać się na wycieczkę w okresie burzowym, szczyt jest znanym z przyciągania wyładowań, jeżeli zanosi się na burzę należy bezwzględnie zawrócić. 

A ten piękny zachód słońca w Orebicu kończy nasz dzień pełen wrażeń.

Zachód słońca nad Orebicem