poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Jedziemy do Maroka

Po długich dyskusjach, gdzie wyjechać na urlop w 2013 r. nasz wybór padł na Maroko. Dlaczego właśnie Maroko? Inspiracją do podróży był przewodnik z serii "Podróże marzeń". Przeczytaliśmy przewodnik, zaczęliśmy czytać coraz więcej o Maroku, głównie w internecie. Wszystkie relacje z podróży były bardzo pozytywne.
Postanowiliśmy, że do Maroka pojedziemy na trzy tygodnie, to był najdłuższy termin, na jaki Lila mogła sobie pozwolić, jeśli chodzi o pracę. 
Wybraliśmy termin na przełomie kwietnia i maja. Już powinno być ciepło, ale nie powinno być upałów. Powinny już skończyć się zimowe deszcze i wiatry.

Przygotowania rozpoczęliśmy od szukania najtańszych, połączeń lotniczych do Maroka. Nie było to łatwe. Z Polski nie latają bezpośrednio żadne samoloty. W końcu nasz wybór padł na linię EsyJet, która z Berlina oferowała tanie loty do kilku miast w Maroku. Jeden raz w tygodniu do Agadiru, Fezu, Marrakeszu i Oujda (Wadża). Z tego zestawu odpadła od razu Oujda, ponieważ leży przy granicy algierskiej, daleko od głównych atrakcji turystycznych. Z pozostałych miast wybraliśmy Agadir, dlatego, że w interesującym nasz terminie mogliśmy kupić najtańsze bilety. Za bilet w obie strony dla dwóch osób z dwoma walizkami zapłaciliśmy ok. 1250 zł ( ok. 320 Euro ).

Następna część naszych przygotowań zawsze należy do najprzyjemniejszych, to ustalenie trasy naszej podróży. Czytamy przewodniki, przeglądamy internet, spieramy się, co chcemy zobaczyć, określamy etapy naszej podróży.Po kilku tygodniach zdecydowaliśmy, że pojedziemy z Agadiru do Tafraroute i z powrotem do Agadiru, potem przez góry do Marrakeszu, potem do Ouzoud, następnie znowu przez Atlas Wysoki do Ait Ben Haddou, przez wąwozy Dades i Todra do Fezu, potem przez Meknes, Mulaj Idris, Volubilis do Chefchaouene, Następnie przez Tetuan do Tangeru. Na koniec przez Rabat, Casablankę El-Jadidę i As Sawirę z powrotem do Agadiru.


Potem zaczęliśmy rezerwować hotele w poszczególnych miejscowościach. W "bookingu" przejrzeliśmy setki ofert. Wybraliśmy te hotele, które za niewielką cenę oferowały dobre warunki. Bardzo istotne były dla nas opinie podróżników. Pokój miał być z toaletą, a hotel gwarantował w cenie śniadanie. Ważnym też było, aby na miejscu był parking oraz tam gdzie autem nie dało się dojechać, aby hotel zarezerwował dla nas parking. Istotne, też było, aby można było płacić kartą. Za wszystkie hotele płaciliśmy dopiero na miejscu, podczas podróży. Szukaliśmy małych hotelików, w miarę możliwości riadów, w starych i klimatycznych marokańskich domach.



W międzyczasie załatwialiśmy wypożyczenie samochodu. W naszych dotychczasowych, niezbyt dalekich podróżach, sporadycznie wypożyczaliśmy samochód, korzystaliśmy z miejscowych wypożyczalni, na kilka dni. Trochę naczytaliśmy się w internecie o lokalnych wypożyczalniach i niezbyt sprawnych samochodach. Samochód na taką podróż powinien być sprawny, a w razie awarii mieć możliwość natychmiastowej podmiany na terenie całego kraju. Takie gwarancje dawała tylko duża sieć. Na początku byliśmy skłonni skorzystać z sieci Europcar, powiązanej z naszą linią lotniczą EasyJet, ale polskie oddziały tej sieci nie wiele nam mogły wyjaśnić o szczegółach i warunkach wypożyczenia samochodu w Maroku. Na stronie "bookingu" zwróciliśmy uwagę na link do firmy rentalcars.com. Jest to firma światowa pośrednicząca w wynajmie samochodów. Otrzymaliśmy zadowalającą ofertę cenową z pełnym AC za cenę z Europcar bez AC. Obsługa w języku polskim była kompetentna. Ponieważ takie zamówienie realizowaliśmy pierwszy raz, trochę niepewności i strachu było, tym bardziej, że całą kwotę trochę ponad 2900 zł ( około 750 euro ) wpłacaliśmy w styczniu, a wyjazd był dopiero w kwietniu. 



Stwierdziliśmy, że nie znając ani francuskiego, ani arabskiego, posługując się zwykłymi mapami będziemy mieli trudności z dotarciem do wszystkich, zaplanowanych miejsc. Postanowiliśmy kupić mapę GPS Maroka, którą zainstalowaliśmy do naszej nawigacji samochodowej. Teraz na nawigację nanieśliśmy wszystkie hotele, oraz miejsca, do których mieliśmy dojechać. Jeżeli mieliśmy wątpliwości to prosiliśmy hotele o wyjaśnienie. Hotele przysyłały nam planiki i trasy dojścia z parkingów.



Trochę obawialiśmy się spraw zdrowotnych, a głównie zachorowań na choroby bakteryjne przewodu pokarmowego. Baliśmy się, że w razie choroby nie dogadamy się z lekarzami. Na stronach MSZ znaleźliśmy adresy lekarzy marokańskich mówiących po polsku. Napisaliśmy do nich, od dwóch dostaliśmy odpowiedź, że chętnie nam pomogą, ale ich zdaniem nic złego nie powinno się nam przydarzyć. Ubezpieczyliśmy się od kosztów leczenia, a na wyjazd zaopatrzyliśmy się w 70% bielską śliwowicę.



Ostatnią sprawą organizacyjną to załatwienie parkingu w Berlinie i noclegu po przylocie (samolot przylatywał do Berlina po 22-iej), nie chcieliśmy prowadzić do Bielska w nocy. Szukając jednego i drugiego jeden z hotelików położonych niedaleko lotniska zaoferował nam dwa noclegi,  jeden przed wylotem, drugi po przylocie i parking gratis. Praktycznie jeden nocleg był niewiele droższy od parkingu przy lotnisku na trzy tygodnie.


Wyjazd
Ponieważ mamy załatwiony nocleg w Berlinie nie spieszymy się rano z wyjazdem. Wyjeżdżamy ok. 7.00. Po sześciu i pół godzinach spokojnej jazdy z przerwą na kawę dojechaliśmy do naszego hoteliku na przedmieściach Berlina w okolicach lotniska. Hotel jest pusty, nikogo nie ma. Otwieramy sobie bramkę i wjeżdżamy samochodem na podwórko. Zabieramy do plecaczka niezbędne rzeczy i S-bahną jedziemy do centrum. Wysiadamy na Friedrichsstrasse. Postanawiamy przespacerować się po mieście, tak trochę bez celu. W Berlinie byliśmy bardzo dawno temu . Spacerem idziemy pod Bramę Brandenburską, teraz można spokojnie pod nią przejść. Kiedyś Brama była symbolem podzielonego miasta, ile razy tu stałem - 150 m od bramy i patrzyłem na zasieki z drutu kolczastego i tych okropnych żołnierzy z psami. Tuż obok Bramy była kiedyś ambasada Polski w NRD, jako kierownik budowy bywałem tu kiedyś bardzo często. Teraz przechodzimy swobodnie pod bramą, zaraz po prawej stronie od Bramy znajduje się budynek Bundestagu. Po zjednoczeniu Niemiec został przebudowany, dziś wygląda okazale, niestety teraz nie możemy go zwiedzać. Idziemy w kierunku Potsdamer Platz, przechodzimy obok Pomnika Holocaustu. Ten kontrowersyjny pomnik to ponad 2700 betonowych graniastosłupów, różnej wysokości, przypominających nagrobki, wybudowany na placu o powierzchni dwóch hektarów. 
Zabudowa Potsdamer Platz, a szczególnie centrum Sony, kiedyś szokowała nowoczesnością, czy Wam się podoba? Nam tak sobie. Potem wracamy pod Bramę Brandenburską i idziemy słynną Unten den Linden (ulica pod lipami) aż do Alexander Plaz - kiedyś centrum wschodniego Berlina.
Tu wsiadamy do S-bahny i jedziemy z powrotem do naszego hotelu.

Brama Brandenburska od strony zachodniej
Budynek Bundestagu
Kopuła Bundestagu (turyści stąd mogą obserwować obrady parlamentu)


Pomnik Holocaustu


Centrum Sony



i jego kopuła

Berlińska katedra z tyłu wieża telewizyjna

Berlin, jak i inne duże niemieckie miasta nie bardzo się nam podobają. Zabudowa jest mało spójna, poszczególne budynki, nawet całe ulice są ładne, ale całość wygląda mało uporządkowana. Dziś jeszcze drzewa były bez liści, Berlin w zieleni wygląda lepiej.

Uzgadniamy z właścicielem, że w cenie dwóch noclegów przechowa nasz samochód w swoim garażu i przetransportuje nas na lotnisko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz