niedziela, 29 maja 2016

8. Z Macedonii na Peloponez

Dziś zaczynamy następny etap naszej podróży. Wjeżdżamy do Grecji.
Grecja to kolebka naszej europejskiej cywilizacji, to tutaj prawie 2500 lat temu narodziła się demokracja, ten obecny system sprawowania władzy. Przez ponad dwa tysiąclecia nie wymyśliliśmy lepszego. Po starożytnych Grekach dziedziczymy też nasz europejski system wartości, zmodyfikowany później przez Rzym i chrześcijaństwo.

Z historii Grecji wszyscy trochę znamy ze szkoły tę pomiędzy V, a IV w p.n.e. tzn. złoty wiek Aten, wojny z Persami, bitwę pod Maratonem, Peryklesa i jego czasy, wojny pomiędzy Atenami i Spartą, Filipa i Aleksandra Macedońskiego. I to chyba wszystko. Niewiele wiemy o tym co działo się wcześniej. Niektórzy z nas mieli w szkole za obowiązek przeczytanie „Iliady” i „Odysei”. Nie znamy prawie nic z tego co działo się później. Nic prawie nie wiemy o tragicznych losach Greków, którzy przez dwa tysiąclecia musieli walczyć o zachowanie swojej tożsamości narodowej. Będziemy o tym wspominać w tym i w następnych wpisach naszego bloga, wtedy gdy będziemy w miejscach związanych z historią.

Regiony administracyjne w Grecji ( źródło: Wikipedia )
Podróż do Grecji to zawsze jest dla nas podróżą do źródeł naszej kultury i cywilizacji.
Wcześniej byliśmy na Krecie, później na Riwierze Olimpijskiej, a dwa lata temu na Korfu. Wiele wtedy zwiedziliśmy. Tę podróż zaplanowaliśmy tak, aby odwiedzić te miejsca, w których jeszcze razem nie byliśmy. Wyjątek stanowią Meteory, będziemy tam dzisiaj, trudno być blisko tego cudu i jeszcze raz go nie zobaczyć.

Mapka naszej dzisiejszej trasy poniżej:



Dzisiejszą podróż zaczynamy z Bitoli. Do granicy macedońsko - greckiej w Niki mamy tylko kilkanaście kilometrów. Na granicy sennie, nie ma prawie nikogo ( uchodźców też, chyba media mocno przesadzają ). Granicę w Niki przekraczamy sprawnie i szybko. Potem jedziemy cały czas drogą nr 3 aż do autostrady Egnatia Odos, najmłodszej greckiej autostrady, która połączyła port Igoumenitsa z Salonikami i dalej z granicą turecką ( razem 670 km, 76 tuneli o łącznej długości 99 km, 1650 mostów. Więcej tutaj: https://en.wikipedia.org/wiki/Egnatia_Odos_(modern_road) ). Z autostrady mamy wspaniałe widoki na niedalekie góry Pindos. Autostradą jedziemy tylko kawałek z okolic Kozani do Greveny, tam skręcamy na drogę 15, którą dojeżdżamy do Meteorów. 

Widok na góry Pindos z autostrady (zdjęcie z samochodu)
Skały Meteorów, to olbrzymie słupy skalne z piaskowca, powstały miliony lat temu na skutek erozji i wietrzenia. Skały tworzą wspaniały krajobraz, niektóre pionowe skalne ściany mają wysokość 300 m. Piękno tego miejsca zachwyca każdego, który tu przyjedzie. Jaskinie tych skał służyły za mieszkanie ludziom od 50000 lat. W IX w. grupa mnichów zaczęła wykorzystywać jaskinie na swoje pustelnie. Pierwsze kaplice powstały na przełomie XI i XII w. W XIV w. późniejszy święty Atanazy wraz z mnichami z góry Athos założyli pierwsze klasztory. W sumie klasztorów na pionowych skalnych słupach powstało 24. Ze względu na turecką okupację dostęp do klasztorów był celowo mocno utrudniony, samo miejsce też nie ułatwiało dostępu. Transport towarów i ludzi odbywał się bądź na drewnianych drabinach wciąganych do góry lub w koszach wciąganych linami. Dopiero w II połowie XX w. rozwój ruchu turystycznego spowodował wybudowanie asfaltowej drogi między skałami oraz umożliwił dostęp do sześciu zachowanych do dzisiaj klasztorów. Dziś można te sześć klasztorów zwiedzać. My w kilku byliśmy w 2010 r. Najładniejsze jest jednak samo miejsce, majestatyczne słupy skalne i wybudowane na szczycie lub przyczepione do skał klasztory. W 2015 roku we wszystkich klasztorach żyło tylko 66 mniszek i mnichów. Jak ładne jest to miejsce oceńcie sami po obejrzeniu naszych niedoskonałych zdjęć.

Dojeżdżamy do Meteorów
Jeden z sześciu klasztorów


Asfaltową drogą przejeżdżamy pomiędzy skałami. Ciągle się zatrzymujemy w widokowych miejscach, podziwiamy, robimy zdjęcia. Więcej informacji tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Meteory


Tu widzimy trzy klasztory (w jednym tylko dach) 
W klasztorze widocznym "z profilu" widać coś w rodzaju balkonika, to jest podest ręcznej windy, którą wciągano kosze z ludźmi i zaopatrzeniem
Tu widzimy cztery klasztory 
Nasze ostatnie zdjęcie z Meteorów, zobaczcie niedawno wybudowane w formie spiralnej wejście do klasztoru
Spod Meteorów wyjeżdżamy późno, drogą numer 6 jedziemy przez wspaniałe góry i docieramy w końcu znów do autostrady Egnatia Odos. Ta część autostrady do Janiny jest bardzo widokowa, jedzie się ciągle tunelami lub na wiaduktach. Niestety ten odcinek jest płatny, ale autostradą się jedzie szybko. Moglibyśmy zamiast nią jechać dalej drogą 6 przez przełęcz Katara ( ok. 1700 m npm.) do Metsowa, ale byłoby znacznie dalej i dłużej chociaż widoki byłyby przepiękne.

Po drodze do Metsowa
Autostrada Egnatia Odos i Góry Pindos w okolicach Metsowa
Metsowo - widok ogólny
Do Metsowa przyjeżdżamy popołudniu. Nie bez problemu bardzo wąskimi uliczkami dojeżdżamy do naszego pensjonatu. Metsowo jest położone wysoko w górach. Mieszkamy w samym centrum tego niewielkiego górskiego miasteczka. Centrum to położony obok cerkwi plac z pięknymi starymi platanami. Ciekawostką jest to, że większość jego mieszkańców to Wołosi ( ci sami, którzy mieszkają w Rumunii ). Więcej informacji tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Metsowo. Na ogół jest tu bardzo spokojnie i sennie, ale nie dzisiaj i jutro. Jutro odbędzie się międzynarodowy wysokogórski bieg. Wszędzie widzimy truchtających biegaczy, szykujących się do jutrzejszego biegu. Wszystkie miejsca w hotelach są zajęte. Szczęście, że my rezerwowaliśmy nasze dwa miesiące wcześniej. Z tego całego zamieszania nic nie robią sobie staruszkowie siedzący w kawiarenkach. Z zaciekawieniem, przyglądają się temu całemu zgiełkowi. Po obiadokolacji idziemy jeszcze na spacer uliczkami miasteczka, podziwiamy starą XIX wieczną zabudowę, przypatrujemy się ludziom, oglądamy wspaniałe widoki gór Pindos. O naszych planach podróży rozmawiamy z trochę ekscentrycznym właścicielem pensjonatu.

Metsowo - główna uliczka
Metsowo - cerkiew w centrum
Metsowo - centralny plac z olbrzymimi platanami
Metsowo - starsi panowie przyglądają się życiu na placu oraz dyskutują
Wieczorem kontaktujemy się telefonicznie z Krzysztofem, kolegą Jurka ze studiów, i umawiamy się na jutrzejsze spotkanie na jońskiej wyspie Lefkadzie. Dzięki Facebookowi spotkają się pierwszy raz od zakończenia studiów.
A oto nasza dzisiejsza trasa na Peloponez :



W niedzielę rano idziemy jeszcze na krótki spacer. Wstępujemy do cerkwi, odbywa się tu niedzielne nabożeństwo. Zostajemy przez chwilę. Tak jak wczoraj na placyku siedzieli panowie, tak dzisiaj przed cerkwią siedzą panie, niektóre ubrane odświętnie w ludowe stroje. Niestety nie dają się sfotografować.
Mamy kłopot z wyjazdem. Odbywa się bieg i policja kieruje nas na objazd bocznymi uliczkami. W końcu udaje się nam wyjechać. Znowu wjeżdżamy na Egnatię Odos. Malowniczą drogą szybko docieramy do Janiny ( Joaniny ). 

Droga wyjazdowa z Metsowa
Autostrada do Janiny
Janina to dość duże miasto, położone nad jeziorem Pamvotida. Parkujemy na parkingu pomiędzy jeziorem, a murami starego miasta. 
Janina została założona w X w. przez Bizancjum, później miasto przechodziło w ręce Serbów, następnie władało nim znowu Bizanjum, a od XV w. miasto zajęli Turcy. Rozkwit miasta nastąpił na przełomie XVIII i XIX w. podczas panowania satrapy Alego Paszy. Ten pół-Albańczyk walcząc po stronie tureckiej zasłużył się podczas wojny z Austrią i w 1787 r został mianowany prze sułtana paszą w Trikali. To stanowisko nie zaspokajało jego ambicji i wkrótce zbrojnie zajął Janinę. Na początku płacił sułtanowi należną daninę i ten nie wtrącał się do jego rządów. Później prowadził zręczną politykę, raz sprzyjał Austrii, raz Stambułowi, rzadko płacił sułtanowi. W końcu po 33 latach rządów sułtan wysłał do Janiny karną ekspedycję podczas, której Ali Pasza został zamordowany. Więcej o Alim Paszy tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Ali_Pasza_z_Tepeleny
Starówka Janiny jest otoczona murami z czasów Alego Paszy, znajduje się na półwyspie jeziora. Wewnątrz murów, w najwyższym punkcie półwyspu znajduje się wewnętrzna cytadela tzw. Kastro. To tutaj Ali Pasza miał swoją siedzibę. Do dzisiejszych czasów dotrwał niewielki meczet Fethige Tzami oraz pałac Alego Paszy, w którym dziś jest muzeum Bizantyjskie. Po południowej stronie pałacu i meczetu stoi przy murach kilka armat. Roztacza się stąd ładny widok na jezioro i nowe miasto. W obrębie murów Kastra Grecy wybudowali niewielką cerkiewkę, też dziś odbywało się tu nabożeństwo. Podobają się nam śpiewane przez popów prawosławne modlitwy, chociaż nic z nich nie rozumiemy. Prawosławie to najbardziej zbliżona dogmatycznie do katolicyzmu religia chrześcijańska, a taka dla nas tajemnicza.

Janina - pałac Alego Paszy od strony jeziora
Janina - meczet Fethige Tzami 
Janina - wejście do Kastro
Z Kastro idziemy na północny koniec półwyspu. Znajduje się tu meczet Tzami Aslan Paszy oraz budynki medresy tj. szkoły koranicznej. Meczet wybudowano w XVII w. na miejscu katedry prawosławnej, którą Turcy zburzyli jako karę za bunt przeciw ich władzy. W meczecie jest teraz muzeum. Mamy trochę pecha, przyjechały wycieczki jest tłoczno, zaglądamy tylko przez drzwi do środka. Oglądamy też widoki na jezioro.


Janina - jeszcze jeden widok na kastro
Janina - medresa meczetu Tzami Aslan Paszy


Janina - placyk starego miasta



                                                     Janina z lotu ptaka - zdjęcie z plakatu w muzeum


Janina - jeszcze jedna uliczka za murami


Musimy się spieszyć mamy dziś do przejechania wiele kilometrów. Do samochodu wracamy przechodząc wąskimi uliczkami starego miasta. Nie mamy czasu na szukanie synagogi i pomnika wywiezionych pod koniec wojny do Auschwitz dwóch tysięcy miejscowych Żydów.
A po drodze do Arty mamy takie widoki: 



Po godzinie jazdy docieramy do Arty, niewielkiego miasta w zachodniej Grecji. Wokół miasta jest wiele zabytkowych bizantyjskich kościołów. My jedziemy tutaj, aby zobaczyć słynny kamienny most nad rzeką Arachthos. Most w tym miejscu zbudowali jeszcze Rzymianie. Ten który oglądamy został zbudowany przez Turków na fundamentach rzymskich na początku XVII w. Most zachwyca swoją urodą. Jest to czterołukowy kamienny most o długości ok. 130 m. Na zachód od mostu usytuowało się wiele kawiarenek i restauracyjek. Dziś w niedzielę Grecy masowo jedzą obiady poza domem. Z trudem znajdujemy miejsce w kawiarni z widokiem na most. Więcej o moście tu: www.en.wikipedia.org/wiki/Bridge_of_Arta


 Most w Arta





Na moście w Arta

Z Arty jedziemy dobrą drogą. Przejeżdżamy obok ruin w Nikipolis To starożytne miasto zostało założone przez Oktawiana, który potem został cesarzem Augustem. Z samochodu ruiny są dobrze widoczne. Więcej tutaj: https://en.wikipedia.org/wiki/Nicopolis. Okrążamy zatokę Ambrakijską. Potem jedziemy tunelem ( płatnym) pod wąskim połączeniem zatoki z morzem Jońskim. Po następnych kilkunastu kilometrach skręcamy w stronę Lefkady.
Lefkada jest wyspą na Morzu Jońskim. Dziś wyspa połączona jest groblą ze stałym lądem. Na końcu grobli znajduje się pływający pontonowy most obrotowy. I co jakiś czas droga jest zamykana, aby przepuścić stateczki i żaglówki. Wyspa miała zawsze duże znaczenie strategiczne. Wenecjanie tuż przy grobli wybudowali twierdzę Santa Maura, który strzegł połączenia z Lefkadą. Lefkada, tak jak wyspy Jońskie, nigdy nie była pod panowaniem tureckim. Od XIV w. była pod panowaniem Wenecjan. Potem krótko w czasach napoleońskich należała do Francji, następnie do Brytyjczyków, a od roku 1864 do Grecji. Przejeżdżamy przez miasteczko Lefkadę, główne miasto tej wyspy. 


Twierdza Santa Maura przed wjazdem na Lefkadę


Dalej kierujemy się na południe, gdzie znajduje się marina, w której Krzysztof remontuje swoją żaglówkę „ Annę Łucję”, przed planowaną wyprawą do Ameryki. Żaglówka jest wyciągnięta z wody. Po drabinie wchodzimy i oglądamy jej wnętrze. Potem rozmawiamy o planach podróży. Trochę się dziwimy jak na takiej łupince można przepłynąć Atlantyk. Jeszcze latem tego roku po zakończeniu remontu, Krzysztof chce dopłynąć do Hiszpanii. A na wiosnę na Karaiby, a potem wrócić. Miło się rozmawia, szczególnie że nie widzieliśmy się tyle lat. Wszyscy musimy się niestety spieszyć. Krzysztof jutro popołudniu wraca na krótko do Polski, a my żeby za dnia jak najdalej dojechać.
A poniżej dwaj starsi panowie po latach:




Jedna z tych łódek to łupinka Krzysztofa

Na stały ląd wracamy tą samą drogą. Na drodze jest umiarkowany ruch. Takie ciężarówki spotykamy jak na zdjęciu poniższym, które dodają kolorytu ruchu drogowemu na drodze.

 Ciężarówki "uduchowione"


Jadąc w stronę Peloponezu przejeżdżamy przez Mesolongi, miejscowość, w której zmarł lord Bayron, angielski pisarz i poeta, wielki orędownik niepodległości Grecji. Po trzech godzinach jazdy z Lefkady dojeżdżamy w końcu nad Zatokę Koryncką. Tutaj pomiędzy miejscowościami Antirio i Rio (na Peloponezie) jest najwęższe miejsce Zatoki Korynckiej. Zawsze było to miejsce strategiczne, tego przesmyku strzegą po obu stronach olbrzymie forty. Tu w 2004 roku został wybudowany most łączący zachodnią Grecję z półwyspem Peloponezem. Most wygląda imponująco. Więcej o moście przeczytacie tu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Rio-Andirio_(most). Przejazd nim kosztuje 13 euro. My za połowę tej kwoty płyniemy promem. Przeprawa nie jest długa, trwa niecałe pół godziny. Oprócz niższej ceny przeprawy, zaletą jest to, że można odpocząć od prowadzenia samochodu oraz podziwiać wspaniałe widoki z przepięknym mostem na czele.

Zachód słońca obserwujemy z promu. Po drugiej stronie jedziemy kawałek autostradą (niestety płatną, a na dodatek w remoncie) do Diakofto, gdzie mamy zarezerwowany nasz pierwszy nocleg na półwyspie Peloponez.


Zatoka Koryncka z widokiem na  górzysty brzeg Peloponezu z miastem Patras

Most ze stałego lądu na płw. Peloponez przez przesmyk w Zatoce Korynckiej


                                                                                     Widok z drogi na most


Droga promem


Widok mostu z promu


Zachód słońca z promu na most


sobota, 28 maja 2016

7. Przez Macedonię

Po śniadaniu w naszym hoteliku w Rylskim Monasterze dzielimy się z poznanymi Polakami naszymi doświadczeniami. Oni jadą w swoją stronę, a my jedziemy na dwa dni do Macedonii. Przez Macedonię przejeżdżaliśmy wcześniej dwa razy w poprzednich latach. Ten kraj ciągle nas zaskakuje ciekawymi krajobrazami, zabytkami oraz kontrastami. Szczególnie nas zachwyciła Ochryda ( maced. Ohrid ). Tym razem nie jedziemy do Ochrydy. Dziś naszym celem jest Kratowo.
Z Rylskiego Monastyru do granicy macedońskiej mamy prawie 120 km, to ponad 2 godziny jazdy.


Trasa z Rilskiego Monastyru do Kratowa

Kilkanaście kilometrów wracamy się autostradą w kierunku Sofii, potem skręcamy na Kjustendil, który omijamy obwodnicą. Granica bułgarsko – macedońska leży na przełęczy górskiej. Formalności są krótkie, sprawdzenie dokumentów, zielonej karty i otwarcie bagażnika. Z przełęczy zjeżdżamy w okolice miejscowości Kriva Palanka, przed nią skręcamy w lewo i stromą wąską drogą dojeżdżamy do Monastyru Sveti Joakim Osogovski.
Monastyr został założony w XII w. przez mnicha Teodora w miejscu pustelni Joakima Osogovskiego ( pisaliśmy o tym w poście o Rylskim Monastyrze ). Monastyr położony jest na stoku zalesionej, stromej doliny, z ładnym widokiem. Składa się z dwóch cerkwi małej Bogurodzicy i większej św. Joakima Osogowskiego oraz zabudowań klasztornych. Z wcześniejszego monastyru nic do dnia dzisiejszego się nie zachowało. Najstarszym zabytkiem jest maleńka cerkiewka św. Bogurodzicy z XIV w. Większa cerkiew została zbudowana w XIX w. Jest trójnawowa, ma dwanaście kopuł ( od dwunastu apostołów ). Cerkiew ta na wielu folderach reklamuje Macedonię. Niestety znów nie możemy fotografować w środku. Więcej o monastyrze tutaj: https://en.wikipedia.org/wiki/Osogovo_Monastery.

Mała i duża cerkiew Monastyru Sveti Joakim Osogovski
Freski w krużgankach
Freski w krużgankach
Fresk na suficie w krużganku cerkwi
Główna cerkiew Monastyru
Po zwiedzeniu cerkwi idziemy do górnych zabudowań klasztornych, znajduje się tu restauracja i mały hotel dla pielgrzymów. Roztacza się ładny widok na klasztor.


Widok na Monastyr z restauracji 
Zjeżdżamy do głównej drogi, którą jedziemy do drugiego naszego dzisiejszego celu wsi Kuklica, w gminie Kratowo, która słynie z wyjątkowego cudu natury. Znajduje się tu "kamienne miasto", które składa się z ok. 120 filarów, których wysokość dochodzi do 10 metrów, zwanych ze względu na kształt skalnymi kukłami ( maced. Kameni Kukli ). Powstały przed 10 mln lat pod wpływem procesu erozji. Trochę trudno tu trafić, nasza nawigacja chciała nas prowadzić drogą, której nie było. Dojechaliśmy już prawie do Kratowa, potem wróciliśmy się i jadąc w drugą stronę zauważyliśmy drogowskaz. Bez problemu dojechaliśmy wąską, wyboistą drogą ( ok. 4 km od drogi głównej ). Skały mają formę pionowych słupów, różnej wysokości, powstały na skutek erozji skał wulkanicznych. Formy skalne przypominają osoby. Jedna z legend opowiada o chłopaku, który zakochał się w dwóch dziewczynach i z obiema postanowił się ożenić, tak aby jedna nie wiedziała o drugiej. Przez przypadek jedna z dziewczyn zobaczyła orszak ślubny i ukochanego z inną, rzuciła zaklęcie: „ niech zamienią się w kamień”. Podobno od tej legendy jedna z grup skałek nazywa się „orszak ślubny”. Lokalni mieszkańcy przekonują, że co roku pojawia się kilka nowych filarów.
Obszar skałek nie jest duży. Spotykamy tu tylko czworo turystów, dwa miłe małżeństwa: słoweńskie i macedońskie. Robimy sobie nawzajem zdjęcia i opowiadamy o naszej podróży.
Punkt widokowy na Kameni Kukli
Grupa skałek "orszak weselny"
My w towarzystwie " orszaku weselnego"
Inna grupa skałek " orszaku weselnego "
Maki na łące w pobliżu
Jedziemy teraz kilkanaście kilometrów do Kratowa. Kratowo to miasto, które swoje lata świetności ma już za sobą. Z okolicznych skał już Rzymianie pozyskiwali złoto i srebro. Powstała tu duża osada górnicza. Wydobywano tu także rudy miedzi i żelaza. Jako ośrodek górniczo – hutniczy miasto prosperowało znakomicie do II połowy XIX w. W 1836 r. żyło tu 56 tysięcy ludzi, teraz mieszka tu niecałe 7 tysięcy mieszkańców.
Po zakwaterowaniu się, w jedynym istniejącym w mieście, hotelu idziemy na spacer po mieście, ale najpierw musimy coś zjeść. Wchodzimy do pierwszej porządnie wyglądającej restauracji i spotykamy naszych znajomych, których spotkaliśmy w skałkach Kameni kukli. Wyglądało na to, że znali restauratora, któremu powiedzieli: „zrób naszym znajomym Polakom dobry obiad”. Zjedliśmy wspaniałe macedońskie czewapczicy i pleskawicę, popiliśmy świetnym macedońskim winem. Po obiedzie pożegnaliśmy naszych znajomych i poszliśmy zwiedzać miasteczko.

Restauracja i nasi znajomi
Nasz obiad
Podobno miasto jest usytuowane w kraterze wygasłego wulkanu. Nam jako laikom trudno to potwierdzić. Miasteczko jest malowniczo położone. Przepływa tu kilka rzeczek i strumieni. W miękkich wulkanicznych skałach wyżłobiły głębokie kaniony. Nad rzeczkami zostały przerzucone mosty, niektóre z nich pamiętają jeszcze czasy tureckie. Nowe, które je zastępują, nie mają już tego zabytkowego charakteru, trochę szkoda. 


Most w Kratowie
Następny most w Kratowie
Wszystkich mostów w Kratowie jest kilkanaście
Oprócz mostów charakterystycznym dla Kratowa są kamienne wieże, które kiedyś w XII – XIII w. służyły do obrony. Wieże są podobne do tych z włoskiego San Gimignano, greckiego półwyspu Mani, oraz z gruzińskiej Swaneti. Kiedyś takich wież było tu 12, do dziś pozostało 6. Najlepiej zachowana jest stojąca w centrum Wieża Zegarowa. Większość zabudowy to typowe domy bułgarsko - macedońskie z początków XX w. Niestety miasteczko jest bardzo biedne i bardzo zaniedbane. Szkoda, gdyby tak ładnie położone miasteczko było w Polsce lub w Europie Zachodniej, byłoby perełką turystyczną. Kratowo ma swój klimat i Macedończycy powinni go wykorzystać.


Jedna z kratowskich wież
Przechodziliśmy obok ładnej z zewnątrz cerkwi św. Jana Chrzciciela. Ciekawe są, ale nieco naiwne freski w krużgankach cerkwi. 

 
Freski pod krużgankami cerkwi św. Jana Chrzciciela. Na dolnym sąd ostateczny nad duszyczką
Przespacerowaliśmy się prawie wszystkimi głównymi uliczkami. Byliśmy chyba tego dnia jedynymi zagranicznymi turystami. Bardzo często miejscowi pozdrawiali nas. Było to bardzo miłe. W trakcie zwiedzania miasta, Lila robiła zdjęcia czerwonym krzewom różanym w ogrodzeniu przy ulicy. Po chwili dogonił nas starszy właściciel i podarował jej bukiet fotografowanych róż. Byliśmy bardzo zaskoczeni tym gestem.

Lila z różami
Inne zdarzenie, które zapamiętaliśmy: w małym sklepiku chcieliśmy kupić kefir lub jogurt. Wybraliśmy i podchodzimy do kasy. Sprzedawczyni zwraca nam uwagę, że dziś kończy się data ważności i mówi żebyśmy go nie kupowali. Czy u nas mogłoby się to przydarzyć?
Już po zmroku wracamy do naszego hotelu.
Rano następnego dnia jemy pyszne śniadanie w hotelu ( niestety w tym wyjeździe to rzadkość, w większości śniadania przygotowujemy sobie sami ). Jeszcze idziemy do banku wymienić pieniądze, wczoraj był już zamknięty. W Macedonii we wszystkich bankach kurs wymiany jest taki sam. Ceny paliw na stacjach benzynowych też wszędzie takie same. Dzisiejsza trasa z Kratowa do Bitoli przedstawia się następująco:



Pierwszym naszym dzisiejszym celem jest Monastyr Sveti Gavril Lesnovski. Położony jest wysoko w górach, w bardzo ładnym miejscu. Od głównej drogi trzeba tu jechać 13 kilometrów. Znowu nasza nawigacja miała trudności i kierowała nas w nieistniejącą drogę.
Klasztor został założony w 1341 r. na miejscu wcześniejszej świątyni. Główna cerkiew przetrwała wszystkie zawieruchy historyczne, nie była też znacząco przebudowywana. Ma ciekawą, nigdzie indziej nie spotykaną formę. Do świątyni wchodzi się przez duży przedsionek z kolumną w środku, potem wchodzi się do bardzo rozbudowanego narteksu, prawie tak dużego jak nawa, przykrytego własną kopułą. Zarówno w narteksie, jak i w nawie są bardzo dobrze zachowane freski z XIV w. W środku nie mogliśmy robić zdjęć, więc nie możemy ich pokazać. Kilka możecie zobaczyć tu: https://en.wikipedia.org/wiki/Lesnovo_monastery Ciekawy i bardzo cenny jest ikonostas z XIX w, został misternie wyrzeźbiony w orzechowym drewnie. Teren klasztoru jest bardzo zadbany, dużo tu zieleni i kwiatów. Rośnie tutaj 600-letnie poskręcane płożące się drzewo. W przewodniku pisze, że to crnica, ale w internecie nie znaleźliśmy co to za drzewo.

Monastyr Sveti Gavril Lesnovski

Cerkiew od strony wejścia
Cerkiew od strony absydy


Lila pod 600-letnim drzewem crnica
Wracamy do głównej drogi. Macedonia nie przestaje nas zaskakiwać. Krajobrazy ciągle się zmieniają, na polach uprawia się tutaj też ryż. 
A po drodze można zobaczyć taką scenę jak poniżej.   
  
Obrazki widziane po drodze - zderzenie starego z nowym, prowadząc osiołka rozmowa telefoniczna 

Jedziemy do następnego naszego dzisiejszego celu – ruin rzymskiego miasta Stobi. Są one położone tuż przy głównej autostradzie macedońskiej ze Skopie od Grecji, łatwo tu trafić. To rzymskie miasto powstało w IV w. p.n.e., Niestety najazd Gotów, oraz trzęsienie ziemi w 518 r. spowodowały upadek miasta. W XIII w. Stobi zostało opuszczone i zapomniane. Ruiny odkryto w drugiej połowie XIX w. Najcenniejszym zabytkiem są ruiny chrześcijańskiej bazyliki z IV w. ze wspaniałymi mozaikami w baptysterium, przedstawiają one zwierzęta oraz motywy roślinne. Mozaiki są podobne do tych które kiedyś oglądaliśmy we włoskiej Aquilei, tylko tamta bazylika z IV-V w. stoi do dziś, a tutaj są tylko ruiny. Tym nie mniej, naszym zdaniem, warto odwiedzić Stobi. Nie jedźcie tutaj latem, kiedy będą upały. Nie ma tutaj cienia, dziś nie było gorąco, ale słońce przez półtorej godziny zwiedzania trochę nas zmęczyło.
Stobi - mozaiki w baptysterium
Wykopaliska w Stobi
Stobi - mozaiki w ruinach jednego z kościołów
Ze Stobi jedziemy ciekawą drogą górską do Bitoli. Bitola ma niecałe 100 tys. mieszkańców i jest drugim co do wielkości miastem w Macedonii, po stolicy Skopje.

Widoki w drodze do Bitoli
Kwaterujemy się w naszym pensjonacie, który leży na obrzeżach centrum. Zaraz idziemy na spacer po mieście. Wchodzimy na główną ulicę Shirok Sok ( dawniej Marszałka Tito ) przy pomniku Miltona Manakiego, pioniera filmu bałkańskiego. Nakręcił on tu w Bitoli pierwszy bałkański film. Co rok we wrześniu odbywają się tu festiwale filmowe. Shirok Sok to deptak, główna oś miasta. Tutaj znajdują się wszystkie zabytki i główne budynki miasta. Ulica kończy się głównym placem Magnolia. Oglądamy tu Wieżę Zegarową i meczet Yeni Džamija. Meczet jest ciekawy, typowo osmański z XVI w. Teraz jest w nim galeria sztuki, niestety w środku był remont. Potem idziemy na Bezistan i Starą čaršiję czyli targowisko i stare osmańskie centrum. Nie są to dla nas ciekawe i interesujące miejsca.
Oglądamy jeszcze ciekawą cerkiew św. Dymitra, wybudowaną w XIX w., jeszcze w czasach panowania tureckiego. Nie wolno było wtedy budować świątyń, które mogłyby dominować. Mimo ogromnych tureckich restrykcji powstała jedna z największych prawosławnych cerkwi na Bałkanach. Podłoga cerkwi jest poniżej poziomu gruntu, co pozwoliło to na optyczne powiększenie wnętrza. Dzwonnicę dobudowano do cerkwi dopiero po wyzwoleniu spod okupacji tureckiej. Niestety tu też nie wolno nam było fotografować.
Obiadokolację jemy na placu Magnolia. Duży tu ruch pełno miejscowych. Zaskoczyło nas w restauracji menu na tablecie. Można było je przetłumaczyć na główne języki ( szkoda, że nie na polski ) . Podczas naszego posiłku na placu odbywała się demonstracja ( przeciw arogancji władzy, jak kelner nam powiedział ). Policji było dużo, protestujących niewiele. Po godzinie wszyscy w porządku się rozeszli.

W międzyczasie zrobił się wieczór. Na głównej ulicy coraz więcej ludzi, wszystkie miejsca w restauracjach, kawiarenkach i barach zajęte. Lubimy tę wieczorną atmosferę południowych krajów, ten luz, beztroskę, chęć zabawy. Chodzimy między ludźmi, przysiadamy na ławeczkach. Po całym dniu jazdy, zwiedzania, spacerowania jesteśmy zmęczeni. Wracamy do pensjonatu pełni wrażeń.

Bitola - pomnik Miltona Manakiego na placyku przed kinoteatrem
Bitola - Shirok Sok główna ulica i deptak miasta w pobliżu placu Magnolia
Bitola  - wieża zegarowa
Bitola - cerkiew św. Dymitra
Bitola - Plac Magnolia i pomnik Filipa Macedońskiego
Bitola po zmroku - plac Magnolia
Następnego dnia rano musimy raz jeszcze poszukać banku, aby wymienić pieniądze. Po podliczeniu mogłoby nam braknąć na pełny bak paliwa, a paliwo w Macedonii znacznie tańsze niż w Grecji. Musimy też kupić to dobre wino, które piliśmy wcześniej w Kratowie. 

Główna ulica Bitoli w sobotni ranek


Po drodze podjeżdżamy jeszcze do Heraklei Lyncestis. Herakleę założył w IV w p.n.e. Filip Macedoński ( ojciec Aleksandra Macedońskiego ), dlatego w centrum Bitolii znajduje się jego pomnik. Po Grekach miasto przejęli Rzymianie. Wykopaliska znajdują się na południe od centrum Bitolii, tuż przy naszej trasie. Nie wchodzimy na teren wykopalisk, robimy tylko zdjęcia z zewnątrz. 
Heraklea
Heraklea 

Wyjeżdżając z Bitolii podziwiamy po prawej stronie górski masyw Pelister z najwyższym szczytem o wysokości ponad 2600 m n.p.m. 
Przed nami granica grecka.
Góry nad Bitolą w Parku Narodowym Pelister - zdjęcie z naszego samochodu