środa, 29 czerwca 2016

27. Kraniewo, Złote Piaski i Bałczik nad Morzem Czarnym

Po znowu obfitym śniadaniu w naszym hotelu w Wielkim Tyrnowie, żegnamy się z naszymi gospodarzami. Dziś jedziemy nad Morze Czarne. Chcemy nad bułgarskim i rumuńskim wybrzeżu trochę innaczej odpocząć i po prostu nic nie robić.

Nasza dzisiejsza trasa nad morze wygląda tak, jak na mapce:



Droga z Wielkiego Tyrnowa do Szumenu jest bezproblemowa, dobra, samochodów mało. Dziś jest niedziela, jedynym problemem jest słońce, czasami świecące w oczy. W nieco ponad dwie godziny możemy już zaparkować pod meczetem Sherif Halil Pasza zwanym także jako Meczet Tombuł w Szumenie. Meczet ten został wybudowany w latach 40-tych XVIII wieku i jak twierdzi Wikipedia jest największym meczetem w Bułgarii. Mamy szczęście jeszcze możemy wejść do środka. Za pół godziny będzie przerwa południowa. Trafiamy na bardzo miłego i uprzejmego biletera, przeciwnie od tego w Płowdiwie. Bilet 1 lewa to cegiełka na remont meczetu. Dodatkowo, ku naszemu zaskoczeniu, dostajemy zafoliowaną kartkę z objaśnieniami w języku polskim ( widać, że tekst był tłumaczony przez Polaka ). Meczet ma klasyczną formę meczetów tureckich. Wszystkie one wzorują się na kościele Hagia Sophia w Stambule, który dla architektów tureckich był wzorem do naśladowania. Meczet nie jest w najlepszym stanie, ale właśnie dlatego jest w remoncie. W środku oraz na zewnątrz wszędzie stoją rusztowania, odnawiane są ściany i malowidła. Na nasze pytanie kiedy remont się skończy uzyskaliśmy odpowiedź, że remontują w miarę pozyskiwania funduszy. Po remoncie będzie wyglądał naprawdę ładnie. Więcej o meczecie możecie przeczytać w Wikipedii: Tombul Meczet

Nasza droga z Wielkiego Tyrnowa do Szumenu
Wjeżdżamy do Szumenu,. To "coś" ogromnego na szczycie wzgórza nad miastem to ogromny betonowy pomnik 1300 - lecia Bułgarii
Szumen - Meczet Tombuł
Meczet Tombuł, mimo remontu jest nadal używany.
Meczet Tombuł, wnętrza
Meczet Tombuł - wnętrze ( szkoda, że jest remont )
Meczet Tombuł, tylko niektóre szybki w tych ładnych oknach witrażowych są całe, pozostałe trzeba wstawić
Meczet Tombuł, dziedziniec, tu są wydawane posiłki dla pielgrzymów przychodzących z daleka na modły
Meczet Tombuł, dziedziniec z studnią ablucyjną
Do centrum miasta mamy kilka kilometrów. Centrum mało ciekawe, zadrzewiony deptak, równoległy do głównej ulicy. Nawet nie robiliśmy tu zdjęć. Idziemy napić się kawy. W pierwszym lokalu nie mogliśmy się doczekać na kelnera ( nie było nikogo ). W Bułgarii to dość częsty przypadek. W następnej kawiarence, już bez problemów dostaliśmy dobrą kawę.
Szumen ma bogatą historię. Był znaną miejscowością już podczas istnienia Pierwszego Państwa Bułgarskiego ( lata 681 – 1018 n.e.). Na górze nad miastem można obejrzeć pozostałości fundamentów wczesnośredniowiecznych budowli oraz pomnik 1300 – lecia Bułgarii. Jest to olbrzymi monument, wybudowany w czasach realnego socjalizmu. Nie jedziemy tam, nie można wszystkiego chcieć oglądać ( nie jest to nasz ulubiony okres dziejowy, znamy go z autopsji ). Jeżeli chcecie to możecie przeczytać o nim w Wikipedii: Създатели на българската държава    

Kilkanaście kilometrów dalej znajduje się zabytek, dla którego właśnie tędy jedziemy. Jest do słynny Jeździec z Madary.
Zatrzymujemy się na parkingu. Po wykupieniu w kasie biletów trzeba przejść ok. 200 - 300 m ścieżką przez las pod skałę. Można stąd oglądać rzeźbę. Niestety wybudowane kiedyś podwyższenie ( podest ) jest skorodowany i wchodzić na niego nie można ( schodki są odcięte ), przeszkadza trochę w oglądaniu. Sama rzeźba nas nie zachwyca.

Jeździec z Madary jest to wczesnośredniowieczna płaskorzeźba na pionowej skale, przedstawiająca jeźdźca na koniu, zabijającego włócznią lwa. Jeźdźcowi towarzyszy biegnący pies. Rzeźba znajduje się 23 metry nad poziomem gruntu na ponad 100 metrowej pionowej skale. Wielkość reliefu jest zbliżona do oryginału. Płaskorzeźba została prawdopodobnie wykonana na przełomie VII i VIII wieku n.e. i miała na celu uczcić panowanie chana Terweła oraz pokazać jego wielkość, siłę i znaczenie. Niestety naskalna rzeźba jest już mocno zerodowana i uszkodzona przez trzęsienie ziemi ( pęknięcia skalne ). Obok rzeźby znajdują się cztery napisy, z różnych czasów, najstarszy z czasów Terweła, mimo chęci nie dostrzegliśmy tych napisów.

Obok parkingu znajduje się niewielkie muzeum, które oprócz historii powstania rzeźby eksponuje znaleziska z miejscowej średniowiecznej osady. Znajdują się tam dwie niewielkie płaskorzeźby, są to jakby studia rzeźby mającej powstać, od tej na skale różnią się szczegółami. Fundamenty odkopanej osady można niedaleko zwiedzać, ścieżką można też dojść do dwóch grot ( jaskiń ), które kiedyś też były zamieszkałe. Cały ten obiekt wpisany jest na listę dziedzictwa UNESCO. Tych z Was, którzy chcą więcej się dowiedzieć, przeczytać wyryte na skale napisy odsyłamy do Wikipedii: Jeździec z Madary

Dojeżdżamy do Madary
Słynna płaskorzeźba na skalnej ścianie, jako Jeżdziec z Madary ( mocno zerodowana i popękana )
Stary podest, kiedyś ułatwiał oglądanie, teraz przeszkadza i utrudnia
Muzeum w Madarze, znalezione w okolicy miniatury rzeźby, nieco różniące się od tego na skale
Muzeum w Madarze - inne miniatury rzeźby nieco różniące się od tego na skale
Muzeum w Madarze -  znalezione w okolicy monety z VIII wieku n.e.
Z Madary jest niedaleko do Pliski, miejscowości, która uchodzi za pierwszą stolicę Państwa Bułgarskiego.
Te tereny zasiedlali kiedyś Trakowie, byli podbijani przez Macedończyków i Rzymian. Po upadku Rzymu, na tereny te z północy weszli Słowianie. Niestety ani oni, ani mieszkający z nimi Trakowie nie potrafili stworzyć organizacji państwowej, tocząc ciągłe potyczki z rosnącym w siłę Bizancjum. W VII wieku tereny te podbili Protobułgarzy, koczowniczy lud pochodzenia tureckiego, który przybył tu z Powołża lub z terenów dzisiejszego Kazachstanu. Podbiwszy te ziemie Protobułgarzy, jako niżej rozwinięci, ale silniejsi, szybko przejęli kulturę, język i zwyczaje miejscowej ludności. Historia zna takie przypadki – Macedończycy podbiwszy Grecję, przejęli jej język i kulturę. Za pierwszego władcę i założyciela Państwa Bułgarskiego Bułgarzy uważają chana Asparucha. Za datę założenia swojego państwa uważają rok 681, w którym chan Asparuch zajął tereny na południe od ujścia Dunaju. Bułgarzy musieli ciężko walczyć, głównie z Bizancjum, budując mozolnie i z trudem swoje państwo. Przyjęli chrzest 100 lat przed Polską w 866 roku. Więcej o historii pierwszego Państwa Bułgarskiego możecie przeczytać w dużym artykule w Wikipedii: Historia Bułgarii (681–1018)
Wracając do Pliski czy rzeczywiście była pierwszą stolicą Bułgarii? Są różne zdania na ten temat. Nie mamy w planie wycieczki do Pliski, ale Wy możecie o niej przeczytać w Wikipedii: Pliska. ( „Pliska” to też nazwa bułgarskiego winiaku, kiedyś tak często obok "Słonecznego Brzegu", przywożonego z Bułgarii. Bardzo u nas popularnego. Pamiętacie? ).

Zaraz za Madarą wjeżdżamy na autostradę, którą szybko docieramy do Warny. Zatrzymujemy się przy muzeum poświęconemu Władysławowi Warneńczykowi i bitwie pod Warną. Niestety muzeum jest zamknięte pomimo, że na stronie internetowej oraz na tablicy przed wejściem pisze, że powinno być właśnie otwarte. Nie ma niestety żadnej informacji, tylko kłódka na bramie. Zawsze staramy się odwiedzać miejsca związane z Polakami i z Polską. My kiedyś, jeszcze za studenckich czasów, odwiedziliśmy to miejsce. 

Postać młodego polskiego króla ( miał zaledwie 20 lat ), który zginął w bitwie pod Warną, była bardzo barwna i niestety tragiczna. Po serii zwycięstw nad Turkami nasz król podpisał w Szegedzie 10-letni rozejm, który za namową papieża po kilku miesiącach złamał i rozpoczął nową wojnę z Turkami. Papież obiecał pomoc floty weneckiej i genueńskiej, która miała zablokować cieśniny i opóźnić przybycie wojsk tureckich. Niestety nie wywiązał się z tej obietnicy. Wojska polsko – węgierskie były słabo przygotowane do tej wojny. Do ostatecznego starcia doszło pod Warną w listopadzie 1444 roku.

Gdyby nie przypadkowa śmierć naszego króla, to losy Europy mogły się potoczyć zupełnie inaczej. Bitwa w zasadzie była wygrana, wojska tureckie były w odwrocie. Wtedy młody król nie wytrzymał i na czele niewielkiego oddziału, właściwie tylko swojej ochrony, ruszył do walki. Po upadku konia, głowę naszemu królowi ściął turecki janczar. Gdy tylko wiadomość o śmierci króla dotarła do naszego wojska, to zaczęło w popłochu uciekać. Wtedy śmierć wodza oznaczała przegraną bitwę. Sułtan Murad przez trzy dni bał się wyjść z ukrycia, sądząc że jest okrążony i zaraz zostanie napadnięty przez nasze wojska. W bitwie pod Warną stracił ponad połowę swojego wojska – 30 tysięcy ludzi i wielu dowódców. Na polu bitwy nigdy nie odnaleziono ciała króla, sułtan chciał je z honorami pochować. Natomiast odcięta głowa króla, przechowywana w miodzie dla ochrony przed zepsuciem, została przewieziona do Edirne, ówczesnej stolicy Turcji i pokazywana ambasadorom jako dowód zwycięstwa. Zwrócono uwagę, że głowa króla miała jasne włosy, a król miał ciemne. W Europie wtedy huczało od plotek, że król Władysław nie zginął tylko żyje. Każda była bardziej fantastyczna od drugiej. Przytoczymy tylko jedną, że obcięta głowa nie była jego, ale informacja ta spowodowała, że wojsko zaczęło uciekać. Nie mógł go zatrzymać i po przegranej bitwie, uciekł w przebraniu z pola bitwy. Różnymi kolejami losu trafił na Maderę, gdzie poznał i poślubił miejscową hrabinę i potem miał z nią dzieci. Jednym z nich miał być Krzysztof Kolumb.
Ale dość tych historycznych dywagacji i spekulacji.

Na forum PSKO - Polonii Bułgarskiej w internecie ( wpis z 14 maja 2006 roku  ). Cytujemy 
" Bitwa pod Warną i śmierć w niej króla polskiego i węgierskiego Władysława III zapoczątkowała również pierwszy literacki kontakt polsko-bułgarski. Otóż w tymże czasie powstała bułgarska pieśń ludowa o Władysławie Warneńczyku - ludowy epos słowiański, w którym król jest przedstawiany jako obrońca przed Turkami.

Od czasów Kallimacha (1437-1496) król Władysław III był przedstawiany jako jednoczyciel Słowiańszczyzny. Do tej koncepcji powrócił, jednak z zupełnie innych pobudek - chęci włączenia wszystkich ziem słowiańskich do Rosji - car rosyjski od 1825 roku i król polski od 24 maja 1829 roku, Mikołaj I (1796-1855). Dążąc do opanowania dla Rosji Bałkanów, cieśnin Bosforu i Dardaneli oraz Konstantynopola (Stambułu) w latach 1828-29 prowadził wojnę z Turcją. W 1828 roku po zdobyciu Warny Mikołaj I, chcąc zjednać sobie Polaków, wystąpił jako mściciel Władysława III Warneńczyka i rozkazał wysłać do Warszawy dwanaście dział zdobytych na Turkach, z których planował odlać pomnik króla Władysława ( niezrealizowany z powodu wybuchu Powstania Listopadowego         1830-31 ) . 


Dopiero po ponad 400 latach na pobojowisku pod Warną dywizja polska przy armii angielskiej pod dowództwem hr. Władysława Zamoyskiego wzniosła w 1856 roku pomnik na pamiątkę bitwy i śmierci króla Władysława, po którym jednak już pod koniec XIX w. niewiele pozostało. Dopiero w 1935 roku przy współpracy z Bułgarami jeden z trackich kurhanów grobowych na polu bitewnym przekształcono na pomnik - mauzoleum króla Władysława Warneńczyka. Umieszczono w nim tablicę pamiątkową ku czci króla. Mauzoleum od lat 60. XX w. odwiedzane jest przez licznie przybywających tu turystów polskich. Co więcej bitwa ta, a przede wszystkim śmierć w niej polskiego króla, przyczyniła się do powstania jedynej na mapie Bułgarii nazwy geograficznej o polskich korzeniach. Otóż na części pól bitwy pod Warną powstała później osada, której w 1935 roku, z okazji postawienia tu mauzoleum ku czci Władysława Warneńczyka, nadano nazwę Władysławow ". 


Po nieudanej próbie odwiedzenia muzeum pojechaliśmy nad Morze Czarne do Kraniewa koło Złotych Piasków, gdzie mieliśmy zamówione trzy noclegi. Mieliśmy tu wypoczywać, trochę plażować i wspominać nasze wyjazdy do Bułgarii sprzed lat. Lila kiedyś jeździła tu na kemping. Zaraz po przyjeździe poszliśmy na krótki wieczorny spacer.

Kraniewo - restauracja przy plaży
Kraniewo - eleganckie namioty plażowe
Gdybyśmy wiedzieli co nas spotka w Kraniewie, to nigdy nie zamówilibyśmy tam noclegów. Ale po kolei. Noclegi zamawialiśmy przez portal www.booking.com . Już na początku coś nam nie pasowało, pod podanym adresem nie było takiego obiektu. Po rozmowie telefonicznej przyszedł po nas młody właściciel i zaprowadził nas do pobliskiego domu. Dom nie miał żadnej tabliczki, ani opisu. Wzbudziło to w nas dalsze podejrzenia. Zanim właściciel zaprowadził nas do pokoju zażądał opłaty z góry. Powiedzieliśmy, że przecież nie uciekniemy, a zapłacimy jutro. Następnego dnia, po powrocie z Złotych Piasków zapłaciliśmy uzgodnioną należność i poprosiliśmy o pokwitowanie. Zgodziliśmy się, że otrzymamy je następnego dnia. Wieczorem przed wyjazdem, gdy zażądaliśmy pokwitowania zapłaty właściciel stanowczo odmówił, próbował nam dać potwierdzenie zamówienia z „bookingu”, które zresztą sami mogliśmy sobie wydrukować. Doszło do sporu, i ok. 23.00 wpadł w furię, zagroził nam wyrzuceniem z kwatery przez policję. Jakoś udało się nam załagodzić spór. Na ostatnią noc zabarykadowaliśmy się w pokoju. Rano przed wyjazdem zadzwoniliśmy do centrali „bookingu” w Holandii i opisaliśmy całą sytuację ( ku naszemu zaskoczeniu rozmawiał z nami Polak ). Po kilkunastu minutach, tuż przed wyjazdem, otrzymaliśmy pokwitowanie zapłaty. Jeżeli będziecie chcieli kiedyś przyjechać do Kraniewa, a chcielibyście uniknąć tego właściciela, napiszcie do nas, a podamy Wam jego namiary.

Ale wracając do chronologii wydarzeń, pierwszy dzień przed południem spędziliśmy na wypoczynku i plażowaniu. Kraniewo, kiedyś maleńka wioska, był tu tylko kemping, to teraz młode wczasowisko o dość chaotycznej zabudowie. Centrum to pełno sklepików, barów, tymczasowych restauracyjek. Plaże ma ładne, duże, szerokie, podobne do bałtyckich, szczególnie ta na północny w kierunku Albeny. Pogoda tego dnia była zmienna, było gorąco i duszno. W porze obiadowej nawet krótko padał deszcz.

Plaża w Kraniewie w kierunku Albeny
Kraniewo, właśnie nadchodzi deszcz. Był na szczęście krótkotrwały.
Późnym popołudniem pojechaliśmy do Złotych Piasków, aby skonfrontować nasze dawne wspomnienia. I tutaj przeżyliśmy naszą najgorszą przygodę w tej podróży. Długo szukaliśmy w Złotych Piaskach bezpłatnego parkingu. W końcu znaleźliśmy takie miejsce. Sfotografowaliśmy miejsce parkingu zapisując nazwę hotelu, obok którego zaparkowaliśmy. Zadowoleni poszliśmy na spacer po słynnym wczasowisku. W Złotych Piaskach jest około 200 hoteli. W związku z tym jest olbrzymi tłok, straszna komercja. Wszędzie głośna muzyka, masa przepychających się ludzi, pełno handlarzy, barów. Nigdy nie zgodzilibyśmy się spędzić tu urlopu. To nie nasze klimaty.
Złote Piaski - pusta komercyjna plaża wieczorem
Złote Piaski - na ścianie dużego hotelu przy plaży - popisy akrobatów
Złote Piaski - nadmorski deptak w najbardziej reprezentacyjnej części miejscowości
Złote Piaski - komercyjna plaża wieczorem
Złote Piaski, są to wszystkie dostępne atrakcje, diabelski młyn, wesołe miasteczko, wieża Eifla, turystyczny pociąg itp.
Złote Piaski, są tu też inne atrakcje: salony masażu, studia z rybkami zjadającymi naskórek i takie jak to studia fotograficzne
Po czterech godzinach zrobiła się noc. Postanowiliśmy więc wracać do Kraniewa na nocleg. Mamy dość dobrą orientację w terenie, ale w nocy wszystko się zmieniło. Ulice wyglądały już inaczej. Zaczęliśmy się pytać jak dojść do hotelu, obok którego zaparkowaliśmy, oczywiście mało kto wiedział gdzie to jest. Wreszcie po trzech kwadransach znaleźliśmy, ale samochodu nie było. Trzeba przyznać, że jest to dziwne uczucie. Stwierdziliśmy, że mamy problem do rozwiązania. Kilkakrotnie dzwoniliśmy na 112, ale nikt nie odbierał. Obok był postój taksówek. Taksówkarz powiedział nam, że samochodu nam nie ukradziono, lecz najprawdopodobniej miejskie służby zabrały go na parking, jako nieprawidłowo zaparkowany. Udaliśmy się na ten parking i tam znaleźliśmy nasz samochód. Jaka ulga, ale niestety był zablokowany. Parkingowi zażądali od nas zapłacenia 72 lewa za odholowanie i 6 lewa za parkowanie. Poinformowali nas, że jeżeli się nie zgadzamy, to możemy przyjść rano do dyrekcji parkingu. Perspektywa brania taksówki do Kraniewa w obie strony i potem udowadnianie swojej niewinności mimo, że w samochodzie mieliśmy kamerkę i nakręcony film z parkowania, na którym były widoczne wszystkie znaki. Woleliśmy zapłacić i mieć spokój. Ponieważ nie mieliśmy tyle lewów część zapłaciliśmy w Euro, po lichwiarskim kursie. W sumie kosztowało to nas ok. 45 euro. Nie został na nas nałożony żaden mandat karny za złe parkowanie. Dopiero na nasze wyraźne żądanie dostaliśmy paragon z kasy fiskalnej za parkowanie na 78 lewa, tak jakbyśmy parkowali tam 39 godzin ( 39 godzin * 2 lewa ). Czuliśmy się bezradni i oszukani. 

Po przyjeździe do Polski opisaliśmy tę sprawę oraz sprawę różnych cen biletów wstępu dla nas i Bułgarów ( pisaliśmy o tym w poprzednim poście 26. Wielkie Tyrnowo symbol bułgarskiej niepodległości ) i nieczynnego muzeum Warneńczyka w mailu do naszej Ambasady w Sofii. Odpowiedź przyszła bardzo szybko i nie zadawalała nas, potwiedziła tylko naszą bezsilność i brak jakichkolwiek działań ze strony ambasady polskiej. Udostępniamy poniżej część odpowiedzi dot. parkowania. Potwierdza to nasze spostrzeżenia     ( wytłuszczenie nasze ). Cytujemy:
...Nie jesteśmy jednak w stanie rozstrzygnąć teraz czy zaparkowaliście Państwo auto na terenie tej strefy czy też w miejscu dozwolonym. Jest bowiem smutnym faktem, że odholowywanie samochodów stało się w Bułgarii działalnością mocno patologiczną. Zgodnie z bułgarskim ustawodawstwem firma dokonująca wydania nieprawidłowo zaparkowanych pojazdów winna działać zgodnie z obowiązującym prawem i ponosi odpowiedzialność za zachowanie odpowiedniej procedury. W przypadku stwierdzenia wykroczenia (nieprawidłowego parkowania) firma dokonująca odholowania pojazdu przygotowuje materiał zdjęciowy, oraz pisemny protokół o wykroczeniu administracyjnym, jak również po odholowaniu samochodu na tzw. płatny parking karny, zawiadamia Rejonową Komendę Policji. Podczas odbioru pojazdu z parkingu karnego właściciel powinien stanowczo żądać dokumentu z policji drogowej opisującego wykroczenie (tzw. mandat). W przypadku, gdy pojazd został nieprawidłowo odholowany, należy wpisać w protokole policyjnym swój sprzeciw. Na podstawie wymienionego dokumentu można na drodze sądowej ubiegać się o zwrot pobranych należności. Oczywiście w praktyce dla turysty, który jest tu przejazdem i zamierza ruszyć w dalszą trasę jest to rozwiązanie głównie teoretyczne....”
W teorii wygląda to zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. Opisujemy tą sytuację dla Was, żebyście uniknęli takiego przypadku jaki nas spotkał. Odpowiedź ambasady na pozostałe tematy poruszone w mailu nic nie wnosiła i była wymijająca.

Ostatni nasz dzień w Kraniewie byłby zupełnie udany, gdyby nie ta nocna historia z właścicielem naszego pensjonatu, o której pisaliśmy wyżej. Cały prawie dzień spędziliśmy na plaży pomiędzy Kraniewem a Albeną. Przeszliśmy na piechotę do Albeny i z powrotem (ok. 3 km w jedną stronę), opalając się i zażywając kapieli po drodze.

W Albenie spotkała nas również inna niemiła niespodzianka. Z plaży wstąpiliśmy do jednej z nadmorskich restauracyjek. Nie było w niej nikogo. Kelner przyniósł nam kartę. Jak zobaczyliśmy ceny  (ceny "z kosmosu" bardzo wysokie ) to podziękowaliśmy. Kelner, sądzimy, że za karę nie przepuścił nas do drugiego wyjścia na ulicę i kazał nam cofnąć się z powrotem na plażę.

Dochodzimy plażą z Kraniewa do Albeny
W Kraniewie spotkaliśmy też sympatycznych ludzi. W jednej z letnich plażowych knajpek obsługiwała nas kelnerka. Zaskoczyło nas, że dobrze mówiła po polsku, z prawie nie wyczuwalnym akcentem, trochę brakowało jej słów. Kilka minut miło rozmawialiśmy. Okazało się, że polskiego nauczyła się od polskich klientów. Była bardzo miła i komunikatywna. Rozmawialiśmy kilka minut na różne tematy. Zaskoczeniem dla nas było też to, że gdy przyszła grupa Niemców rozmawiała z nimi po niemiecku z zupełnie poprawnym akcentem.

Następnego dnia po naszych nocnych przygodach z właścicielem pensjonatu z ulgą wyjeżdżaliśmy z Kraniewa.
Pierwszy nasz cel na dzisiaj to Bałczik, odległy o kilkanaście kilometrów, a potem już Konstanca i Mamaja w Rumunii. Nasza dzisiejsza trasa wygląda tak:



Do Bałczika mamy tylko kilka kilometrów. Bałczik jest już miejscowością w Dobrudży Południowej. Kraina ta była sporna pomiędzy Bułgarią i Rumunią. Po drugiej Wojnie Bałkańskiej tereny te zaanektowała Rumunia. Długo trwał arbitraż i w końcu w roku 1940 Dobrudżę Południową przyznano Bułgarii, co następnie zostało potwierdzone w tzw. „pokoju paryskim” po drugiej wojnie światowej w 1947 roku. Nastąpiła wtedy wymiana ludności, tak aby na terenie Dobrudży Południowej mieszkali Bułgarzy, a Dobrudży Północnej Rumuni. Więcej o Dobrudży Południowej przeczytacie w Wikipedii: Dobrudża 

W Bałcziku szukamy parkingu, ale po naszych doświadczeniach w Złotych Piaskach nie próbujemy już szukać bezpłatnego, parkujemy na parkingu płatnym. Powodem, dla którego tu jedziemy jest rezydencja królowej Marii (1875-1938), rumuńskiej królowej (1914-1927), która oczarowana tym miejscem kazała tu wybudować swoją letnią rezydencję. Mąż jej Ferdynand to następca tronu w Rumunii po Karolu I ( bratanek). Patrz nasz następny post dotyczący wzmianki o królowej Elżbiecie w Konstancy (28. Przez Konstancę do Delty Dunaju - przyrodniczego skarbu Rumunii). 
Nas zachwyca przede wszystkim bardzo ładny ogród botaniczny, drugi największy w Europie ( największy jest w Monaco ). Blisko morza i plaży, na stoku góry, wybudowano niewielki pałacyk królowej. Zachwyca forma, która nawiązuje trochę do architektury tego rejonu, do której dodano turecki minaret. Pochodzenie tego minaretu nie jest jasne, może była to modna w tamtych czasach fascynacja elit Orientem, a może jak mówią legendy, nieszczęśliwa w pożyciu małżeńskim królowa miała kochanka pochodzenia tureckiego, któremu chciała się przypodobać i wybudowała minaret. Efekt jest jednak dość dobry. Rezydencja z minaretem prezentuje się zupełnie ładnie, bez minaretu nie byłaby taka ciekawa.

Bałczik ogród botaniczny
Bałczik ogród botaniczny - oranżeria z kaktusami
Bałczik ogród botaniczny - oranżeria z kaktusami
Bałczik - pałacyk królowej Marii z minaretem
Bałczik -  wejście do pałacyku królowej Marii z minaretem
Bałczik - widok z pałacyku królowej Marii na morze z plażą
Bałczik - pałacyk królowej Marii wnętrze
Bałczik - pałacyk królowej Marii przed pałacem kamienny fotel
Bałczik park pałacowy - pergola
Bałczik - pałacyk królowej Marii lilie wodne przed pałacem
Bałczik inne zabudowania kompleksu pałacowego
Bałczik park pałacowy
Bałczik park pałacowy z mostem
Ogród botaniczny jest bardzo duży i  bardzo dobrze utrzymany. Wtopiony w park. Można godzinami chodzić alejkami, odpoczywać w cieniu na ławeczkach. Przyglądać się malarzom, którzy często maja tu swoje plenery. Znajduje się tu wiele ciekawych zaułków. Przez park, przepływa potok z wodospadem, jest też maleńki kościółek prawosławny. Niektóre dawne pomieszczenia gospodarcze zostały przebudowane na luksusowe pensjonaty.
Informacja dla Was, jeżeli tu będziecie i nie jesteście fanami zwiedzania wnętrz pałacowych, to nie kupujcie biletu do rezydencji, wystarczy Wam ten do parku. Pałacyk widać z wielu miejsc, a z zewnątrz jest ładniejszy niż wewnątrz. Więcej o tym miejscu możecie przeczytać w Wikipedii: Balchik Pałac
Polecamy też ciekawy artykuł o królowej Marii, która była bardzo ciekawą i nieszczęśliwą w życiu osobistym postacią, w Wikipedii: Maria Koburg. 
   
Bałczik - plener malarski w parku pałacowym
Bałczik park pałacowy - wodospad
Bałczik park pałacowy uroczy zakątek
Bałczik park pałacowy - mała cerkiewka
Z Bałczika mamy już tylko nieco ponad 60 kilometrów do granicy rumuńskiej. Droga jest dobra wśród pól słonecznikowych. W godzinę dojeżdżamy do granicy nigdzie się nie zatrzymując. Dalszy ciąg naszej podróży w następnym poście już z Rumunii.

W ten sposób żegnamy się z Bułgarią, napiszemy o niej jeszcze w ostatnim poście, będzie to podsumowanie naszej podróży. 

Droga do granicy z Rumunią
Wyjeżdżamy z Bułgarii do Rumunii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz