poniedziałek, 22 maja 2017

21. Andaluzja - z Malagi do Roquetas de Mar w prowincji Almeria

Z Malagi wyjeżdżamy nieco później niż chcieliśmy. Rano wstaliśmy później odsypiając wczorajszy wieczór. Potem trzeba było znów zrobić zakupy na śniadanie. Auto mieliśmy zaparkowane stosunkowo daleko od naszego mieszkania, podjechaliśmy nim po wcześniej spakowane bagaże. Z Malagi udało się nam wyjechać dopiero po godzinie 10:00. Dziś do przejechania mamy nieco ponad 200 km. Nasza dzisiejsza trasa wygląda na mapie następująco (mapę tę można dowolnie powiększać, wybierając interesujący fragment):




Pierwszym celem dzisiejszego dnia jest mała miejscowość Frigiliana ( około 3 tysięcy mieszkańców ). My przyjeliśmy, że jest to miasteczko ( niektóre źródła informacji piszą o wiosce ). Położona jest kilka kilometrów na północ od brzegu morza na wysokości ok. 300 m n.p.m. Frigiliana leży w niewielkim rejonie Axarquía. Jest to rejon w południowo-wschodniej części Prowincji Malaga. Stolicą tego rejonu jest miasteczko Velez-Malaga.

Z Malagi do Frigiliany jedziemy tu prawie cały czas bezpłatną autostradą A7.

Na autostradzie A7 w kierunku Frigiliany
Wjeżdżamy zaraz do Frigiliany, widać po lewej stronie drogi
Podobno nazwa miejscowości Frigiliana wskazuje na jej rzymskie pochodzenie. Prawdopodobnie istniał tu niewielki rzymski zamek, który został zburzony przez Wandali. Rozwój tej miejscowości nastąpił za panowania arabskiego. Arabowie wprowadzili nowoczesną agrokulturę, uprawiano tu nawet trzcinę cukrową oraz owoce i warzywa. Arabowie pozostawili po sobie sieć kanałów nawadniających pola i ogrody. Pozostałości tej melioracji są widoczne nawet jeszcze dzisiaj. Z czasów arabskich nie dotrwał do dziś żaden budynek, zamek zburzyli chrześcijanie po zdobyciu tych terenów. Z czasów arabskich zachował się stary układ uliczek górnej części miejscowości. Historia wspomina Frigilianę z bitwy jaka się tu odbyła podczas powstania Morysków (Arabów, których zmuszono do zmiany wiary na chrześcijańską ) w roku 1568. Porażka powstańców przyczyniła się do wcześniejszego ich wydalenia z Hiszpanii.


Z zaparkowaniem samochodu przy głównej ulicy nie mamy żadnego problemu. 


Centrum Frigiliany, na przeciwko duży renesansowy budynek Pałacu Hrabiów Frigiliany
Frigiliana składa się z dwóch części: nowszej dolnej oraz starszej górnej ( podział między nimi stanowi niewielki placyk z rondem, na którym główna droga skręca w lewo ).

Frigiliana, "białe miasteczko"
Frigiliana, wąska uliczka nowej części miasteczka
Najpierw spacerowaliśmy po dolnej, nowszej części miasteczka. Potem obok renesansowego budynku Pałacu Hrabiów Frigiliany wchodzimy do górnej, arabskiej części.

Frigiliana, widok z nowszej części miasta

Frigiliana, widok spod Pałacu Hrabiów Frigiliany
Tu przechadzamy się wąskimi, krętymi uliczkami, którymi czasami lekko się wspinamy się po schodach. Wszystkie domy są bielone, a drzwi i okiennice malowane są w kontrastowe kolory, najczęściej na niebiesko, brązowo i zielono. 


Frigiliana, uliczka starej części miasteczka

Frigiliana, uliczka starej części miasteczka

Frigiliana, uliczki starej części miasteczka
Frigiliana, uroczy zaułek starego miasta







Wszędzie dużo zieleni w doniczkach zawieszonych na murach domów lub w donicach przy domach. Niektóre domy przystrojone są barwną ceramiką.

Frigiliana, dom przystrojony  barwną ceramiką 


Jak na takie małe miasteczko jest tu też dużo turystów. 


Po południowej stronie miasteczka teren mocno opada w dół.

Frigiliana, kościółek św. Antoniego z XVII w. przy placyku








Oczywiście nie może zabraknąć klimatycznego kosciółka przy uroczym placyku. Tutaj usytuowane są liczne restauracje i kafejki dlatego, że roztaczają się stąd ładne szerokie widoki w stronę morza. Wstąpiliśmy do jednej z nich na kawę. Mimo, że prawie wszystkie stoliki były wolne, nie podano nam kawy. Usłyszeliśmy, że: „teraz nie jest czas na kawę tylko na obiad”. Zgodnie z sugestią zmieniliśmy więc lokal i odpoczęliśmy w pobliskiej lodziarni na dobrej kawie i lodach.

Frigiliana, zielona uliczka starej części miasteczka
Frigiliana, widok z drogi na starą część miasteczka



Trochę inne spojrzenie na Frigilianę oraz więcej informacji znajdziecie w blogu Pani Doroty z GrenadyFrigiliana zasłużenie uważana jest za najładniejsze białe miasteczko Andaluzji. Dla nas wszystkie białe miasteczka są urocze, każde inaczej, na swój sposób. Jesteśmy zakochani w tych białych miasteczkach ( nasze poprzednie posty: 16. Andaluzja - od Gibraltaru szlakiem białych miasteczek do Rondy czy 17. Andaluzja - Ronda, miasto malowniczo zawieszone na skałach ). Jeżeli będziecie na Costa del Sol, to przyjedźcie tu chociaż na parę godzin, z pewnością nie będziecie narzekać .




Nasze zdjęcia uzupełniamy również  załączonym niżej filmikiem z YouTube, co pozwoli oddać w pełni uroki tego miejsca i  zachęci Was do przyjazdu tutaj:


W okolicy Frigiliany płynie rzeka río Higuerón, doliną tej rzeki wyznakowano ładny szlak. Warto tu pójść na spacer w upalne dni. Część szlaku poprowadzona jest wodą. Trzeba mieć buty, które można zamoczyć lub iść boso. W niektórych miejscach można pływać. Więcej informacji: rio Higueron

Z Frigiliany jedziemy kilkanaście kilometrów na południe do miasteczka wypoczynkowego nad morzem Nerja. 
Historia tego miejsca - Nerja  jest typowa dla tego rejonu. Żyli tu Rzymianie i Arabowie, którzy to miejsce nazwali Narixa, co oznacza "obfite źródło". Od tej arabskiej nazwy wywodzi się dzisiejsza nazwa tego miejsca. Jeszcze przed Rzymianami tereny te zamieszkiwane były przez ludy pierwotne, świadczą o tym rysunki naskalne znalezione w pobliskich jaskiniach.

Nie mamy kłopotów z zaparkowaniem prawie w centrum miasta tuż przy plaży Carabeillo, tylko dlatego, że przejeżdżając akurat zwolniło się miejsce parkingowe. Idziemy stąd dalej do centrum ulicą Calle Carabeo.

Nerja, plaża Carabeillo
Nerja, Calle Carabeo
Nerja, ukwiecone wejście do domu przy Calle Carabeo

Nerja, Plac Balcon de Europa





Po chwili dochodzimy na niewielki plac. Odchodzi  stąd elegancka ulica-promenada w stronę morza. Jest to Balcón de Europa. Kończy się po około stu metrach ładnym, zakończonym na okrągło, punktem widokowym. 

Nerja, kościół Parroquia El Salvador przy placu


Nerja, promenada na Balcon de Europa

Nerja, Balcon de Europa






Pod tym punktem widokowym znajduje się droga i elegancka restauracja. W czasach arabskich stał tu zamek, a w XVIII i XIX wieku były tu umocnienia obronne. Kiedyś to miejsce nazywało się La Bateria. Stało tu duże działo, które zabezpieczało tą część wybrzeża przed desantem od strony morza.


Nerja, pomnik króla Alfonsa XII, na Balcon de Europa 







Nazwę „Balcon de Europa” miejsce to uzyskało wtedy gdy, tereny te zniszczone olbrzymim trzęsieniem ziemi, wizytował w 1885 roku król Alfons XII. Król zachwycony wspaniałym widokiem z tego miejsca powiedział: „ależ to jest balkon Europy”. Przy barierce na promenadzie stoi skromny pomnik króla, który przypatruje się tu ludziom przechodzącym i podziwiającym wspaniałe i rozległe widoki.

Nerja, Balcon de Europa


Jest tu sporo turystów. My też, tak jak kiedyś król, podziwiamy te piękne widoki, po lewej stronie ładną plażę Playa de la Calahonda, a po prawej Playa la Caletilla.

Dalej wracając się idziemy do ładnego kościółka Parroquia El Salvador ( wybudowanego w końcu XVII wieku ).

Nerja, Playa de la Calahonda
Nerja, Playa la Caletilla
Wąskimi uliczkami miasteczka wracamy do naszego samochodu. Jedziemy teraz do słynnej jaskini Cueva de Nerja. Jest to jedna z największych najładniejszych jaskiń w Hiszpanii. Jaskinia została odkryta przypadkiem w 1959 roku, przez bawiące się dzieci. Jaskinia była używana już w czasach prehistorycznych, na ścianach znaleziono naskalne rysunki przedstawiające foki, wykonane około 42.000 lat temu. Jaskinia ma bardzo bogatą szatę naciekową i jedną bardzo dużą podziemną komorę o wymiarach 100 m długości, 50 m szerokości, do 30 m wysokości. Niestety po przyjeździe na parking okazuje się, że właśnie zaczęła się przerwa obiadowa. Na otwarcie jaskini nie możemy czekać dwóch godzin. Rezygnujemy ze zwiedzania. Jest to ewidentnie nasza wina. Nie sprawdziliśmy wcześniej dokładnie w internecie godzin otwarcia. Na nasze usprawiedliwienie świadczy fakt, że na naszym noclegu w Maladze nie mieliśmy Internetu. Szkoda nam tej jaskini. Byliśmy tak źli, że z okolic jaskini nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia.
Dla chcących zwiedzić jaskinię wszystkie informacje są tutaj: Cueva de Nerja ( mamy nadzieję, że przeczytacie też informację o godzinach otwarcia jaskini ).


Droga N-340 wzdłuż morza




Jedziemy dalej. Nie jedziemy autostradą A7, wybieramy trochę wolniejszą trasę N-340, która przebiega bliżej morza. Jest bardziej widokowa niż autostrada. Widoki z drogi są wspaniałe, nasze zdjęcia tylko częściowo oddają piękno tego krajobrazu. Po około 8 kilometrach od jaskini przekraczamy granicę dwóch prowincji Andaluzji. Opuszczamy prowincję Malaga i wjeżdżamy do następnej już szóstej z ośmiu, prowincji Grenada

Po półgodzinie dojeżdżamy do Almuñécar, pierwszego miasteczka na tej trasie, w nowej prowincji Andaluzji.



Almuñécar to niewielka miejscowość o bardzo bogatej historii. Na początku Fenicjanie w VIII wieku p.n.e. założyli tu jedną ze swoich osad na Półwyspie Iberyjskim, nazywała się Sexi. Po drugiej wojnie punickiej ziemie te weszły w posiadanie Rzymu. Rzymianie rozbudowali miasto. Praktycznie od podstaw zbudowali zamek ( dziś zamek San Miguel ). Miasto musiało mieć duże znaczenie, bo dla dostarczenia słodkiej wody wybudowano tu aż pięć akweduktów. Za czasów rzymskich bardzo się rozwijało, było centrum rybołówstwa. Niestety później za panowania Wizygotów miasto podupadło. Ponownie się rozwinęło pod panowaniem arabskim, ale nigdy nie stało się większym miastem.

Po rekonkwiście Almuñécar nie zyskał specjalnie na znaczeniu. Zamek św. Michała rozbudowano i unowocześniono, umocniono fortyfikacje; zbudowano kościoły.

Nie mamy kłopotów z parkowaniem w pobliżu centrum i plaży. Najpierw idziemy na plażę. W plażowej restauracji zamawiamy pożywne gazpacho. Potem idziemy na spacer po mieście. Podchodzimy krótkim, ale dość ostrym podejściem pod zamek św. Michała.

Almunecar, plaża
Almunecar, zamek św. Michała
Almunecar, przy zamku św. Michała
Oglądamy ładny, ale niewielki zamek z zewnątrz. Podziwiamy widoki ze wzgórza zamkowego na morze i miasto.


Almunecar, widok na morze ze wzgórza zamkowego

Almunecar, widok na miasto ze wzgórza zamkowego
Ze wzgórza zamkowego schodzimy na północ w stronę starego miasta. Stare miasto co prawda ma wąskie uliczki, ale jest jakieś takie bez charakteru, nie stanowi zwartej całości i chyba jest za mało stare. Nie zachwyciło nas.

Almunecar, uliczka starego miasta
Almunecar, ratusz
Almunecar, kościół Iglesia de la Encarnación




Miasteczko wygląda jak wymarłe mimo, że jest już po sjeście. Dochodzimy do kościoła Iglesia de la Encarnación. Właśnie odbywa się tu ceremonia pogrzebowa. Wygląda na to, że prawie wszyscy mieszkańcy miasteczka przyszli na pogrzeb. 


Wyjeżdżamy z miasteczka. Dalej jedziemy w dalszym ciągu drogą N-340. Kilka razy zatrzymujemy się i oglądamy wspaniałe widoki. 


Na drodze N-340
Szczególnie podobał się nam widok z Punta de Cerro Gordo na „resort turystyczny” ( nie lubimy tego sformułowania ) Calahonda, położony na uroczym cyplu wcinającym się w morze.

 Widok z drogi N-340 na miejscowość Calahonda
Widok z przylądka Punta de Cerro Gordo na miejscowość Calahonda 
Koniec półwyspu, na którym leży  Calahonda
Droga N-340





Za około pół godziny wjeżdżamy do następnej prowincji Andaluzji, już siódmej z ośmiu, prowincji Almerii. Krajobraz zasadniczo się zmienia. Obserwujemy coraz więcej namiotów, w których uprawia się warzywa i owoce. Nam te namioty się nie podobają, mało pasują do krajobrazu. Ale trudno, taki mają tu klimat, zdecydowanie za dużo słońca i za mało wody. Uprawy udają się tylko w namiotach.

Prowincja Almeria, na stokach widać namiotowe uprawy warzyw i owoców
Autostradą A7 przejeżdżamy obok rolniczych namiotów i szklarni








Teraz już musimy się spieszyć do Roquetas de Mar, mamy tu zarezerwowane trzy noclegi w apartamencie turystycznym. W planie mamy odpoczynek i kąpiele w morzu.

Wjeżdżamy do Roquetas de Mar













Roquetas de Mar to największe wczasowisko w prowincji Almeria. Jest to teraz dość spore miasto, rozciągnięte wzdłuż brzegu morza. Mieszka tu na stałe ok. 90 tysięcy ludzi. Większość z nich zatrudniona jest oczywiście w turystyce, ale duża część pracuje w tym nietypowym dla nas rolnictwie.
Na wypoczynek przyjeżdżają tu głównie Anglicy, Niemcy i Hiszpanie. Angielscy i niemieccy emeryci, korzystając z niskich cen przyjeżdżają tu „przezimować” na jesień i zimę.





Jesteśmy trochę rozczarowani naszym locum. Jest to małe mieszkanie – sypialnia, kuchnia z jadalnią i łazienka. Samo mieszkanie nawet jest w porządku, nie jest drogie, porządnie wyposażone, ale znajduje się w olbrzymim bloku, który od strony klatki schodowej wygląda trochę jak więzienie. 


Roquetas de Mar, wewnątrz naszego apartamentowca



Nigdy nie chcielibyśmy wypoczywać w takim molochu. Teraz jest jeszcze przed sezonem, prawie nie ma tu wczasowiczów i jest tu zupełnie pusto. Na podziemnym prawie pustym parkingu stoi tylko kilka samochodów.


Zaraz po przyjeździe idziemy na zakupy. Ponieważ mamy tu w pełni wyposażoną kuchnię, to będziemy sobie sami gotować.



Na drugi dzień pogoda jest ładna, pełne słońce, ale wieje bardzo silny i zimny wiatr. O plażowaniu, ani o kąpieli nie ma mowy. Idziemy więc na spacer promenadą wzdłuż plaży. Na plaży nie ma prawie nikogo. 


Promenada przy plaży w Roquetas de Mar

Roquetas de Mar, plaża

Roquetas de Mar, dla żaglówek taki wiatr nie jest straszny
Roquetas de Mar, plaża hotelowa przy promenadzie





Natomiast jest tłok w chronionych od wiatru basenach hotelowych. Na na spacerze co chwilę szukamy osłoniętych od wiatru ławeczek, na których moglibyśmy się powygrzewać w słońcu. Jak nie wieje to jest nawet gorąco. Idziemy tak kilka kilometrów, aż do końca miejscowości.


Pusta promenada przy plaży w Roquetas de Mar
Roquetas de Mar, pusta plaża

Promenada przy plaży w Roquetas de Mar
Promenada i okolice plaży są ładne, zadbane i czyste, ale dla nas jest to zbyt duża miejscowość i wypoczywając tu dłużej nie czulibyśmy się dobrze. Najlepiej czujemy się wypoczywając na chorwackich dzikich plażach.

Roquetas de Mar, uliczka z apartamentowcami i pensjonatami