czwartek, 23 czerwca 2016

25. Płowdiw stolica bułgarskiej Tracji

Do Zlatogradu z greckiej granicy mieliśmy zaledwie pięć kilometrów. Po przejechaniu granicy, miejscowości już inaczej wyglądają. Zabudowania nie przypominają tych greckich. Przyjechaliśmy tutaj późno i najważniejsze po zakwaterowaniu było znalezienie dobrej restauracji na zjedzenie obiadu. Polecono nam restaurację ( po bułgarsku mehanę ) obok hotelu. Zjedliśmy tam pysznego pstrąga z rusztu. W restauracji oglądamy, bez specjalnego zainteresowania pozostałych nielicznych klientów, pierwszą połowę meczu w piłkę nożną Polska - Ukraina w ramach mistrzostw Europy we Francji. Drugą połowę oglądamy już w naszym hotelu. Mecz ku naszej radości, zakończył się 1:0 po bramce strzelonej przez Błaszczykowskiego w drugiej połowie meczu.

Wjeżdżamy na przejście graniczne między Grecją a Bułgarią
Typowe domy w Zlatogradzie



Nasza mehana w Zlatogradzie
Zlatograd to niewielkie miasteczko, ok. 8 tys. mieszkańców w bułgarskich Rodopach. Jest największą przygraniczna miejscowością w okolicy. Miasto położone jest w szerokiej dolinie rzeki Wyrbica i otoczone lasami. Jest najdalej na południe położonym miastem w Bułgarii. Dzisiaj pełni rolę bułgarskiego wczasowiska. Bezrobocie, jak w całej Bułgarii, jest tu duże. Sytuacja mieszkańców trochę się poprawiła po wstąpieniu Bułgarii do UE oraz po otwarciu w roku 2010 przejścia granicznego z Grecją. Mamy nadzieję, że wkrótce nastąpi rozwój tego miasteczka, potencjał turystyczny ma duży. Jeżeli pragniecie ciszy i spokoju, czystego powietrza, to przyjeżdżajcie tutaj. Nie jest tu drogo, nocleg dla dwóch osób ze śniadaniem to wydatek kilkunastu Euro ( standard bardzo dobry ).

Następnego dnia rano musieliśmy skorygować nasz plan podróży i zrezygnować z obejrzenia Diabelskiego Mostu koło miejscowości Ardino. Jest to most turecki zbudowany na rzymskich fundamentach podobny do tego jaki oglądaliśmy w greckiej Arta ( nasz post 8. Z Macedonii na Peloponez ). Dojazd do tego mostu to 12 kilometrów prawie gruntową drogą. Teraz most niczego nie łączy, brakuje tu dróg i miejscowości. Z żalem zrezygnowaliśmy więc ze zwiedzania Diabelskiego Mostu. Plan dzisiaj mamy bardzo napięty, planowana trasa poniżej:




Mimo, że miasto leży na granicy trudno znaleźć tu kantor, musieliśmy pieniądze wymieniać w banku. Naszymi głównymi celami na dzisiaj jest rezerwat „Czudnite mostove”, czyli „Cudowne Mosty” oraz Monastyr Baczkowski. Trasę zaplanowaliśmy tak, żeby przejechać przez Smolian, nie ma tu atrakcji turystycznych, miasto oglądamy tylko przejeżdżając samochodem. Chcemy zobaczyć stolicę narciarską w Bułgarii – Pamporowo. Już dziesięciokilometrowa droga ze Smoliana do Pamporowa jest przeżyciem. Droga pokonuje kilkaset metrów różnicy poziomów, oferując po drodze wspaniałe widoki. 

Przed wjazdem do miejscowości napotykamy na kompleks klasztorny św. Pantelejmona. Jest to zupełnie nowa świątynia i klasztor. Jako ciekawostkę należy podać fakt, że został założony przez Muzułmanina, który doznał oświecenia i przeszedł na prawosławie. Klasztor mimo, że jest nowy to jest bardzo popularny w Bułgarii i chętnie odwiedzany z powodu licznych uzdrowień z różnych chorób i dolegliwości oraz z trafnych wróżb dotyczących przyszłości. My nie zastaliśmy nikogo, tylko panie sprzątające świątynię. Niestety w Bułgarii nie można robić zdjęć w cerkwiach.

Pamporowo - za murem kompleks klasztorny św. Pantelejmona
Pamporowo - za murem kompleks klasztorny św. Pantelejmona - główna cerkiew
Pamporowo - za murem kompleks klasztorny św. Pantelejmona - główne wejście z zakazem fotografowania
Pamporowo położone jest na wysokości 1500 – 1600 m n.p.m. sprawia przyjemne i schludne wrażenie. Domy wypoczynkowe             ( niestety duże ) położone są w lesie w dość znacznej odległości od siebie. Minusem jest brak prywatnej zabudowy. Podobno śniegu w zimie tu nie brakuje. Jest tu 18 wyciągów narciarskich i ponad 50 km tras zjazdowych i 30 km tras biegowych. Więcej o Pamporowie można przeczytać w Wikipedii po hasłem Pamporowo . Obecnie ruch tu jest niewielki ludzi i turystów niewiele. Zatrzymujemy się w przydrożnej restauracyjce na kawę, ceny tutaj niestety są wyższe niż w Grecji.

Droga do Pamporowa
Pamporowo - domy wypoczynkowe
Pamporowo - wejście do restauracji
Z bardzo ładnie położonego Pamporowa zjeżdżamy do miejscowości Czepelare. Miejscowość położona w dolinie rzeki, znajdują się tu też wyciągi narciarskie.
Stąd już mamy niedaleko do skrętu w lewo do Czudnite Mostove czyli do Cudownych Mostów. Z drogi głównej trzeba jechać ponad siedemnaście kilometrów boczną trzeciorzędną drogą, która cały czas zwęża się i miejscami traci dobrą nawierzchnię. Droga pnie się łagodnie pod górę, wjeżdżamy na wysokość 1450 m. Dojeżdżamy do parkingu, kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się schronisko z restauracją, ale nie wchodziliśmy do środka. Znajdują się tu olbrzymie dwa łuki skalne oraz jeden mniejszy, które powstały najprawdopodobniej wskutek zawalenia się olbrzymiej podziemnej jaskini wyrzeźbionej w miękkich wapieniach przez przepływającą rzekę ( teraz jest to niewielki strumyczek ). Większy łuk ma długość prawie 100 m i wysokość 46 m i szerokość 45. Łuk na górze porośnięty jest lasem świerkowym. Mniejszy łuk ma wymiary długość 60 m, wysokość 50 m i też jest porośnięty lasem. Przepływający tu strumyk znika pomiędzy skałami, aby wypłynąć dwa kilometry dalej.
Na oba łuki skalne prowadzą ścieżki turystyczne, przepaście zabezpieczone są prowizorycznymi barierkami. Przechodzimy pod jednym łukiem i wchodzimy na drugi. Nie jest to miejsce dla osób z lękiem wysokości. Widoki są wspaniale. Niestety zdjęcia nie oddają klimatu tego miejsca, które było dla nas oazą ciszy, orzeźwiającego chłodu po dniach upalnych i wspaniałej przyrody i jej zjawisk. Chciałoby się zostać tu dłużej. Turystów było niewielu, na parkingu stało zaledwie kilka samochodów. Trochę więcej przeczytacie w Wikipedii pod nazwą Cudowne mosty .

Cudowne Mosty "zbudowane" przez naturę
Cudowne Mosty - Jurek stoi przy najmniejszym trzecim moście, teraz przepływa potok, który to wszystko wyrzeźbił
Cudowne mosty wkomponowane w przyrodę
Cudowne mosty ze swoim orzeźwiającym chłodem na upalne dni
Cudowne mosty, stoimy na dużym moście w głębi widać drugi mniejszy z ludźmi na górze
Niestety musimy jechać dalej. Wracamy więc do głównej drogi, trzydzieści kilometrów dalej znajduje się Baczkowski Monastyr pod wezwaniem Świętej Bogurodzicy. Jest to drugi pod względem wielkości i znaczeniu klasztor w Bułgarii ( po Monastyrze Rylskim, o którym pisaliśmy w poście 6. Rilski Monastyr - narodowy zabytek historyczny Bułgarii ) . Został założony w XI wieku przez gruzińskiego księcia Gregory Pakourianosa, który trafił w te rejony podczas służby w Bizancjum. Klasztor uniknął zniszczenia ze strony okupanta tureckiego, ale kilka razy trawiły go pożary. Zawsze po tym był odbudowany. Klasztor położony jest w wąskiej dolinie rzeki, wśród wysokich gór. 
Dziś klasztor to dwa dziedzińce otoczone murem, do którego przylegają budynki. W środku większego dziedzińca stoi główna cerkiew pod wezwaniem Zaśnięcia Matki Boskiej. Do głównej cerkwi jest prawie przylepiona druga, znacznie mniejsza cerkiew Archaniołów. Obie cerkwie zostały wybudowane w XVII i XVIII wieku na fundamentach starszych świątyń. Na drugim dziedzińcu znajduje się mniejsza cerkiew pod wezwaniem św. Mikołaja.
Do klasztoru wchodzimy przez zabytkową główną bramą. Klasztor ten różni się od Rylskiego Monastyru. Rylski Monastyr wygląda jak zabytek, więcej tu turystów niż wiernych, mnichów w Monastyrze Rylskim prawie nie widać. Natomiast tutaj w Monastyrze Baczkowskim jest dużo więcej wiernych niż turystów. Klasztor ten żyje, wszędzie widać mnichów, po dziedzińcu chodzą zwierzęta gospodarskie: kozy, kury. 
Zewnętrzna ściana refektarza ozdobiona jest dużym muralem, na którym jest namalowana panorama klasztoru i wsi Baczkowo. Mural jest w doskonałym stanie mimo, że ma już prawie dwieście lat.
Baczkowski Monastyr - główna brama wejściowa
Monastyr Baczkowski - główna cerkiew
Monastyr Baczkowski -  główny dziedziniec ( przy bramie po lewej stronie widać sekwoję )
Monastyr Baczkowski - mural na ścianie refektarza 
Monastyr Baczkowski - mural na ścianie refektarza 
Wnętrze głównej cerkwi ozdobione jest fantastycznymi freskami. Freski są teraz odnawiane. Cerkiew od środka pokryta jest rusztowaniami, na których pracują konserwatorzy zabytków. Konserwatorzy usuwają czarne okopcenia świec, wydobywając żywe i jasne kolory fresków. Niestety w środku nie mogliśmy robić zdjęć. Jeżeli przyjedziecie tu za jakiś czas, to będziecie mogli obejrzeć wspaniale odnowioną cerkiew. Jesteśmy zauroczeni miejscem, wszędzie możemy zajrzeć. Wchodzimy na krużganki, oglądamy klasztor z góry ( znajdują się tu pokoje gościnne, w których można zamówić nocleg ).

Monastyr Baczkowski - starszy mnich w głównym wejściu do cerkwi
Monastyr Baczkowski - zewnętrzne freski w cerkwi Archaniołów
Monastyr Baczkowski - zewnętrzne freski w cerkwi Archaniołów, motyw sądu ostatecznego, nieba i piekła, ciągle się powtarza w ikonografii prawosławnej
Monastyr Baczkowski - zewnętrzne freski w cerkwi Archaniołów
Monastyr Baczkowski - krużganki
Monastyr Baczkowski - widok z krużganków


Przy bramie widzimy drzewo inne, niż tu rosną. Okazuje się, że jest to bardzo rzadkie drzewo, gatunek krytycznie zagrożony – metasekwoja, które w naturze rośnie tylko w jednym miejscu w Chinach. Drzewo zostało tu zasadzone w 1958 roku. Dziś jest pokaźne. Sekwoje są długowiecznymi drzewami. Ciekawe jak będzie wyglądało za kilkadziesiąt lat ?

Wychodzimy zauroczeni tym miejscem. Więcej możecie przeczytać w Wikipedii pod hasłem: Klasztor Bachkovo , a o sekwoi pod hasłem: metasekwoja.
Monastyr Baczkowski - metasekwoja
Klasztor zwiedza się bezpłatnie.
Poniżej schodząc z klasztoru drogą do parkingu przechodzimy koło "sieci" barów szybkiej obsługi czekających na zgłodniałych turystów i pielgrzymów. Wiedzeni zapachem zjedliśmy nasz główny posiłek dnia. 
Jadąc samochodem kilka kilometrów dalej widzimy drogowskaz do twierdzy Asena. Ponieważ mamy jeszcze trochę czasu zbaczamy z zaplanowanej drogi i jedziemy ok. dwóch kilometrów mocno w górę. Dojeżdżamy prawie na sam szczyt skały, która prawie pionową ścianą opada w kierunku rzecznej doliny i drogi. Od wieków był to doskonały punkt na wybudowanie fortecy, strzegącej głównej drogi z Grecji przez Rodopy do Płowdiwu. Bułgarski car Drugiego Carstwa Bułgarskiego – Iwan Asen II rozbudował tu istniejącą wcześniej twierdzę. Została ona zdobyta przez żołnierzy trzeciej krucjaty. Później znowu wróciła do Bułgarów, niestety potem została zniszczona przez okupantów tureckich. Wstęp do ruin twierdzy jest płatny. Jedyną częściowo zachowaną budowlą jest cerkiew. Jest ona dwupoziomowa. Młodsza ( górna ) została wybudowana na starszej ( dolnej ). Zwiedzać można tylko cerkiew górną, która  była ozdobiona freskami. Dziś możemy oglądać niewielkie pozostałości tych fresków. Wchodzimy na sam szczyt skały pośród ruin twierdzy. Z góry widać panoramę na pobliskie miasto Asenowgrad i Nizinę Górnotracką, na której leży miasto Płowdiw. Więcej o twierdzy w Wikipedii pod hasłem: Asen's Fortress .


Idziemy do twierdzy Asena, na wprost cerkiew.
"Podwójna" cerkiew w twierdzy Asena
Twierdza Asena - górna cerkiew z resztkami fresków
Widok z Twierdzy Asena na stronę Asenowgradu i Niziny Górnotrackiej
Widok z twierdzy Asena na cerkiew i okolicę
Z twierdzy mamy już tylko dwadzieścia kilka kilometrów do Płowdiwu, stolicy bułgarskiej Tracji i drugiego miasta w Bułgarii. Musimy tylko uważać na liczne kontrole radarowe. Na drodze dojazdowej widzimy kilka.

Kiedyś, jak jechaliśmy w naszą podróż do Maroka, zamieszkaliśmy w Berlinie w niewielkim hoteliku w pobliżu lotniska Schönefeld, który nazywał się „Plowdiw”. Właścicielem był Bułgar z Płowdiwu, dużo nam wtedy opowiadał o swoim rodzinnym mieście. Zachęcał nas do jego zwiedzenia. Dla niego było to najpiękniejsze miasto. Nie było to powodem, dla którego tu przyjeżdżamy, ale jadąc tu przypomniał się nam.

W mieście mamy problemy z dojechaniem do naszego pensjonatu. Zmieniono tu kierunek ulic jednokierunkowych. Jedziemy więc trochę na wyczucie. Okazało się, że przez pomyłkę wjechaliśmy do dzielnicy cygańskiej. Jest to enklawa biedy, co niestety w naszej świadomości skojarzyło nam się z zagrożeniem. Przez chwilę naprawdę trochę baliśmy się. Jak się później okazało, to nie było potrzeby i było nam wstyd z tego powodu. 

Po zakwaterowaniu się idziemy od razu na spacer do centrum miasta. 
Jest bardzo ciepły wieczór. Przechadzamy się głównym deptakiem. Idziemy na lody. Ciekawostką jest to, że lody tu kupuje się nie na porcje, lecz na wagę, a sprzedawcy mają małe elektroniczne wagi. Ta część miasta nie jest stara, powstała na przełomie XIX i XX wieku. Przechodzimy obok meczetu Dżumaja, najstarszego meczetu w Bułgarii. Deptakiem dochodzimy aż do mostu na rzece Marica. Do naszego pensjonatu wracamy bardzo późno. 

Płowdiw - meczet Dżumaja późnym wieczorem
Płowdiw - okolice meczetu Dżumaja
Płowdiw jest jednym z najstarszych miast nie tylko Bułgarii, ale i Europy. Na terenie miasta dokopano się do artefaktów sprzed 5000 – 6000 lat. Kiedyś znajdował się tu gród Traków nazwany Eumolpias, potem miasto zdobył Filip Macedoński i nazywało się Filipopolis. Po zdobyciu miasta przez Rzymian również zmieniono nazwę, nazwano je Trimontium, od położenia na trzech wzgórzach. Po upadku Rzymu miasto zdobyli południowi Słowianie, w IX wieku weszło w skład Pierwszego Państwa Bułgarskiego. Potem zostało Przejęte przez Bizancjum i trzykrotnie było plądrowane przez krucjaty krzyżowców. W 1230 roku miasto na krótko zostało zdobyte przez cara Iwana Asena II i weszło w skład Drugiego Państwa Bułgarskiego. Potem znów zostało odbite przez Bizancjum. W 1363 miasto zdobyli Turcy ( prawie sto lat przed zdobyciem Konstantynopola ).Od tego czasu miasto nazywało się Filibe. Dopiero w roku 1878, gdy zakończyła się wojna rosyjsko – turecka miasto nazwano Płowdiw. Jeszcze przez siedem lat należało do Turcji, będąc stolicą tureckiej Rumelii Wschodniej. Dopiero w roku 1885 miasto zdobyły wojska bułgarskie. Pod koniec XIX wieku Płowdiw był miastem kosmopolitycznym Obok Bułgarów ( stanowili oni 45% ludności ) zamieszkiwali tu Turcy, i Grecy ( po ok. 20% populacji ), Żydzi i Ormianie i Romowie ( po niecałych 5% ), mieszkali tu także Rosjanie, Włosi, Polacy i Niemcy. Władze bułgarskie stopniowo wysiedlali z miasta obcych. W tej chwili Bułgarzy stanowią ponad 90% ludności. Pozostali to zbułgaryzowani Turcy i Romowie. Podczas II Wojny Światowej Bułgaria była sojusznikiem hitlerowskich Niemiec. Płowdiw było bombardowane przez aliantów. Dziś Płowdiw jest drugim co do wielkości miastem Bułgarii, z prawie 350 tysiącami mieszkańców. 
W 2019 roku Płowdiw będzie Europejską Stolicą Kultury.

Następny dzień zaczynamy od poszukiwania baru, w którym można zjeść śniadanie. Pokój w pensjonacie mamy malutki, bez stołu czy krzeseł. Jest tu dużo tanich barów oferujących tłuste ciastka lub przekąski na bazie ciasta francuskiego. Poszukujemy czegoś, co tak bardzo nie ocieka tłuszczem. Do picia zamawiamy popularny napój jogurtowy ajran, który notabene pochodzi z Turcji. Bardzo go lubimy. Jest świetny na upały. Po dobrym śniadaniu idziemy zwiedzać miasto.
Mapka centrum Płowdiwu przedstawia się następująco:



Zaczynamy tak jak wczoraj. Przechadzamy się deptakiem. Jest jeszcze dość rześko, ale jako kolejny dzień z rzędu ma być upalnie. Jest to serce miasta, znajdują się tu sklepy znanych i cenionych marek, oddziały banków, lepsze restauracje, ulica Księcia Aleksandra I Battenberga. Dosyć ładną ulicę zdobią zabawne rzeźby. W pewnym momencie w osi ulicy znajduje się dziura w ziemi. Odkopano tu fragment rzymskiego stadionu, zbudowanego w II wieku n.e. za panowania cesarza Hadriana. Przy budowaniu wzorowano się na greckim stadionie w Delfach ( nasz post 22. Delfy - pępek antycznego świata ). Odkopana i zrekonstruowana jest tylko zakrzywiona część stadionu tzw. sfendona. Reszta stadionu znajduje się pod budynkami centrum miasta (stadion ma ok. 240 m długości ). Więcej można przeczytać w Wikipedii: Plovdiv Roman Stadium .
Zaraz za wykopaną częścią stadionu znajduje się wspomniany wczoraj meczet Dżumaja. Meczet został wybudowany zaraz po zdobyciu miasta przez Turków, w roku 1364 w miejscu prawosławnej katedry. Sto lat później został gruntownie przebudowany i uzyskał kształt i formę, którą dzisiaj oglądamy. Chcemy wejść do środka. Mimo, że jesteśmy prawidłowo ubrani, pilnujący każe nam w sposób niemiły i z automatu założyć niezbyt czyste szmaty. Na takie dictum rezygnujemy więc z wejścia do meczetu. Pierwszy raz nam się to przydarzyło. Z przedsionka widzimy tylko ładne malowidła o motywach roślinnych. Więcej można przeczytać w Wikipedii: Dzhumaya Meczet .

Płowdiw - ulica Księcia Aleksandra I Battenberga, jako główny deptak miasta
Płowdiw - rzeźba płowdiwskiego gawrosza próbującego nawiązać z nami konwersację
Płowdiw odkopany i zrekonstruowany kawałek rzymskiego stadionu
Płowdiw - kawiarnia z widokiem na odkopany rzymski stadion
Płowdiw -  ulica z fragmentem rzymskiego stadionu i współczesną kawiarnią
Płowdiw makieta rzymskiego stadionu, tak prawdopodobnie wyglądał ( wzorem dla tego stadionu był stadion w Delfach )
Płowdiw - meczet Dżumaja tuż za ruinami stadionu 
W okolicach meczetu skręcamy w prawo w ulicę Saborna, która idziemy lekko pod górę i dochodzimy na wzgórze, na którym znajduje się stare miasto. Dochodzimy do kościoła Świętego Konstantyna i Heleny ( na cześć cesarza Konstantyna i jego matki świętej Heleny ). Kościół tu stał od 337 roku, był często przebudowywany. Obecna forma tego kościoła pochodzi z XIX wieku. Wchodzimy do środka. Wystrój wnętrza to klasyczna cerkiew prawosławna z ładnym ikonostasem. 

Płowdiw - wejście do cerkwi Świętego Konstantyna i Heleny
Płowdiw - cerkiew Świętego Konstantyna i Heleny po przekroczeniu muru
Płowdiw - cerkiew Świętego Konstantyna i Heleny wewnątrz - ikonostas
Zaraz za kościołem znajduje się Muzeum Etnograficzne. Na ekspozycję wykorzystano dom tureckiego kupca Argir Kuyumdzhioglu. Wchodzimy do środka domu. Muzeum jest przeciętne, natomiast dom kupca robi duże i przyjemne wrażenie. W środku nie można robić zdjęć, ale wspaniałe wnętrza kupieckiego domu można obejrzeć w wirtualnej podróży na oficjalnej stronie muzeum tu: wirtualne zwiedzanie muzeum

Płowdiw - budynek Muzeum Etnograficznego w domu kupca Argir Kuyumdzhioglu 
Po wyjściu z muzeum idziemy na spacer po starym mieście. Uliczki są ładne i klimatyczne, wiele domów ładnie odnowionych, wiele się odnawia. Ulice odnowiono brukiem typu „kocie łby”, może jest to stylowe, ale jest bardzo niewygodne w chodzeniu w lekkich letnich butach. Ale czegoś tu brakuje. Brakuje ludzi, turystów, mieszkańców, młodzieży. Brakuje całej infrastruktury, nie ma kawiarenek, sklepików. To wszystko jest kilkaset metrów dalej, przy głównym deptaku i przyległych uliczkach. W starym mieście pustka. Sądzimy, że powodem nie jest już odczuwalny upał. Mieszkańcy muszą znaleźć sposób na ożywienie, tej ładnej i klimatycznej części miasta. Z trudem znaleźliśmy kawiarenkę, bardzo klimatyczną, niestety byliśmy tutaj jedynymi klientami.

Płowdiw - uliczka starego miasta
Płowdiw - mały placyk starego miasta z budynkiem informacji turystycznej
Płowdiw, uliczka na starym mieście
Płowdiw- uliczka na starym mieście
Płowdiw - uliczka na starym mieście, wszędzie "kocie łby"
Płowdiw - uliczka na starym mieście
Płowdiw - odrestaurowana posiadłość kupiecka z XIX wieku
Płowdiw - uroczy zaułek na starym mieście
Płowdiw, urocza, stylowa kawiarenka, w której byliśmy jedynymi klientami 
Płowdiw - urocza, stylowa kawiarenka, w której byliśmy na górnym balkonie
Płowdiw - jeszcze jedna stylowa uliczka starego miasta
Na koniec naszego spaceru po starym mieście idziemy do ruin rzymskiego amfiteatru. Teatr został wybudowany na początku II wieku naszej ery przez cesarza Trajana. Po upadku Rzymu został zniszczony przez trzęsienie ziemi, a potem zapomniany. Podczas wykopalisk w 1968 roku został ponownie odkryty. Usunięto ponad czterometrową warstwę ziemi. W latach 90-tych XX wieku zrekonstruowany tak, że teraz odbywają się tu liczne koncerty muzyczne. Teatr ma dobrą akustykę. Odpoczywamy tu dłużej, dziś jest bardzo gorąco i duszno. Wejście do teatru płatne. Pod wzgórzem starego miasta, na którym znajduje się teatr przebiega w tunelu główna arteria komunikacyjna Płowdiwu. Więcej o teatrze można przeczytać w Wikipedii: Plovdiv Roman theatre .

Płowdiw - lewa strona rzymskiego amfiteatru na wzgórzu z widokiem na miasto
Płowdiw - prawa strona rzymskiego amfiteatru
Płowdiw - rzymski amfiteatr prawie w całości
Z teatru schodzimy w okolice meczetu i głównego deptaka. Tu nas zaskakuje gwałtowna ulewa i burza. Chroniąc się przed deszczem wchodzimy do pierwszej lepszej restauracji. Przeczekujemy ulewę i jemy na obiad szproty smażone w głębokim oleju. Niestety deszcz nie przyniósł nam ulgi. Jest jeszcze bardziej parno. Jesteśmy już zmęczeni duchotą i zwiedzaniem. Płowdiw słynie ze swoich parków, idziemy więc odpocząć w zieleni na ławkach do jednego z nich, tj. Parku Cara Simeona. Siedząc na ławce przyglądamy się spacerującym tu ludziom, którzy w parku szukają cienia, ochłody, ciszy, ucieczki przed zgiełkiem i hałasem miasta. Dzieci, jak zawsze, chętnie zażywają wodnych kąpieli - zabaw w szeregu znajdujących się fontannach parku.

Płowdiw, ostatnie spojrzenie na meczet Dżumaja, już po burzy, kałuże szybko wyparowały.
Płowdiw - ratusz
Płowdiw - fontanna w parku Cara Simeona
Płowdiw - ukwiecone rondo w parku Cara Simeona
Płowdiw - zabawa dziewczynki w licznych fontannach parku
Płowdiw - zadowolona dziewczynka po rześkich kąpielach w fontannie 
Płowdiw - kolejne fontanny w parku, przynoszące ulgę w upalne dni
Płowdiw, fontanna na skwerze przy budynku kasyna
Znowu zbierają się burzowe chmury. 
Wieczorem idziemy jeszcze raz do centrum na lody. W drodze powrotnej w sklepie obok naszego pensjonatu robimy zakupy na jutro. Tu znowu zastała nas ulewa. Przemokliśmy zupełnie.
Jutro jedziemy do Wielkiego Tyrnowa.

Więcej o mieście Płowdiw możecie przeczytać w Wikipedii pod hasłem: Płowdiw

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz