czwartek, 9 czerwca 2016

12. Peloponez - dziki płw. Mani, zat. Lakońska: Gythio

Dziś rano żegnamy się z miłą kwaterą w Avii. Przydałoby się jeden dzień dłużej pobyć, żeby wypocząć na plaży. Jedziemy dalej do Mavrovouni koło Gythio. Moglibyśmy tam główną drogą dojechać dość szybko, ale chcemy przejechać przez półwysep Mani. Dzisiejsza nasza trasa będzie wyglądała tak:



Z Avii wyjeżdżamy krętą, wąską drogą przez góry i zjeżdżamy do małego wypoczynkowego miasteczka Kardamili. Zatrzymujemy się tutaj przez moment. Oglądamy przyjemną plażę, ale zaskakuje nas przelotny deszczyk.

Z Avii wjeżdżamy od razu w góry
Jedziemy taką, drugorzędną drogą, ale w pięknym otoczeniu
Typowe nowe budownictwo na półwyspie Mani ( domy w kształcie wież )
Widok z drogi na zachodnie wybrzeże półwyspu
Brakuje tu sklepów, przed nami jedzie sklepik warzywno - spożywczy


Jedziemy dalej wąskimi i krętymi drogami do Areopolis. Dziś jest to główne miasteczko półwyspu. Zatrzymujemy się w centrum, aby zrobić zakupy. Areopolis robi przyjemne wrażenie, kilka uliczek starówki wygląda tak, jakby pochodziły ze średniowiecza, powstały jednak w XIX w. Na głównym placu stoi pomnik Petrosa Mavromichalisa, który jako pierwszy tutaj 17 marca 1821 w Areopolis wezwał do powstania przeciw Turkom. Armia 2 tysięcy zorganizowanych przez niego powstańców kilka dni później wyzwoliła Kalamatę. ( Cytowana poniżej Wikipedia pisze o nim tak: ur. w roku 1765, zmarł 17 stycznia 1848. Kupiec, pospolity pirat, bandyta, urzędnik sułtański, znakomity żołnierz i dowódca, buntownik i warchoł – osoba, jakich w historii Mani nigdy nie brakowało. Wszakże doprowadził swój lud do bezpieczeństwa i wolności ). Dopiero 25 marca 1821 r biskup Germanos w klasztorze Agias Lavras wezwał Greków do powszechnego powstania. W świadomości Greków jest to, że bunt rozpoczął się w Agias Lavras, a nie w Areopolis. Może dlatego, że brat Petrosa – Kostantinos wraz z bratankiem zamordowali 9 października 1831 w Nafplionie pierwszego prezydenta niepodległej Grecji Ioanisa Kapodistriasa ( będziemy o tym pisać jak będziemy w Nafplionie ). 
Uliczki w Areopolis
Pomnik Petrosa Mavromichalisa
Teraz musimy napisać o Manijczykach, ludziach zamieszkujących półwysep Mani. Uważają się za Greków, ale w zasadzie tworzyli jakby oddzielny naród. Na odizolowanym od reszty Peloponezu nieprzebytymi górami opierali się jakiejkolwiek kolonizacji. Na teren półwyspu nie wpuścili Dorów. Potem rzymska okupacja była tu symboliczna. Bizancjum na początku miało też poważne kłopoty w podporządkowaniu sobie półwyspu. Manijczycy chrześcijaństwo przyjęli dopiero w IX w, a więc 500 lat po formalnej jurysdykcji tych terenów przez Bizancjum. Przez wszystkie lata okupacji tureckiej lub weneckiej ciągle wybuchały tu powstania i bunty. Turcy, nie mogąc sobie bezpośrednio podporządkować Manijczyków przyznali im lokalną autonomię popierając ( wyznaczając ) ten czy inny klan na przywódcę autonomii. Osiągali tą polityką podwójny cel, skłócali w ten sposób klany, które walcząc o przywództwo zajmowali się sobą i nie walczyli przeciwko nim. Manijczycy byli bardzo bitnymi ludźmi, wszystkie spory rozwiązywali z bronią w ręku. Krwawe porachunki były wynikiem istnienia skomplikowanego społeczeństwa feudalnego. Półwysep w średniowieczu był przeludniony. Klany walczyły o wszystko: o ziemię, władzę, prestiż, czasami o krowę lub owce. Walki trwały do zabicia wszystkich mężczyzn przeciwnika lub do poddania się, co łączyło się z dożywotnią niewolą u zwycięzcy. Domy we wioskach na półwyspie Mani były budowane w formie kamiennych wież, w których można było się długo bronić ( podobne wieże budowane były również gdzie indziej np.:w San Gimignano we Włoszech, w Swaneti w Gruzji oraz w macedońskim Kratowie ). Wszystkie w jednym celu - w obronie w waśniach klanowych. Wioski lokalizowane były w trudno dostępnych miejscach, najczęściej na szczytach wzgórz. Walki czasami trwały wiele lat, miały swój niepisany kodeks ( np. kobiety były nietykalne, na czas prac rolnych były przerywane, jeżeli oprócz zwaśnionych stron wioskę zamieszkiwali inni, to na okres walk musieli ją opuścić ). Ostatnie klanowe porachunki na dużą skalę miały miejsce w 1870 r. i dopiero interwencja wojsk rządowych przyniosła im kres. W niepodległej Grecji Manijczycy chętnie zaciągali się do wojska i mieli w wojsku i w policji duże wpływy.
Więcej o półwyspie Mani, Manijczykach, Areopolis oraz o jaskiniach Pyrgos Dirou tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Mani_(p%C3%B3%C5%82wysep)

Następnym przystankiem w naszej podróży są nieodległe jaskinie Pyrgos Dirou. Usytuowane są w zatoce w skałach nabrzeżnego klifu. Osobliwością jaskiń jest to, że większa ich część jest zalana wodą podziemnej rzeki i zwiedza się je pływając łódkami. Łódki zabierają sześciu pasażerów. W kompletnej ciszy przepływamy czasami bardzo ciasnymi korytarzami jaskini, podziwiamy bogatą szatę naciekową. Przewodnik z dużą wprawą manewruje łódką pomiędzy stalaktytami, mając do dyspozycji tylko długi kij. Ostatnią część podziemnej trasy zwiedzamy na piechotę, przechodząc przez duże podziemne komory. W łódce płynęliśmy razem z małżeństwem francuskim i rosyjskim. Po wyjściu z jaskiń chwilę rozmawialiśmy z Rosjanami. Okazało się że mieszkają na Kamczatce, jej dziadkowie byli Polakami, ale po polsku zna tylko kilka słów. Grecję zwiedzają indywidualnie jeżdżąc wypożyczonym samochodem.

Droga do jaskiń Pyrgos Dirou
Droga do jaskiń Pyrgos Dirou
Płyniemy łódką w jaskini
Płyniemy łódką w jaskini
Płyniemy łódką w jaskini
Ścieżka w jaskini z fleszem
Ścieżka w jaskini i bez flesza
Widok przy wyjściu z jaskiń
Kilkanaście kilometrów za jaskiniami poczuliśmy głód. Postanowiliśmy, że pierwszy raz urządzimy sobie piknik w plenerze. Mieliśmy szczęście, że znaleźliśmy tuję, w jej cieniu rozłożyliśmy stolik i ugotowaliśmy sobie prosty posiłek.

Droga przez półwysep Mani
Nasz popas
Dojeżdżamy do maleńkiej nadmorskiej miejscowości Gerolimenas, wydaje się być w tym miejscu trochę nierealną, senną wioską. To tylko kilka domków nad ładną ukrytą zatoczką. Manijczycy byli też piratami, tutaj mieli chyba jedną ze swoich przystani. Jest tu tylko jedna tawerna. Cicho, świetne miejsce na wyciszenie się i odpoczynek. My tylko przystajemy, robimy kilka zdjęć i jedziemy dalej.

Gerolimenas, widok z nabrzeżnej tawerny
Kilka kilometrów dalej
Nowa droga prowadzi obok opuszczonych wiosek, oglądamy je z daleka. W końcu dojeżdżamy do Vathia. Kiedyś to była dużą wioską, usytuowana jest na szczycie wysokiego wzgórza, góruje nad okolicą. Tylko kilka wież jest zamieszkałych, reszta w ruinie, czeka na swoją kolej. Wioska jest bardzo fotogeniczna, my też robimy tutaj zdjęcia.

Dojeżdżamy do Vathia
Vathia
Vathia z innej strony
Droga kilka kilometrów dalej
Jedziemy dalej na południe. Droga robi się coraz bardziej wąska, taka na półtora auta. Na szczęście ruchu tu nie ma wcale. Problemem jest to, że droga jest na dużej wysokości i nie ma żadnych zabezpieczeń. Nawierzchnia też nie najlepsza. W końcu dojeżdżamy do końca drogi. Dalej na południe jechać się już się nie da. Jest tu niewielki placyk. Nieopodal dom, w którym jest tawerna. Znajduje się tutaj niewielka antyczna grecka świątynia Posejdona, przerobiona na kapliczkę. Niecałe dwa kilometry dalej jest przylądek Tenaro, najbardziej na południe wysunięta część Grecji kontynentalnej ( tylko 40 km bardziej na północ od hiszpańskiego przylądka Tarifa, który jest najbardziej na południe wysuniętą częścią Europy ). My znajdujemy się trochę dalej na południe aniżeli tunezyjski Tunis, który leży przecież w Afryce. Jesteśmy również najdalej od domu – w linii prostej 1520 km ( a przejechaliśmy już ponad 3500 km ). W planach mieliśmy jeszcze spacer do latarni morskiej, ale zabrakłoby nam dnia, musimy jednak z niego zrezygnować.

Ostatnie zwarte zabudowania przed przylądkiem Tenaro
Ostatnie zwarte zabudowania przed przylądkiem Tenaro  ( gdzieniegdzie widoczne ślady dawnych upraw tarasowych )
Ostatni kilometr drogi
Widok z samochodu
Dalej się już nie pojedzie niezbyt widoczna ścieżka prowadzi do latarni morskiej
Ruiny antycznej świątyni Posejdona, kiedyś była tu też kapliczka
Jedziemy teraz na północ drogą po wschodniej stronie półwyspu. Droga jest wąska, kręta i zupełnie pusta. Przez kilkadziesiąt kilometrów nie spotykamy żadnego samochodu. Tylko od czasu do czasu drogą wędrują samotne krowy.

Na krowy musimy uważać, prawie tak jak w Indiach
Tutaj po obu stronach krowa
Drogę poprowadzono górą, mamy wspaniałe widoki na morze i góry. Od czasu do czasu widzimy wieże opuszczonych wiosek. Dopiero jak dojeżdżamy do drogi, która prowadzi z Areopolis na wschodnie wybrzeże  staje się szersza, spotykamy pierwsze samochody.

Mijamy nową wioskę na górze, a na dole jej nowy cmentarzyk

Po wyjeździe z wioski
Jedziemy na północ, po drodze mamy takie widoki.
Jeszcze jedna mijana wioska
Na godzinę przed zachodem dojeżdżamy do Mavrovouni, małej miejscowości wypoczynkowej nad zatoką. Mamy tu zarezerwowane studio. Jak się okazało była to nasza najlepsza kwatera w Grecji. Prosta, skromna ale przestronna i gustownie urządzona, z dużym tarasem, z widokiem na nieodległe morze.

Przejazd przez półwysep Mani był ekscytujący. Piękne, niezapomniane widoki. Teren bardzo mało zamieszkały. Idealnie nadaje się na krótki wypoczynek. Gdybyśmy mieli planować teraz tę podróż, to na zwiedzanie półwyspu przeznaczylibyśmy nie jeden, ale dwa lub trzy dni. Z pewnością odwiedzilibyśmy kilka opuszczonych wiosek, popływalibyśmy się w krystalicznie czystych wodach, w tych zupełnie bezludnych zatoczkach. Miejsce to jest idealne dla kamperów, o ile są w stanie poruszać się wąskimi i stromymi drogami oraz dla motocyklistów. 

W Mavrovouni znajduje się długa, szeroka piaszczysta plaża. Byliśmy tutaj dwa dni, które w całości przeznaczyliśmy na wypoczynek na plaży. Szkoda, że popołudniu zaczynało wiać i kąpiel była utrudniona.

Plaża w Mavrovouni
Widok z naszego tarasu
Po południu drugiego dnia wybraliśmy się na spacer do odległego o 4 km Githio, uroczej miejscowości wypoczynkowej. Przyszliśmy tam tuż przed zachodem słońca. Nam się bardzo podobała. Miejscowość znacznie ładniejsza od Avii, bardziej przystosowana do ruchu turystycznego. Nie widzieliśmy tutaj śmieci. Były też chodniki. Do naszego pensjonatu wróciliśmy już nocą.

Spacer do Githio - widok na wysepkę z latarnią

Githio o zmierzchu
Githio o zmierzchu
Githio nocą
Githio nocą
Githio nocą
Githio wieczorem wyglądało ładnie. 
Następnego dnia przejeżdżaliśmy przez Githio, z samochodu zrobiliśmy takie zdjęcia na pożegnanie:

Wjeżdżamy do Githio
Centrum Githio


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz