środa, 1 czerwca 2016

9. Peloponez - zat. Koryncka: Kalawrita i okolice

Wczoraj późnym wieczorem dotarliśmy do Diakofto ( mamy problem z transkrypcją, przewodnik Rough Guides " Podróże z Pasją – Grecja " podaje: „Diakofto”, mapy Google: „Diakopto” ). W każdym razie jesteśmy dzisiaj w tej niewielkiej miejscowości wypoczynkowej na Peloponezie nad Zatoką Koryncką. Zatoka Koryncka długa na 130 km, a szeroka do ok. 30 km. Zatoka oddziela kontynentalną Grecję od Peloponezu, który połączony jest z kontynentem wąskim, na trochę ponad 5 km, Przesmykiem Korynckim. Gdyby nie ten wąski przesmyk Peloponez byłby wyspą. Więcej o Zatoce tu: https://en.wikipedia.org/wiki/Gulf_of_Corinth
Dziś odpoczywamy. W ostatnie dwa dni przejechaliśmy prawie 750 km, w tym tylko kilkadziesiąt autostradą, byliśmy w wielu miejscach. Czas aby odpocząć od samochodu, pospacerować, trochę poleniuchować.
Mieszkamy w ładnym studio, przy głównej uliczce prowadzącej do morza. Ponieważ mamy tu dobre warunki możemy też trochę pogotować.

Tutaj nigdzie nie jest daleko. Miasteczko jest ciche, spokojne, czyste widać, że jeszcze nie ma sezonu, turystów jest niewielu. Zaskakuje nas duża ilość drzewek pomarańczowych i cytrynowych. Może w innych miejscach też rosły, ale nie zwróciliśmy na to uwagi. Opadłych owoców nikt nie zbiera. Cytryny i pomarańcze nie są ładne ale dojrzałe i smaczne, a u nas o tej porze roku cytryny są takie drogie.
Tyle cytryn się marnuje








Diakofto główna uliczka w stronę morza
...i w stronę wąwozu









Diakofto, łodzie o zachodzie słońca
Spacerujemy promenadą ( może to zbyt górnolotne słowo ) nadmorską, siadamy na ławeczkach obserwujemy przeciwległy brzeg zatoki.
Cały dzień schodzi nam na nic nie robieniu.
Do tego małego miasteczka przyjechaliśmy dlatego aby pojechać kolejką wąskotorową z Diakofto do Kalawrity.

Dziś, we wtorek jedziemy tą kolejką. Kolejka do Kalawrity została wybudowana pod koniec XIX wieku i służyła do zwożenia minerałów z gór do portu. Już dawno nie zwozi się minerałów z Kalawrity. Na szczęście kolejki nie rozebrano. Dziś jest dużą atrakcją turystyczną Grecji. Linia kolejki poprowadzona jest malowniczym wąwozem Vouraikos. Wąwóz w niektórych miejscach ma szerokość kilkunastu metrów, kolejka czasami porusza się po półkach wykutych w skale, tunelach, przejeżdża na drugą stronę wąwozu po wąskich, wysoko zawieszonych mostach. Na całej długości pociąg jedzie wzdłuż rzeczki, czasami przejeżdżamy tuż przy ładnych wodospadach. Widoki z wagonów są wspaniałe, zwłaszcza w pierwszej części, do stacyjki Zachlorou na 12,5 km. Potem wąwóz się rozszerza i widoki też są ładne, ale już nie jest tak przepaścisto. Do Kalawrity z Diakofto kolejką jest nieco ponad 22 km, na tym odcinku kolejka wspina się na wysokość 720 m n.p.m. Dlatego też na stromych odcinkach w środku między szynami położona jest trzecia szyna zębata. Zębatka wspomaga normalnie napędzane koła. Więcej o kolejce tutaj: https://en.wikipedia.org/wiki/Diakofto%E2%80%93Kalavryta_Railway

Stara lokomotywa parowa kolejki ( w środku widoczna dodatkowa szyna z zębatką )
Nowoczesny pociąg którym pojedziemy
Widok z ostatniego wagonika kolejki


Wąwóz
Zdjęcie z plakatu – przejazd kolejką przez wąwóz
Stacyjka w Kalawricie
Kalawrita teraz jest ładną, trochę senną miejscowością, ale w czasie II Wojny Światowej była miejscem niespotykanej zbrodni hitlerowskich Niemiec. 13 grudnia 1943 r. niemieccy i austriaccy żołnierze w odwecie za akcje partyzanckie rozstrzelali i zabili większość mieszkańców miasteczka. Rankiem tego dnia dokonali selekcji i od mieszkańców oddzielili wszystkich mężczyzn i chłopców powyżej 12 roku życia. Wyprowadzili ich poza miasteczko i rozstrzelali. Zginęło wtedy ok. 700 mężczyzn i chłopców, tylko 13 osobom udało się przeżyć ( przewodnik cytowany na początku postu pisze o 1436 ofiarach; sądzimy, że dotyczy to całego okręgu Kalawrity ). Większość kobiet i dzieci zapędzili do szkoły, a szkołę podpalili. Gdyby jeden z żołnierzy austriackich nie otworzył drzwi i tym samym umożliwił ucieczkę, ofiar byłoby dużo więcej. Więcej o masakrze możecie przeczytać tu: https://grecja.home.pl/kalavryta_1943.htm 
Całe miasto zostało spalone, ci co przeżyli nie mieli gdzie mieszkać, nie mieli co jeść.
Wojenna okupacja Grecji przez wojska trzech państw: Niemiec, Włoch i Bułgarii była wyjątkowo brutalna. Wojska rekwirowały całą żywność, jaką udawało się im znaleźć. Spowodowało to straszny głód zimą 1941/42. Szacuje się, że tamtej zimy z głodu, niedożywienia i zimna zmarło w Grecji 100 - 450 tys. osób. ( o głodzie w Grecji możecie przeczytać tu: https://en.wikipedia.org/wiki/Great_Famine_(Greece) ). Tak wielkie represje okupantów spowodowały aktywizację ruchu oporu, powstawały oddziały partyzanckie. To z kolei powodowało wzrost represji okupantów. Szacuje się, że w takich masakrach jak ta w Kalawricie zginęło podczas okupacji 100 – 150 tys. osób. Niemcy masakr dokonali w ponad 1300 miastach, wsiach i osiedlach około 800 miejscowości zostało całkowicie zrównanych z ziemią, około miliona ludzi straciło domy. Lewicowa grecka partyzantka zaczynała odnosić sukcesy, część terytorium została wyzwolona, ale na okupowanych terenach terror rósł, szczególnie po przejęciu przez Niemcy włoskiej strefy okupacyjnej. Żaden z żołnierzy biorących udział w masakrze nie został pociągnięty do odpowiedzialności (źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Kalavryta ) chociaż nazwiska wszystkich oprawców były znane.

Ze stacyjki idziemy główną uliczką lekko pod górę. Pierwszym budynkiem po lewej stronie jest budynek dawnej szkoły, gdzie odbyła się selekcja mieszkańców i gdzie podpalono kobiety i dzieci. Teraz jest tu Muzeum Kaźni Mieszkańców Kalawrity. Przed budynkiem stoi wstrząsający w swojej wymowie pomnik przedstawiający jak kobieta w towarzystwie dwójki małych dzieci ciągnie na kocu zwłoki zamordowanego męża, żeby go pochować. Pod pomnikiem napis na tablicy, tak jakby go napisało dziecko w swoim zeszycie, w czterech językach: po grecku, angielsku, francusku i niemiecku: „ na wojnie nie ma zwycięstwa ”. Zwiedzamy to niewielkie muzeum. W pierwszej części pokazuje życie mieszkańców przed wojną, w drugiej opisuje działania partyzantów i niemiecką zbrodnię, w ostatniej dokumentuje zbrodnię. Na jednej ze ścian znajdują się zdjęcia zamordowanych ( jeżeli zdjęcia nie udało się zdobyć, było to pozostało puste pole ). Na drugiej ścianie na tle olbrzymiego zdjęcia spalonego miasta wypisane są nazwiska wszystkich pomordowanych. Widzieliśmy wzruszającą scenę jak turysta niemiecki ( w naszym wieku ) klęczał przed ścianą ze zdjęciami i płakał. Mieszkał w naszym pensjonacie, ale nie udało się nam z nim porozmawiać. Każdy, kto tu przyjedzie powinien zobaczyć to miejsce.

Pomnik przed Muzeum Kaźni Mieszkańców Kalawrity
Ściana w Muzeum z 720 nazwiskami i fotografiami pomordowanych
Po zwiedzeniu muzeum udajemy się na krótki spacer po miasteczku. Jest to ładne ciche miasteczko, toczy się tu normalne życie. Sklepikarze chcą sprzedać turystom swoje towary, ludzie spotykają się w kawiarenkach. Tylko wycieczki szkolne i turyści przyjeżdżający do muzeum zakłócają ten spokój. Wszyscy musimy pamiętać o tej zbrodni, może w przyszłości będzie ich mniej ?

Główna uliczka w Kalawricie
Kościół w Kalawricie
Kalawrita jest zimą centrum narciarskim. Wszędzie można spotkać plakaty reklamujące miejscowość zimą. Na stokach góry Chelmos, zaledwie 10 km na południe od Kalawrity znajduje się ośrodek narciarski z 12 trasami zjazdowymi i 7 wyciągami.
Do Diakofto wracamy też pociągiem. Jeszcze raz przejeżdżamy przez ten wąwóz. Z takim samym zainteresowaniem oglądamy wspaniałe widoki.

Jadąc kolejką przez wąwóz
Jadąc kolejką przez wąwóz
Jeszcze jedno zdjęcie z kolejki
Jeden z wielu wodospadów w wąwozie


Po przyjeździe i obiedzie jeszcze raz idziemy nad morze. Siadamy na „naszej” ławeczce i wpatrujemy się na wzburzone dziś morze.
Wzburzona Zatoka Koryncka
Nasza” ławeczka
Następnego dnia kontynuujemy naszą podróż z Diakofto do Olimpii. Nasza dzisiejsza trasa przedstawia się następująco:



Wyjeżdżamy rano i jedziemy w kierunku Kalawrity, ale zupełnie inną drogą. Przez wąwóz można jechać tylko kolejką, samochodem jedziemy przez góry. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do klasztoru Mega Spileou ( klasztor Wielkiej Jaskini ). Jest to jeden z najstarszych i najbogatszych klasztorów greckich. Klasztor w 1934 roku spalił się doszczętnie. Obecne budynki zostały wybudowane stosunkowo niedawno, przyczepione są do pionowej ściany górskiego klifu. Wyglądają trochę jak hotel przyczepiony do pionowej skały. Klasztor założyli w roku 362 święci Teodor i Symeon, po tym jak kierując się wizją pasterki, znaleźli w jaskini obraz Maryi Dziewicy, wykonany przez św. Łukasza. Parkujemy na dużym pustym parkingu poniżej klasztoru. Jesteśmy w tym momencie jedynymi turystami. Po wejściu mnich oprowadza nas po pomieszczeniach klasztornych. Prowadzi nas do niewielkiego kościoła, w kaplicy znajduje się cudowny obraz. Grecy wierzą, że został wykonany przez samego św. Łukasza Apostoła ( badania naukowe datują wykonanie obrazu na IX – X wiek, ile w tym prawdy?...). Obraz został wykonany z płótna, wosku i żywicy mastyksowej, jest raczej płaskorzeźbą niż obrazem. Potem jesteśmy zaprowadzeni do niewielkiego muzeum, w którym są udostępnione niektóre skarby klasztoru, w tym wiele starodruków i pisanych ręcznie ksiąg. Niestety w muzeum nie wolno robić zdjęć. Idziemy też do jaskini, w której został znaleziony obraz, wcale nie jest taka duża. Klasztor też ma tragiczną wojenną historię. Kilka dni przed zbrodnią w Kalawricie Niemcy zamordowali dwudziestu, mnichów. Potem wywieźli z klasztoru 70 ciężarówek zabytkowych mebli, rękopisów, przedmiotów liturgicznych, relikwii świętych. Część tych skarbów udało się po wojnie odzyskać.
Mega Spileou wybudowany w połowie skalnego klifu
Cudowny obraz namalowany prawdopodobnie przez świętego Łukasza
Fragment ikonostasu w klasztornym kościele
Wejście do klasztoru
Jeszcze jeden widok klasztoru

Gdybyśmy jeszcze raz mieli zaplanować pobyt w Diakofto i Kalawricie zrobilibyśmy to nieco inaczej. Jeden dzień przeznaczylibyśmy na przejazd Kolejką do Zachloru i piesze zwiedzenie klasztoru Mega Spileou, a potem spacer torami do Diakofto. Następnego dnia zamiast zatrzymywać się w klasztorze zatrzymalibyśmy się w Muzeum w Kalawricie. Wyszłoby taniej, a długi spacer w dół wąwozu (12,5 km) dostarczyłby niezapomnianych widoków.

W Kalawricie już nie zatrzymujemy się, jedziemy kilka kilometrów dalej do klasztoru Agias Lavras. Klasztor założył mnich święty Atanazy z Athos w X wieku. Został w XVI w. zniszczony przez Turków, po kilkunastu latach został odbudowany. Klasztor jest symbolem walki z turecką okupacja. To tutaj 25 marca 1821 r. biskup Patras – Germanos pobłogosławił powstańców i wezwał wszystkich Greków do wzięcia udziału w powstaniu przeciw tureckim okupantom. Grecy po prawie pięć wieków trwającej okupacji tureckiej nie chcieli być traktowani w swoim kraju jak ludzie drugiej kategorii. Powstanie po kilku latach walk zakończyło się zwycięstwem. Pomiędzy 1830 a 1832 rokiem Państwo Osmańskie oraz zachodnie mocarstwa uznały niepodległość Grecji, była to niestety niewielka część terenów zamieszkiwanych przez Greków. Klasztor Agias Lavras jest dla Greków świętością, symbolem walki o niepodległość. Po odzyskaniu niepodległości klasztor w 1850 roku został gruntownie przebudowany. Następnego dnia po masakrze w Kalawricie Niemcy obrabowali i spalili klasztor, chcieli w ten sposób zniszczyć grecki symbol wolności. Więcej o klasztorze tutaj: https://en.wikipedia.org/wiki/Agia_Lavra
Do klasztoru przyjechaliśmy na pół godziny przed przerwą południową. W pośpiechu oglądamy przyjemny dziedziniec oraz niewielkie muzeum znajdujące się na pierwszym piętrze wewnętrznych krużganków. Niestety na terenie klasztoru nie można robić zdjęć. Trochę więcej czasu mamy na zwiedzenie okolic. Tuż za murami klasztoru znajduje się pomnik biskupa Germanosa oraz niewielki kościółek.
W obu klasztorach nie płaci się za wstęp, można dać wolny datek, ale przymusu czy oczekiwań nie ma.
Klasztor Agias Lavras z daleka

                                           Wejście do klasztoru i ogromny platan

Malutki kościółek przed klasztorem widziany z góry spod pomnika biskupa Germanosa

                                                                                                           Pomnik biskupa Germanosa

Jeszcze jedno z bliska ujęcie pomnika Germanosa

Wąskimi i bardzo krętymi drogami Peloponezu jedziemy do Olimpii. Jest to bardzo widokowa trasa, drogi dość dobre, ale wąskie i z dużą ilością ciasnych zakrętów. W nielicznych miejscowościach na trasie bywa bardzo wąsko, ale ruch tu jest niewielki, jedziemy w porze sjesty. Po drodze z samochodu udało nam się zrobić poniższe fotki.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz