środa, 29 sierpnia 2018

5. Azerbejdżan - Góry Cukierkowe po drodze do " kurortu " Nabran nad Morzem Kaspijskim

Dziś, zaraz po śniadaniu wyjeżdżamy z Baku. Niestety nasz zaparkowany samochód przy ulicy jest "lekko" zastawiony. Nie bardzo mamy pomysł jak wyjechać. Ku naszemu zdziwieniu, pewnie widząc, jak się mordujemy z wyjazdem, pomógł nam policjant prosząc o kluczyki i wyjście Jurka-kierowcy z samochodu. Wcześniej ten policjant spowodował, że znalazł się kierowca samochodu dostawczego, który najbardziej nas zastawił. Po chwili samochód był gotowy do wyjazdu. Byliśmy wręcz zaskoczeni taką bezpośrednią i bezinteresowną pomocą. Wyjazd z miasta jest stosunkowo prosty. Dość szybko wjeżdżamy na główną ulicę, która okazuje się być ulicą wylotową. 


Baku, ulica wyjazdowa z miasta

Baku, ulica wyjazdowa z miasta
Po kilkunastu kilometrach dość szybkiej i płynnej jazdy bez korków jesteśmy już poza miastem. Jedziemy drogą, która przypomina nasze drogi szybkiego ruchu. Nasza dzisiejsza trasa jest na tej mapce poniżej:




Zaraz za Baku na wysokości miejscowości Sumagit mieliśmy słabo oznaczony objazd. Na zwężeniu drogę przecinały stare tory kolejowe. Pojazdy jechały równolegle dwoma pasami. Zatrzymała nas policja i zarzuciła nam wyprzedzanie na przejeździe. Po naszych wyjasnieniach sprawa zakończyła się kompromisową opłatą.


Pierwszym naszym dzisiejszym celem było odwiedzenie tzw. Gór Cukierkowych ( ang. Candy Cane Mountains ). Nie wiemy jaka jest nazwa tych gór w języku azerskim, dlatego pozostajemy przy tej angielskiej nazwie (na mapach Google można je odszukać pod tą nazwą).


Panorama Gór Cukierkowych
Są to niewielkie wzgórza położone kilkanaście kilometrów na zachód od drogi M1. Na wysokości miejscowości Gilazi zjeżdżamy z dwupasmowej drogi i jedziemy dalej dobrą i zupełnie pustą drogą asfaltową. 


Pusta droga, którą jedziemy w stronę Gór Cukierkowych






Po kilkunastu kilometrach zaczynają się pojawiać wzgórza poprzecinane pasami skał o kolorach od różu do rdzawoczerwonego. 


Jedziemy w stronę Gór Cukierkowych











Angielski pisarz Mark Elliot, nazwał te góry Candy Cane Mountains. Kolorystycznie przypominały mu popularne w Anglii cukierki. Są to góry łupkowe, które swoje zabarwienie zawdzięczają różnemu stopniowi utlenienia poszczególnych warstw skalnych, zawierających związki żelaza.

Powoli wjeżdżamy w Góry Cukierkowe
Góry Cukierkowe
Góry Cukierkowe
Zatrzymujemy się na poboczu i wchodzimy na wzgórza. Jest bajecznie i kolorowo. Na wzgórzach spotykamy rodzinę z Hiszpanii. Pokazują nam, że między kamieniami można tu znaleźć walcowate kamyki o średnicy nieco mniejszej od jednego centymetra, niektóre z nich są ostro zakończone, trochę wyglądają jak pociski i trochę jak skamieniałe kawałki gałęzi.


Znalezione przez nas belemity z Gór Cukierkowych



Zabieramy kilkanaście z nich. Po przyjeździe sprawdzamy w Wikipedii i okazuje się, że są to belemnity - skamieniałe morskie głowonogi ( a w zasadzie ich rostra ) z okresu kredy. Belemnity, żyły 200 – 70 milionów lat temu, były podobne do dzisiejszych kalmarów czy mątew. Dawniej nazywano je „kamieniami piorunowymi” lub „strzałkami piorunowymi”. Błędnie sądząc, że powstały w skale po uderzeniu pioruna. 
W Polsce można je znaleźć w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. 
O belemnitach więcej można się dowiedzieć z tego artykułu. 






Oczywiście musimy się uwiecznić na tle tych kolorowych, "słodkich" gór.

W Górach Cukierkowych
W Górach Cukierkowych
Góry Cukierkowe są naprawdę warte odwiedzenia mimo, że nie wspominają o nich żadne polskie przewodniki (oprócz Lonley Planet). Są łatwo dostępne, można je zobaczyć nie wychodząc z samochodu. My dowiedzieliśmy się o tym miejscu przeglądając przed wyjazdem blogi podróżnicze w Internecie.

Jeszcze jedno spojrzenie na Góry Cukierkowe
Wyjeżdżamy z Gór Cukierkowych i wracamy na drogę M1 
Wyjeżdżając z gór przy parkingu widzimy blisko drogi niewielki domek. Jest to muzeum Mikail'a Mushfig'a (1908 - 1938). Był on wybitnym azerskim poetą. Został niesłusznie oskarżony przez reżim sowiecki o zdradę jako "wroga państwa" i został skazany na śmierć i rozstrzelany w ramach stalinowskich czystek w ZSRR. Po śmierci Stalina w 1956 roku został zrehabilitowany. Teraz jest bohaterem Azerbejdżanu. Szkoda, że żył tak krótko, mógł jeszcze tak wiele napisać. W tym domu przez krótki czas mieszkał i pracował.  

Przydrożna informacja o muzeum Mikail'a Mushfig'a 
Dom - muzeum Mikail'a Mushfig'a 

Góra Beşbarmaq Dagi widziana z samochodu
Wracamy na trasę M1. Kilkanaście kilometrów dalej za Gilazi po lewej stronie drogi widzimy wysoką skałę. Jest to góra Beşbarmaq Dagi, co można przetłumaczyć jako góra o pięciu palcach ( szczytach ). Nam się wydaje, że jest ich więcej. Wznosi się na wysokość 380 – 500 m ( różne źródła podają różne wysokości ). Jest to święte miejsce. Pod szczytem bije święte źródełko. Legenda mówi, że ten kto się z niego napije, to jego życzenia zostaną spełnione. Droga na szczyt jest dość trudna, ale ci, którzy mają czyste sumienie podobno wejdą tu bez trudu. Według innej legendy kobietom, które nie mogą zajść w ciążę, pielgrzymka na szczyt tej góry jest zalecana. Przed wejściem na szlak dobrze jest się pomodlić w meczecie, który znajduje się przy drodze u stóp góry, niedaleko parkingu. Wspinaczka na górę zajmuje kilka godzin. Długość zależy od tego jak daleko uda się podjechać samochodem. Biura turystyczne z Baku organizują tu wycieczki.

Po jakimś czasie droga zamienia się na jedno jezdniową. Przy drodze zaczynają się pojawiać stragany. Miejscowi sprzedają tu głównie owoce i warzywa.

Wjeżdżamy do miasta Xaçmaz.
Xaçmaz jest to niewielkie miasto w północno-wschodnim Azerbejdżanie. Dziś miasto zamieszkuje około 40 tys. ludzi. W XVIII wieku mieszkali tu prawie sami Ormianie, dziś stanowią niewielki ułamek całej populacji. Miasto zyskało na znaczeniu po wybudowaniu linii kolejowej z Moskwy do Baku. Obecnie jest centrum administracyjnym regionu.

Xaçmaz wjeżdżamy do miasta, witają nas olbrzymie lampy naftowe....
... a tutaj puchary





Przy wjeździe zaskakują nas dziwaczne rzeźby. Ciągną się one po obu stronach głównej drogi, którą jedziemy.  Nasycenie rzeźbami jest tu bardzo duże. Tylko w Skopie ( Macedonia ) widzieliśmy więcej. Rzeźby są przeróżne, czego tu nie ma: olbrzymie lampy naftowe, puchary, dzbany, karawana jedwabnego szlaku, pomniki przeróżnych bohaterów. 

Xaçmaz, tutaj dziwaczne miniaturki pałacyków
Xaçmaz, pomnik karawany jedwabnego szlaku

Pomniki mają tu także zwierzęta. Oglądając je z samochodu mamy mieszane odczucia, ale skoro mieszkańcom się to podoba? Z gustami się nie dyskutuje.
Xaçmaz, tutaj już nie wiemy dlaczego pod pomnikiem Korogly postawiono dziwaczne rzeźby koni i powozów
Xaçmaz, oficjalna brama wjazdowa do miasta
Xaçmaz, rzeźba skały z dwoma jeleniami
Zatrzymujemy się tutaj, aby coś zjeść. Szybko znajdujemy miejsce gdzie możemy dostać smacznego kebaba i napić się ajranu, który bardzo lubimy.

Zaskakuje nas duża ilość sklepów oraz centrów organizacji ślubów. Jest ich o wiele więcej niż w naszym mieście (171 tysięcy mieszkańców). Przy głównej ulicy co 50 -100 metrów mijamy taki sklep.


Xaçmaz, sklep dot. organizacji ślubu
Z perspektywy przejazdu przez miasto i krótkiego zatrzymania się, to oprócz pomników i dziwacznych konstrukcji nie zauważamy tu nic ciekawego. Najładniejszym budynkiem w parku miasta jest Centrum Kultury im. Heydara Alijeva. Potem okazuje się, że prawie w każdym mieście w Azerbejdżanie jest podobne Centrum Kultury. 


Przy drogach i ulicach co kilka, kilkanaście kilometrów znajdują się duże bilbordy z podobizną Heydara Alijeva. Można powiedzieć, że panuje tu kult byłego prezydenta.

Xaçmaz, Centrum Kultury im. Heydara Alijeva
Xaçmaz, pomnik Heydara Alijeva
Xaçmaz, wyjazd z miasta i bilbord z byłym prezydentem- Heydar Alijev








Wyjeżdżamy z Xaçmaz'u i jedziemy w kierunku Morza Kaspijskiego.


Mapa Morza Kaspijskiego na WordPress.com












Morze Kaspijskie to największe jezioro na świecie. Nie jest w sposób naturalny połączone z Oceanem Światowym. Systemem rzek i kanałów Morze Kaspijskie jest połączone z Morzem Bałtyckim oraz Morzem Azowskim. Morze Kaspijskie ma powierzchnię prawie 372 tys km², czyli jest prawie o 20% większe od Polski. Do Morza Kaspijskiego wpada wiele rzek, lecz 80% całej wody dostarcza Wołga. Ponieważ jest to jezioro bezodpływowe jego poziom jest zmienny. Ostatnio niewiele się zmienia i jest położone w depresji 28 metrów poniżej poziomu Wszechoceanu. Morze Kaspijskie jest płytkie na północy i głębokie na południu ( ponad 1000 metrów ). Zasolenie morza jest niewielkie, porównywalne do bałtyckiego ( większe na południu ). Nad Morzem Kaspijskim leżą Rosja, Azerbejdżan, Iran, Turkmenistan i Kazachstan. 



Jedziemy do Nabrana. W przewodniku "Bezdroży" przeczytaliśmy, że jest to duże kąpielisko nad Morzem Kaspijskim, do którego przyjeżdża wielu turystów z Rosji. W przewodniku przeczytaliśmy dalej: "...ostatnio kurort rozwija się w błyskawicznym tempie"  W zwiazku z tym zaplanowaliśmy, że tutaj nad Morzem Kaspijskim odpoczniemy sobie przez dwa dni, popływamy w morzu, zażyjemy kapieli słonecznych.



Droga do Nabrana, teraz coraz częściej spotykamy takie pojazdy

Trochę trudno było tu znaleźć miejsce noclegowe, jeśli było to nie było tu też tanio. 

W końcu zarezerwowaliśmy niedrogi nocleg w pewnym ośrodku wczasowym ( nie będziemy tu podawać jego nazwy ). Z zewnątrz wyglądał przeciętnie, ale w środku bardzo żle, jak przed wielkim remontem. Szczególnie tragicznie wyglądała łazienka z ubikacją. Stan techniczny armatury i urządzeń sanitarnych był opłakany. Brakowało nam czystości i minimalnego poczucia estetyki dla lepszego samopoczucia przebywania w tym miejscu. Zważywszy, że nocleg był nie drogi, nie oczekiwaliśmy luksusu, ale to co zastaliśmy wprawiło nas w lekkie osłupienie. 

Podczas naszych podróży spaliśmy już w wielu miejscach zarówno eleganckich, jak i zupełnie prostych i prymitywnych, ale tutaj jest zdecydowanie najgorzej. 
Całe szczęście, że łóżko było dobre oraz pościel w miarę czysta. 


Nabran, nasz ośrodek z domkami piętrowymi.




Jeszcze przed przyjazdem zamówiliśmy kolację. Właściciel, czy też dzierżawca, jest za to wspaniałym kucharzem i kolację mieliśmy naprawdę dobrą, smaczną i przygotowaną z miejscowych produktów. Kolacja ta trochę nam poprawiła humor, zwłaszcza że odbyła się na wolnym powietrzu. 

Ponieważ przyjechaliśmy późno wyjście nad morze oraz do miasteczka zostawiamy na dzień następny. 

Rano, na rozpoczęcie dnia, jemy dobre śniadanie przy naszym stole w ogrodzie .


Potem idziemy na plażę pod znakiem krowy. Pierwsze wrażenie jest okropne. Na plaży jest chyba więcej krów niż ludzi, które tu leżą i przeżuwają oraz chcąc nie chcąc brudzą.




Plaża w Nabranie






Obok widzimy grupę ludzi, którzy okładają ciało piaskiem i mułem. Naszym zdaniem to bardzo wątpliwa kuracja, mając na uwadze czystość piasku i samej plaży. 


Plaża w Nabranie, na pierwszym planie krowy, a kilkanaście metrów dalej ludzie się smarują piaskiem i mułem

Plaża w Nabranie, panie wysmarowane podobno leczniczym piaskiem

Plaża w Nabranie, tutaj na plażę można przyjechać samochodem





Widzimy, jak ścieki z domów odprowadzane są do bajorek tuż przed plażą. 

Nie zachęca to nas do kąpieli, boimy się nawet chodzić boso po tej plaży. Jednakże spotykamy wczasowiczów rosyjskich, którzy pewnie nie podzielają tych obaw i beztrosko się kąpią.

Kąpiel w Morzu Kaspijskim w Nabranie
Idziemy plażą kilka kilometrów w kierunku północnym. Całą drogę towarzyszą nam dwa psy z naszego ośrodka. Wracając wchodzimy do miasteczka. Tu też nie jest lepiej. Wszystko wygląda fatalnie, przy drogach brak chodników. Wszędzie są śmieci. Cała miejscowość wygląda jak jedna wielka prowizorka.
Obiad jemy w jednej z małych knajpek przy drodze wzdłuż plaży. Obiad jest dobry, ale nie tak dobry, jak w naszym ośrodku. Robimy jeszcze kilka fotek plaży. Obsługuje nas miły właściciel, który potem pomaga nam zrobić niewielkie zakupy, m.in. papier toaletowy. Ludzie są tu nadzwyczaj pomocni, mili i sympatyczni.


Plaża w Nabranie

Nabran, przy plaży w Nabranie ( ujście ścieku do morza). W tej budce sprzedaje się i wyrabia płaski chleb - lawasz.
Wracając do naszego ośrodka ulicami-drogami miasteczka, spotykamy się tu pierwszy raz z napowietrzną instalacją gazową. Tak prowadzona instalacja gazowa będzie nam towarzyszyć już cały czas podczas tej podróży. Okazuje się, że jest to standard we wszystkich państwach poradzieckich ( tylko w centrach dużych miast instalacja gazowa jest schowana pod ziemię ).


Nabran, instalacja gazowa przy ulicy
Nabran, na ulicach królują krowy i drób
Nabran, na ulicach królują krowy i drób

Jesteśmy niemile rozczarowani tym „kurortem-kąpieliskiem”. Naszym zdaniem nie zasługuje na to miano. Wieczorem zapytani przez  gospodarza ośrodka, mówimy mu o swoich niemiłych wrażeniach z pobytu na plaży . Rozmawiamy ze sobą w języku rosyjskim. Obiecuje, że następnego dnia pokaże nam bardziej czyste miejsce, gdzie można się kąpać.


Wieczorem przy kolacji poznajemy Bellonę i Stephen'a bardzo sympatyczną parę z Malty. Żałujemy, że tak słabo mówimy po angielsku.


Następnego dnia jedziemy razem z Belloną i Stephen'em na tę obiecaną, bardziej czystą plażę. Znajduje się ona ok. 5 kilometrów na południe od Nabranu. Znajomi naszego gospodarza prowadzą tu punkt gastronomiczny przy plaży.



Rzeczywiście jest tu o wiele czyściej niż na plaży przy miasteczku. Tutaj też na plażę można przyjechać samochodem. Siadamy w cieniu przy stoliku, dostajemy wspaniałą herbatę w pięknym czajniczku. Kąpiemy się w morzu tuż przy brzegu. Niestety wieje silny wiatr i są duże fale. Pływa dalej od brzegu tylko Stephen, który jest dobrym pływakiem.


Nabran, bardziej czysta plaża na południe od miasteczka

Nabran, przy plaży z naszymi znajomymi

Nabran, przy plaży
Mimo słabego języka angielskiego z naszej strony, dużo rozmawiamy przy stole.  Wg nas szybko przypadliśmy sobie do gustu, mamy podobną ciekawość do życia i chęć poznawania nowych miejsc i ludzi. 

Czas szybko mija, pod wieczór wracamy do naszego ośrodka. Znowu dostajemy pyszną kolację z grilowanych warzyw i mięsa.

Nasza wspólna kolacja 

Wspólna kolacja, a tak wyglądało danie główne.
Przyjazd tutaj to porażka. Mamy pretensję do renomowanego przewodnika "Bezdroży", że dzięki opisowi w przewodniku przyjechaliśmy tu. Ale z drugiej strony gdybyśmy tu nie przyjechali, to nie poznalibyśmy Bellony i Stephen'a. Czyli jest jakiś plus  i sens tego przyjazdu. 

Baku i Nabran to dwa światy. Abstrahując, że Baku to stolica i rządząca się być może innymi prawami, ale pewne podstawowe standardy dotyczące czystości, estetyki powinny być zbliżone.

Baku to nowoczesna metropolia, dorównująca miastom europejskim lub nawet w wielu aspektach bardziej rozwinięta. 
Nabran to miejscowość tkwiąca jeszcze głęboko w systemie sowieckim. Te dwa światy dzieli wiele lat rozwoju, braku dostępu do finansów i być może brak inicjatywy oddolnej. 

Jutro rano jedziemy do Lazy w kaukaskie doliny Azerbejdżanu. 


3 komentarze:

  1. My również po lekturze Bezdroży pojechaliśmy do "kurortu" w Gruzji. Podobny żyd.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaka szkoda że nie ma opisu kontynuacji waszej wyprawy po Azerbejdżanie. Laza, Xinaliq....

    OdpowiedzUsuń