niedziela, 26 sierpnia 2018

4. Azerbejdżan - okolice Baku na Półwyspie Apszerońskim

Dziś w niedzielę rano idziemy do hotelu Hilton odebrać zamówiony wcześniej samochód. W Polsce przez internet zamówiliśmy Dacię Logan i uzgodniliśmy odbiór o godz. 9:00. Przyszliśmy do hotelu punktualnie I zgłaszamy się na recepcji w tym celu. Dowiadujemy się, że dzisiaj pracownik azerskiej firmy, wypożyczającej samochody, nie pracuje. Pokazujemy niezbędne dokumenty. Po interwencji telefonicznej recepcjonistka powiadamia nas, że za dwie godziny będzie pracownik i samochód. Idziemy więc na śniadanie do pobliskiego baru.

Po dwóch godzinach możemy już odebrać samochód. Jest to duża limuzyna produkcji chińskiej wielkości Mercedesa, montowana w Azerbejdżanie. Oczywiście nie musimy za nią nic dopłacać. Samochód jest z automatyczną skrzynią biegów, ma wiele takich bajerów jak np. kamera cofania, których nigdy w naszych samochodach nie mieliśmy. Samochód ma tylko jedną wadę, spala więcej paliwa niż zakładaliśmy, ale benzyna jest tu bardzo tania, kosztuje mniej niż dwa złote za litr. Nigdy nie prowadziliśmy samochodu z automatyczną skrzynią. Jurek stosunkowo szybko się do niej przyzwyczaja.

Dziś jedziemy w okolice Baku na Półwyspie Apszerońskim.
Półwysep Apszeroński to półwysep w Azerbejdżanie na zachodnim wybrzeżu Morza Kaspijskiego o długości do 60 km i szerokości do 30 km. U nasady półwyspu na południowym jego brzegu leży stolica Azerbejdżanu – Baku.

Naszą trasę na dzień dzisiejszy zaplanowaliśmy następująco. Najlepiej widoczna jest na załączonej poniżej mapce:




Pierwszym naszym celem jest świątynia ognia Ateszgah ( azerski Atəşgah, ang. Fire Temple of Baku ). Leży ona niecałe 20 kilometrów na zachód od centrum Baku. Świątynia została wybudowana około 1745 roku przez hinduskich, sikhijskich i zoroastriańskich czcicieli ognia. Ogień na tych terenach czczono wcześniej. Bizantyjscy historycy pisali, że w czasie wojny bizantyjsko–perskiej w VII wieku zniszczono w tej okolicy kilka świątyń pogańskich, w których czczono ogień. Ulatniał się tutaj gaz ziemny, który samoczynnie się zapalił. 

Wokół tego ognia została wybudowana świątynia. Zabudowania świątyni zbudowano na planie pięciokąta. W środku stoi ołtarz, gdzie palił się wieczny ogień. Okolice świątyni zamieszkiwali Hindusi, Sikhowie i Zoroastrianie. Rozrastająca się populacja muzułmańska stopniowo wypierała tych ludzi. Na domiar złego złoża gazu pod ołtarzem w 1902 roku wyczerpały się i ogień zgasł. Po roku 1925 świątynia popadła w ruinę. W latach 70-tych XX wieku dokonano pierwsze prace restauratorskie i od 1975 roku założono tu muzeum. Gaz do ołtarza doprowadzono rurociągiem. W 2001 roku świątynię ponownie odnowiono, podobno wygląda teraz jak prawie trzysta lat temu (na starych sztychach ołtarz wygląda jednak nieco inaczej). Płomienie palą się cały czas. Czasami przybywają tu Zoroastrianie z Iranu i odprawiają modły w świątyni.

Ateszgah, wejście do świątyni. Te budki po lewej to kasy




Dojechaliśmy tutaj szybko i sprawnie. Za wstęp płacimy w kasie tuż przy wejściu ( biletów nie dostajemy ).


Ateszgah, ołtarz
Wchodzimy do świątyni. Na środku stoi kamienny ołtarz. Na ołtarzu oraz po jego czterech stronach płonie ogień. Jest tu sporo turystów.

Ateszgah, ołtarz
Ateszgah, ołtarz
Zwiedzamy po kolei pomieszczenia wybudowane przy murze świątyni. Są tu teraz fotogramy obrazujące historię, powstanie świątyni, jej budowę i odbudowę oraz ekspozycje muzealne odtwarzające życie w okresie czczenia ognia w światyni


Ateszgah, ekspozycja muzealna




Ateszgah, ekspozycja muzealna, miniatura ołtarza
Ateszgah, ekspozycja muzealna z scenką użycia ognia w przygotowaniu jedzenia
Ateszgah, ekspozycja muzealna z odtworzeniem celi mnichów
W świątyni znaleziono perskie i hinduskie napisy i symbole, które świadczyły, że była używana jako miejsce kultu hinduskiego , sikhijskiego i zoroastryjskiego. 


Ateszgah, fotogram z napisami perskimi (Zoroastrianin) 



Ateszgah, fotogram


Ateszgah, fotogram

Ateszgah, symbol hinduizmu
Spędzamy tu niecałą godzinę, świątynia nie jest duża. Jest to niewątpliwie ciekawe miejsce, ale tak bardzo obce naszej kulturze.

Drugim punktem zwiedzania pólwyspu dzisiaj była wizyta w Apszerońskim Parku Narodowym (azer. Abşeron Milli Parkı). Jest to niewielki obszar, który znajduje się na samym końcu półwyspu. Krajobrazy po drodze są mało ciekawe. Najczęściej są to nieużytki, gdzieniegdzie widać wieże wiertnicze i pompy pompujące ropę naftową. Czasami przejeżdżamy przez małe zaniedbane osady. Domy są szare, przykurzone. 

Droga na Półwyspie Apszperrońskim, za płotami wieże wiertnicze i instalacje naftowe.
Droga na Półwyspie Apszperrońskim, widać wieże wiertnicze i pompy.
Półwysep Apszperoński, wieża wiertnicza na wydmach.
Do Parku Narodowego już niedaleko




Po godzinie jazdy dojeżdżamy do parku. Przy wjeździe znajduje się szlaban i budka, w której kupuje się bilety. Trzeba okazać też paszporty. Dane z paszportów wpisywane są do specjalnego zeszytu. Odwiedzających park jest bardzo mało. Przed budką kończy się asfalt, dalej jedziemy wąską drogą gruntową. Samochód parkujemy po kilku kilometrach od wjazdu, przy jedynym budynku w parku. Dalej już samochodem nie da się dojechać.








Jest to teren pustynny z roślinnością typowo wydmową. Głównie są to różnego rodzaje traw i niskie krzewy. Wiatry i prądy morskie powoli formują koniec półwyspu. Przy końcu półwyspu znajdują się liczne laguny, w których żyją ptaki wodne. Widzieliśmy kormorany i czaple. Podobno żyje tu miejscowa odmiana gazeli. Z zwierząt morskich na brzegach można czasami spotkać fokę kaspijską. Niestety nie jest to okres, w którym rodzą się foki. Kiedyś podobno żyły tu lwy azjatyckie.


Droga w Apszerońskim Parku Narodowym
Apszeroński Park Narodowy
Apszeroński Park Narodowy
Od budyneczku idziemy niecały kilometr wyraźną ścieżką. Dochodzimy na brzeg morza. Wcześniej przeczytaliśmy relacje innych podróżników, którzy widzieli tutaj liczne węże morskie. Odpoczywamy na pniu drzewa na plaży. Przypatrując się wodzie zauważamy kilka wystających z wody głów węży. Węże chowają się w morskich glonach. Robimy kilka zdjęć. Podobno węże te nie są jadowite, ale nie próbowaliśmy sprawdzać i woleliśmy nie wchodzić do wody.


Apszeroński Park Narodowy, wąż morski.
Apszeroński Park Narodowy, wąż morski.
Apszeroński Park Narodowy
Apszeroński Park Narodowy
Nie widzimy tutaj w tym parku nic atrakcyjnego, no może oprócz węży. Nie jesteśmy przyrodnikami, ale widzieliśmy już wcześniej o wiele ciekawsze przyrodniczo miejsca.

Po kilkunastu kilometrach, w niewielkiej miejscowości znajdujemy małą restaurację, w której jemy smaczny obiad.

Wracamy w kierunku Baku. Trasę wybraliśmy tak, aby przejechać obok Mardakan Castle


Zamek Mardakan 




Jest to niewielki zamek z czworokątną wieżą w środku. Zamek został tu zbudowany w XII – XIV wieku. Inicjatorem budowy był szach Akhsitan I ( panował 1160-1197 ), to ten władca, który przeniósł stolicę królestwa Şamaxi do Baku. Zamek był wbudowany w cały system fortyfikacji, mający chronić nową stolicę. Dziś jest to najlepiej zachowany element tych fortyfikacji.

Zamek jest po renowacji w bardzo dobrym stanie. Niestety dziś jest zamknięty. Nie widzieliśmy informacji kiedy może być otwarty.


Zamek Mardakan 
Zamek Mardakan 

Zamek Mardakan 
Kilometr od zamku znajduje się święte miejsce azerskich muzułmanów - Pir Hǝsǝn. Jest tu grobowiec XVII wiecznego duchownego. Ludzie wierzą, że pielgrzymka do tego miejsca uzdrawia. Zbudowano tutaj niewielki meczet. Znajduje się tu kilka innych grobów. 

Meczet Pir Hǝsǝn

Wnętrze meczetu Pir Hǝsǝn

Jeden z grobowców w kompleksie meczetu Pir Hǝsǝn
W tym świętym miejscu pochówku dostąpili tylko wybitnie zasłużeni. Jednym z nich jest Zeynalabdin Taghiyev (1838 - 1924). Syn szewca zdobył olbrzymi majątek na ropie naftowej. Większą część swego majątku przeznaczył na cele filantropijne. Wspierał głównie kulturę i sztukę azerską. Ze swoich środków wybudował między innymi Teatr Opery i Baletu. Po przyjściu bolszewików odebrano mu cały majątek, a jego rodzina żyła w nędzy. Więcej o tej niesamowitej postaci można przeczytać tu: Zeynalabdin Taghiyev.

Popiersie Zeynalabdin'a Taghiyev'a w kompleksie meczetu Pir Hǝsǝn
Jest to bardzo zadbane miejsce. Kwitnie tu trochę pogański obyczaj. Obok wejścia do meczetu pani nad głowami wiernych rozbija butelki. Ma to przynieść wiernym spokój serca i ducha. To rozbijanie butelek wykonuje się bezpiecznie, szkło nie spada na wiernego, tylko obok.

Meczet Pir Hǝsǝn


Spotkany tu starszy mężczyzna powiedział nam, że za czasów radzieckich przez dwa lata był w wojsku w Legnicy ("mała Moskwa") w Polsce. Podczas rozmowy zapraszał nas na nocleg do swojego domu w pobliżu. Było to dla nas dość nie oczekiwane i niezwykle serdeczne. Przedstawił nam żonę i dwie córki. Szkoda, że mieliśmy zarezerwowane wcześniej noclegi i nie mogliśmy z tego zaproszenia skorzystać.


Robi się już późno. Musimy jechać dalej. A przed nami ostatni punkt zwiedzania okolic Baku na Półwyspie Apszerońskim Yanar Dag.


Droga do Yanar Dag w stronę zachodzącego słońca
Yanar Dağ to po polsku  "płonąca góra". U stóp niewielkiego wzgórza od lat pięćdziesiątych XX wieku „płoną skały”. To z podziemnych złóż przez porowate skały z piaskowca wydobywa się gaz ziemny, tak jak to było w Ateszgah. Takich miejsc wcześniej było wiele, pisał nawet o tym Marco Polo. Teraz w Azerbejdżanie jest kilka takich miejsc, lecz dla turystów udostępnione jest tylko to miejsce.


Wzgórze Yanar Dag i płonące skały



Przyjechaliśmy tu w optymalnej porze, jest już wieczór. Przy wejściu, obok parkingu kupujemy bilety wstępu. Przechodzimy obok płomieni i idziemy na pobliskie wzgórze. 

Roztacza się stąd wspaniała panorama na Baku. Ściemnia się szybko. 

Widok ze wzgórza o zmierzchu na przedmieścia Baku
Widok ze wzgórza na przedmieścia Baku w towarzystwie księżyca





Schodzimy na dół i wpatrujemy się, jak zahipnotyzowani w ogień. Płomienie, które za dnia nie są specjalnie fotogeniczne, teraz robią ogromne wrażenie. W ich pobliżu jest również bardzo przyjemnie ciepło, tym bardziej, że temperatura powietrza wieczorem po zachodzie słońca spada. 

Płonące ognie
Próbujemy ten póki co wieczny ogień uwiecznić na krótkim naszym filmiku. Niestety tego wrażenia ciepła nie odda.


Do Baku jest już blisko. Po pół godzinie jesteśmy w okolicach naszego hostelu. Długo szukamy miejsca, w którym możemy zaparkować. Pomagają nam bezinteresownie uczynni ludzie. Jesteśmy zaskoczeni bezstronną uprzejmością tutejszych ludzi. 

Jeszcze chwilę spacerujemy po śródmieściu. Dzisiaj, w niedzielę, wydaje się, że ludzi jest zdecydowanie więcej niż normalnie. To nasz ostatni wieczór. Jutro jedziemy dalej. 

Baku, ostatni nasz wieczór na placu fontann
Baku, ostatni nasz wieczór na placu fontann


1 komentarz: