czwartek, 2 września 2021

Czarnomorska część Turcji, kolejny etap wyprawy

Jest to trzeci etap naszej wyprawy po Turcji (patrz nasz post: Turcja - skarbnica starożytnych kultur, magia orientu).

Amasya


Trasę całej naszej podróży podzieliliśmy umownie na siedem etapów:

1. Dojazd z Polski do Turcji, to niecałe 1650 km (patrz w/w  post ),

2. Cztery stolice Turcji, to około 1000 km (patrz w/w  post ),

3.Czarnomorska część Turcji, to 1900 km (opis w tym poście),

4.Wschodnia część Turcji, to 1550 km (nasz post: Wschodnia część Turcji, kolejny etap wyprawy),

5. Południowa część Turcji, to 2100 km,

6. Turcja śródziemnomorska, tzw. Riwiera Turecka i egejska, to 2150 km,

7. Droga powrotna z Turcji do Polski, to prawie 1500 km.

Spróbujemy każdy z tych wyżej wymienionych etapów opisać. Dwa pierwsze opisaliśmy w/w linku, trzeci w tym i pozostałe w  następnych naszych postach.

Ten etap naszej wyprawy nazwaliśmy czarnomorskim trochę na wyrost, bo po raz pierwszy Morze Czarne zobaczyliśmy dopiero po kilku dniach w Samsun. Może bardziej prawidłowe określenie to region Morza Czarnego

Mapka tej części naszej podróży poniżej:

Mapka pt. "Czarnomorska część Turcji" naszej podróży (3. etap)

Do Safranbolu (65 km od morza) przyjechaliśmy z obecnej stolicy Turcji  Ankary. 

Safranbolu
Safranbolu nazwa ponoć  pochodzi od szafranu (przyprawa ta wytwarzana jest ze znamion słupków krokusa, jest to najdroższa przyprawa świata, aby wytworzyć 1 kg przyprawy trzeba ręcznie przerobić ponad 100000 kwiatów)  to urocze małe miasteczko (około 50 tys. mieszkańców), w którym zachowała się stara osmańska zabudowa z końca XVIII i początku XIX wieku. Dlatego też Safranbolu znalazło się ma liście światowego dziedzictwa UNESCO. 

Miasteczko jest ładne, składa się z trzech części: dolnej - stare centrum, górnej części oraz nowe centrum. 

My mieszkaliśmy w górnej części. Tu koniecznie trzeba zobaczyć stary meczet Ulu Camii, który został przebudowany z wcześniejszego kościoła bizantyjskiego.

Safranbolu - meczet Ulu Camii

Safranbolu - wewnątrz meczetu Ulu Camii

Safranbolu - uliczka w górnej części

Taką uliczką, jak na zdjęciu obok można przejść do dolnej części, tj. historycznego centrum miasta (prawie 2 km). Otworzy się przed nami stare, przez to klimatyczne, miasteczko z osmańską zabudową. Przeniesiemy się w przeszłość do XVIII, XIX wieku. 

Safranbolu - uliczka w dolnej części





Miasteczko wyjątkowo nastawione jest na turystów ze swoimi sklepikami, kawiarniami i restauracjami. Często w sklepikach sprzedaje się tu turecki przysmak lokum, są to galaretki wyrabiane z pszennej skrobi o różnych owocowych smakach i kolorach, czasami z różnymi orzechami, można spotkać także szafranowe. My nie jesteśmy niestety smakoszami tych galaretek.
 

Teraz zabierzemy Was na spacer uliczkami tego miasteczka.

Pokaz slajdów: "Uliczki w Safranbolu"

Warto pójść do zajazdu  Cinci Han. Jest to stary karawanseraj z XVII wieku, który służył jako karawanseraj do XX wieku. Położony był na Jedwabnym Szlaku, ciągnącym się od Chin po Anatolię. Od 2004 roku do teraz znajduje się tu hotel oraz dość dobra restauracja, jedliśmy tu pierożki (tur. "peruhi") z wytrawnym serem i popijaliśmy ajranem. 

Safranbolu - dziedziniec Cinci Han

Safranbolu - pierożki (tur. "peruhi") w Cinci Han


Safranbolu - widok na wzgórze Hidirlik Hill
Safranbolu - taras widokowy na wzgórzu Hidirlik Hill

Koniecznie trzeba też pójść na wzgórze Hidirlik Hill, roztacza się stąd wspaniała panorama miasteczka. Kiedyś najprawdopodobniej była tu cytadela. Teraz pozostały tylko mury, ale całość jest ładnie zagospodarowana.

Można tutaj na tarasie przy herbatce podziwiać piękne widoki na urocze miasteczko.

Safranbolu - widok z wzgórza Hidirlik Hill
Safranbolu - widok z wzgórza Hidirlik Hill, pośrodku zdjęcia Cinci Han 

Safranbolu - część dolna i górna miasta

Safranbolu - uliczka z meczetem Izzetpaśa Camii z XVIII w.

Najlepiej jest pospacerować bez celu po miasteczku, pozaglądać do starych meczetów, posiedzieć na ławeczce bądź w herbaciarni, pooglądać ludzi. Z pewnością ktoś podejdzie i spyta się: „skąd jesteś?” 

Safranbolu - wewnątrz meczetu Izzetpaśa Camii 



Filmik panoramy miasta z wzgórza Hidirlik Hill

Akwedukt Incekaya przez Kanion Tokatli

Pobyt w tym malowniczym miejscu można połączyć z wypadem za miasto do osmańskiego z XVIII w. Akweduktu Incekaya na wysokości 600 m n.p.m. i na krótki spacer lub przyjemny trekking (5-6 km) w kanionie Tokatli. 

Kanion Tokatli - szlak po schodach i drewnianej kładce z góry na dół wąwozu


Szklany taras widokowy na Kanion Tokatli 


Zanim zejdziemy schodami i kładkami na dół kanionu warto tu wejść na szklany panoramiczny taras widokowy (niewielka opłata, wstęp do kanionu również płatny). Znajduje się tu kawiarnia, gdzie można coś zjeść i wypić, jest też toaleta, a niedaleko parkingi.

Na dole Kanionu Tokatli 


Widok na Kanion Valla z tarasu widokowego (duże przybliżenie)

Jadąc następnego dnia dalej z Safranbolu do Kastamonu zwiedziliśmy kanion Valla w górach Kure. Kilkanaście ostatnich kilometrów drogi do kanionu to droga gruntowa.

Kanion Valla - kładka na taras widokowy
Do samego punktu widokowego, usytuowanego na wysokiej skale prawie 500 m n.p.m, nad kanionem trzeba było dojść ok. 1,5 km od parkingu. Z platformy widokowej roztacza się ładny widok na góry i kanion.

Kanion Valla - wejście na taras widokowy





Zaskoczeniem dla nas był bardzo silny wiatr na samej platformie widokowej, kilkadziesiąt metrów przed platformą było bezwietrznie.

Kanion Valla - zejście z tarasu widokowego
Wodospad Ilıca Şelalesi

Kilkadziesiąt kilometrów dalej, w tych samych górach Kuru dotarliśmy do wodospadu
Ilıca Şelalesi. Wodospad ma ok. 14 m wysokości. Szkoda, że otoczenie wodospadu zostało uszkodzone kilka tygodni przed naszym przyjazdem przez dużą powódź. 

Wodospad Ilıca Şelalesi

Żałujemy, że nie zaplanowaliśmy trekkingu kanionem Horma, który tu się zaczyna (lub kończy), ale za mało o nim wiedzieliśmy przed wyjazdem. Taksówki wożą turystów z jednego końca kanionu do drugiego. 

Kasaba - Meczet Mahmuta Beya

Tuż przed Kastamonu skręciliśmy z głównej drogi do wioski
Kasaba, aby zobaczyć mały, stary 
z XIV w., drewniany wewnątrz  Meczet Mahmuta Beya,  który kandyduje do wpisu na listę UNESCO.

Kasaba - wewnątrz Meczetu Mahmuta Beya

Kastamonu

Trochę żałujemy, że zatrzymaliśmy się tylko na jeden nocleg w KastamonuNad miastem Kastamonu   dość wyraźnie góruje (ponad 100 m powyżej rzeki) pokaźny zamek. Widać go z prawie każdego miejsca w mieście. 

Kastamonu - plac Cumhuriyet Meydani





Rano poszliśmy na krótki spacer do miasta. Jednym z najpiękniejszych placów w Turcji wybrano pobliski plac Republiki (Cumhuriyet Meydani)

Kastamonu - budynek historyczny gubernatora miasta

Na środku placu stoi duży pomnik, na którym przedstawiono walkę o wyzwolenie Turcji. Od wschodu plac zamyka ładny budynek historyczny gubernatora Kastamonu.

Kastamonu - widok na miasto i zamek z wzgórza z wieżą zegarową




Potem skierowaliśmy się na wzgórze z wieżą zegarową. Tutaj miała się zaczynać kolejka gondolowa na wzgórze zamkowe, ale inwestycja przekroczyła budżet i od kilku lat stoją tu tylko słupy. Z pewnością byłaby to atrakcja turystyczna i pełna wrażeń przejażdżka nad miastem.


Pijąc herbatę na górze podziwialiśmy wspaniały widok na miasto i zamek.

Kastamonu - widok na miasto z wzgórza z wieżą zegarową

Hattusa
Po krótkim spacerze pojechaliśmy dalej do miejsca docelowego, tj. Bogazkale. 

Bogazkale to wioska, obok której znajdują się ruiny Hattusy dawnej stolicy Hetytów, którzy zamieszkiwali tereny Anatolii od XX do XII wieku przed naszą erą. Skróconą historię Hattusy przeczytacie w powyższym linku

Zaraz po przyjeździe zwiedziliśmy samochodem teren wykopalisk. Jest to dość rozległy teren, pętla samochodowa ma ok. 6 km. 

Hattusa - rozległy teren zwiedzania

Zwiedziliśmy kolejno, przemieszczając się naszym samochodem: 

Hattusa - Wielka Świątynia
Hattusa - Brama Lwów

Hattusa - tunel Yerkapi

Hattusa - Yerkapi od strony zewnętrznej

Hattusa - szaniec

Hattusa - Brama Sfinksów

Hattusa - Brama Królewska

Hattusa - Królewska Cytadela


Po niektórych fragmentach ocalałych budowli można sobie wyobrazić jak potężne to było państwo, które z powodzeniem walczyło z ówczesnym Egiptem (bitwa pod Kadesz ok. 1280 r p.n.e. za panowania Ramzesa II).

O Hetytach więcej wiemy z zapisków egipskich niż odkopanych tu tabliczkach z ich pismem klinowym. Hattusa także znajduje się na liście UNESCO.

Rano następnego dnia byliśmy jeszcze w małym, ale ciekawym miejscowym muzeum archeologicznym. W muzeum znajduje się wiele artefaktów wykopanych w Hattusa.

Bogazkale - w muzeum archeologicznym




Potem pojechaliśmy do Yazılıkaya. Jest to świątynna część Hattusy, tak sądzą archeolodzy. Tu na skalnych ścianach znajdują się wyraźne płaskorzeźby hetyckich bogów (stąd przypuszczenie, że była to świątynia). Najlepiej zachowaną płaskorzeźbą, będącą symbolem Hattusa, jest niewielka płaskorzeźba przedstawiająca dwunastu bogów podziemia.

Yazılıkaya -płaskorzeźba przedstawiająca dwunastu bogów podziemia 

W Yazılıkaya 

Yazılıkaya - płaskorzeźba hetyckiego boga lub kapłana

W Yazılıkaya w otoczeniu płaskorzeźb

Amasya
Z Yazılıkaya pojechaliśmy do Amasyi. Kiedyś była pontyjską stolicą. Historia tego miasta to prawie 7500 lat (więcej w poniższym linku). 

Amasya - widok z drogi do pontyjskich grobowców (na placyku obok meczetu i hotelu
 nasze auto)

Amasya - widok na pontyjskie grobowce z bulwaru nadrzecznego 
Amasya - kładka nad rzeką, dojście do starego miasta 



Amasya (około 115 tysięcy mieszkańców) to chyba najładniej położone miasto na trasie naszej podróży. Niektórzy nazywają miasto, naszym zdaniem słusznie, perłą Rejonu Morza Czarnego. Wciśnięta jest w wąską dolinę pomiędzy dwoma dość wysokimi wzgórzami, na jednym z nich znajdują się ruiny zamku, a na stromych skałach nad miastem widać pięć grobowców królów pontyjskich. 

Byliśmy przy grobowcach, lepiej oglądać je z daleka niż z bliska, ale spod grobowców jest ładny widok na miasto, więc warto tam się wspiąć.

Amasya - widok na most

Amasya - widok z mostu




Przez miasto przepływa malownicza rzeka Yeşilırmak, przez którą przechodzi pięć mostów. Większość miasta leży na południowym brzegu, wzdłuż rzeki przy której położone są odrestaurowane stare domy osmańskie .

Widok w mieście na rzekę, jak i z obu wzgórz po dwóch stronach rzeki, jest wspaniały zarówno w dzień i w nocy.  Można godzinami spacerować nadrzecznym bulwarem przysiadając co chwila na ławkach i patrzeć na rzekę i na odbijające się w wodzie stare domy.

Amasya - popiersia sułtanów na bulwarze
Amasya - Meczet Sułtana Beyazita II

To do Amasyi w XVI wieku sułtani wysyłali na praktykę w zarządzaniu prowincją swoich następców. Na nadrzecznym bulwarze znajdują się popiersia sułtanów, którzy kiedyś praktykowali w Amasyi.  

Jak następcy zostawali sułtanami, to fundowali miastu meczet. Najbardziej się nam podobał Meczet Sułtana Beyazita II

Amasya - w Meczecie Sułtana Beyazita II

Amasya - pomnik greckiego geografa Strabona


Z Amasyi pochodził słynny grecki geograf Strabon, a jego pomnik również znajduje na popularnym bulwarze.

Amasya - pomnik Strabona

Amasya - pomnik Ferhat i Shirin






Na tej samej promenadzie nad rzeką znajduje się pomnik Ferhat i Shirin, upamiętniający miejscową legendę o niespełnionej wielkiej miłości (legenda opisana jest w linku o mieście). 

Amasya - pomnik upamiętniający okólnik Amasya






Amasya była świadkiem ważnych wydarzeń historycznych. To właśnie tutaj 22 czerwca 1919 roku Mustafa Kemal Atatürk wraz ze współtowarzyszami walki ogłosił okólniku Amasya rozpoczęcie tureckiej wojny o niepodległość. Okólnik ten uważany jest za pierwszy pisemny dokument dokumentujący oficjalne rozpoczęcie tureckiej wojny o niepodległość. 

W latach I wojny światowej i tureckiej wojny o niepodległość chrześcijańscy mieszkańcy Amasyi (Ormianie i Grecy) ucierpieli od okrucieństw.

Po powstaniu Republiki Tureckiej nastąpiła wymiana ludności, tj. znaczna część jeszcze żyjących Greków z Amasyi została przesiedlona do Grecji (Saloniki), a jej miejsce zajęli Turcy z tych terenów, które przypadły Grekom.

Amasya - pomnik upamiętniający walki Turków o niepodległość z Atatürkiem na czele
Odwiedziliśmy także Muzeum Hazeranlar Konağı. Jest to dobrze zachowany dom Hezerana Hanıma. Oglądaliśmy tu wnętrze bogatego domu mieszczańskiego z XIX wieku. W niektórych pomieszczeniach są woskowe figury mieszkańców.

Pojechaliśmy autem na górę do zamku, a później na drugie wzgórze po stronie południowej do restauracji na kolację, Rozciągały się stąd piękne widoki na oświetlone miasto. 

Amasya - widok wieczorem z restauracji na południowym wzgórzu


W Amasyi jedliśmy chyba dwa najsmaczniejsze w tej wyprawie obiady. 

Amasya - grillowane bakłażany, kotleciki jagnięce, ajran

Warto też dodać, że Amasya to centrum uprawy jabłek w Turcji. Próbowaliśmy, nam wydaje się nieskromnie, że polskie jabłka o różnych smakach są smaczniejsze. 

Amasya w pięknym oświetleniu nocnym

Naprawdę warto tu przyjechać, szkoda, że tak rzadko trafiają tu polscy turyści.

W poniższym pokazie slajdów zamieszczamy nasze zdjęcia tego niezwykle uroczego  miasta, zachęcając Was do jego odwiedzenia. 

Pokaz slajdów pt. :"Nasza  Amasya"

Rejs stateczkiem w Kanionie Şahinkaya


Po całym dniu spędzonym w Amasyi pojechaliśmy zobaczyć Kanion Şahinkaya. Wybraliśmy się tu w rejs małym stateczkiem po zalewie, który tworzy malowniczy kanion z pionowymi skałami i pięknymi widokami. Stateczkiem płynęliśmy z tureckimi turystami. Było nas kilkanaście osób. Mimo bariery językowej była miła i serdeczna atmosfera.  Podobno jeszcze ładniejsze widoki są z góry na zalew, ale trasy turystyczne nie są tam znakowane, a opisy wycieczek są mało przekonywujące i nie zaryzykowaliśmy tam trekkingu. Zdjęcia kanionu z góry znajdziecie tu: Kanion Şahinkaya.

Rejs stateczkiem w Kanionie Şahinkaya

 Kanion Şahinkaya 

Samsun - statek SS Bandrima

Po tej wycieczce przyjechaliśmy wreszcie nad Morze Czarne do miasta Samsun (przeszło 450 000 mieszkańców), które jest najbardziej rozwiniętym miastem regionu Morza Czarnego. Zaskoczyła nas tu pogoda, było bardzo gorąco i wilgotno, prawie tak jak w Bangkoku. 

Samsun - statek SS Bandrima, gabinet (woskowe figury)

Samsun - statek SS Bandrima, sypialnia
Zatrzymaliśmy się tylko na godzinę przy replice statku
SS Bandrima,
 którym Atatürk w 1919 przypłynął ze Stambułu do Samsun, zapoczątkował tym zbrojny opór i walkę przeciwko rozbiorowi Turcji po I wojnie światowej. Statek zwiedza się za darmo. Odtworzono tu skromne wyposażenie, gdzie można zobaczyć woskowe figury 
Atatürka i jego wojskowych doradców.  

Nocowaliśmy kilkadziesiąt kilometrów dalej na najwyższym piętrze w hotelu, z widokiem na plażę w miejscowości Ünye (zdjęcie poniżej).

Unye

Ünye to miejscowość wypoczynkowa z nadmorską promenadą (około 131 tysięcy mieszkańców) na wschodnim wybrzeżu Morza Czarnego. Można też pospacerować po molo (w pobliżu są dobre restauracje).


Ünye i niezbyt odległe miasto Ordu (około 230 tysięcy mieszkańców) to centrum uprawy orzecha laskowego. Z tego rejonu pochodzi około 25 procent światowych zbiorów (orzechy te uprawia się prawie na całym wybrzeżu Morza Czarnego). Właśnie były zbiory, wszędzie widzieliśmy suszące się orzechy. 

Ordu - wzgórze Boztepe


    
W Ordu wjechaliśmy na pobliskie wzgórze Boztepe (530 m n.p.m.), z którego roztacza się ładny widok na miasto i okolicę. Na wzgórze można było wjechać kolejką gondolową lub samochodem po krętej drodze. 

Widok na Ordu ze wzgórza Boztepe

Niestety tego dnia kolejka była nieczynna, ale tureccy turyści powiedzieli nam, że na szczyt kursują busiki i podarowali nam bilety.  Samochód zostawiliśmy na parkingu, a na górę pojechaliśmy busikiem.  Szkoda, że horyzont z powodu dużej wilgotności był mocno przymglony. Kupiliśmy tu pierwsze, jeszcze ciepłe, prażone orzechy laskowe. Były wspaniałe i od razu zostaliśmy ich smakoszami. Potem wszędzie staraliśmy się je kupować, ale już nigdzie nie były tak smaczne jak te pierwsze. 

Giresun - muzeum w ormiańskim kościółku

Dalej jechaliśmy przez Giresun (około 121 tysięcy mieszkańców). Zatrzymaliśmy się przy ormiańskim kościółku, zamienionym na muzeum.
 
Giresun

Giresun to również ojczyzna wiśni i czereśni. Od nazwy miejscowości pochodzi ich nazwa. Szkoda, że nie byliśmy w czerwcu, kiedy są tu zbiory.

Trabzon
Późnym popołudniem dotarliśmy do Trabzonu

Trabzon ma bardzo bogatą historię. Kiedyś (VII w. p.n.e.) była to kolonia grecka, potem miasto bizantyjskie i stolica Cesarstwa Trapezuntu. 

Na obrzeżach miasta zwiedziliśmy dawną bizantyjską bazylikę Hagia Sophia (z XIII w), teraz jest to meczet.

Trabzon - bazylika Hagia Sophia





W narteksie zachowały się tu dość dobrze bizantyjskie freski, w nawie głównej też można dostrzec pozakrywane freski. Chodzi się tu po szklanej posadzce, pod którą widać pozostałości starej mozaiki podłogowej (ładne zdjęcia fresków i zdobień bazyliki w linku).

Trabzon - wewnątrz bazyliki Hagia Sophia

Trabzon - freski w bazylice Hagia Sophia

Trabzon - freski w bazylice Hagia Sophia

Trabzon - freski w bazylice Hagia Sophia

Trabzon - Most Zağnos i centralna dzielnica Ortahisar





Trabzon nie jest teraz specjalnie ładnym miastem. Spacerując po starej części miasta od placu Atatürka ulicą Uzun Sokak (przy placu Atatürka to deptak pełen sklepów) i przechodząc przez Most Zağnos natrafiliśmy na jeszcze jeden bizantyjski kościół zamieniony w meczet, jest to dzisiejszy Fatih Camii (meczet zdobywcy)to dawny kościół Panagia Chrysokephalos z X lub XI wieku.
 
Trabzon - meczet Fatih Camii

Trabzon - wewnątrz meczetu Fatih Camii




Trabzon - pomnik sułtana Sulejmana Wspaniałego 



Kilkadziesiąt metrów dalej po drugiej stronie ulicy znajduje się konny pomnik sułtana Sulejmana Wspaniałego (1520 – 1566), który się urodził w Trabzonie, prawdopodobnie w domu znajdującym się za pomnikiem. 



Za panowania Sulejmana Imperium Osmańskie osiągnęło szczyt swojej potęgi (podobnie, jak Polska w tych czasach). Żoną sułtana Sulejmana była Roksolana, prawdopodobnie pochodzenia ukraińskiego lub polskiego. Więcej o sułtanie i jego żonie w linku powyżej.

Trabzon - dzielnica Ortahisar

Widok na Klasztor Sumela, widoczne z tego ujęcia budynki wybudowano w XVIII i XIX w.

Z Trabzonu pojechaliśmy na półdniową wycieczkę w Góry Pontyjskie do dawnego greckiego i bizantyjskiego Klasztoru SumelaKlasztor wybudowano tu prawdopodobnie w IV/V wieku, a to co oglądaliśmy czyli kościół i kaplice częściowo wykute w skale pochodzą z XII/XIII wieku. Klasztor bardzo ucierpiał, był celowo dewastowany po przymusowym wysiedleniu w 1923 roku greckich mnichów.
 
Dziedziniec Klasztoru Sumela

Dziedziniec Klasztoru Sumela

Mnichów wysiedlano bardzo brutalnie, nie pozwolono im zabrać z klasztoru żadnych przedmiotów. Zakopali więc pod podłogą jednej z kaplic najcenniejszą cudowną ikonę Matki Boskiej  (historia ikony w linku). Po latach do klasztoru wrócił jeden z mnichów, odkopał ikonę i przewiózł ją do Grecji, do nowo utworzonego klasztoru.

Zdewastowane freski w Klasztorze Sumela
Dziedziniec Klasztoru Sumela
Teraz trwa powolna restauracja klasztoru, prawdopodobnie nie uda się w pełni zrekonstruować zdewastowanych w tym czasie wspaniałych wewnętrznych i zewnętrznych fresków. 

Zewnętrzne freski Klasztorze Sumela

Klasztor przyciąga teraz tłumy miejscowych turystów, ze względu na walory estetyczne i miejsce położenia. Przyjeżdżają tu też pielgrzymi, najwięcej z Rosji i Gruzji. W niedzielę trudno o wolne miejsce na parkingu, który znajduje się kilka kilometrów poniżej klasztoru. Z parkingu w pobliże klasztoru (ok. 2-3 km) podwożą turystów małe busiki.

Ulice Trabzonu wieczorem

Trabzon, wspaniałe baklawy 

Ulice Trabzonu wieczorem 

Uzungol

Następnego dnia pojechaliśmy z Trabzonu do Uzungöl, malowniczo położonej miejscowości nad osuwiskowym jeziorem o tej samej nazwie. Jezioro znajduje się na wysokości 1090 m n.p.m.

Widok na jezioro i miejscowość Uzungol

Przyjechaliśmy tu wcześnie (z Trabzonu to niecałe 100 km), mieliśmy więc prawie cały dzień na spacery wokół jeziora i na pobliskie punkty widokowe. Krajobraz w tym miejscu jest wspaniały. 

Taras widokowy na jezioro i miejscowość Uzungol

Uzungöl znajduje się już w pewnej odległości od morza i nie było tu tak wilgotno, powietrze było przejrzyste i widoki ładniejsze. Jezioro Uzungöl można porównać do polskiego Morskiego Oka, też przyjeżdża tu zbyt wiele turystów. Naszym zdaniem popularność tego miejsca w Turcji trochę mu szkodzi, ludzi przyjeżdża tu za dużo. Spotkaliśmy tu dużo turystów z Arabii Saudyjskiej, Omanu, Kataru i innych krajów arabskich. Spacerowaliśmy aż do nocy. 

Jezioro i miejscowość Uzungol nocą

Pola uprawy herbaty (widok z samochodu)

Następnego dnia wróciliśmy nad Morze Czarne i jechaliśmy na wschód. Za miejscowością Rize (jest to centrum uprawy i produkcji herbaty w Turcji) około 20 km dalej skręciliśmy do wodospadu Agaran Selalesi. Początkowo dobra droga szybko zamieniła się w drogę gruntową, która na domiar złego była mocno uszkodzona po olbrzymich opadach deszczu jakie nawiedziły ten rejon trzy tygodnie przed naszym przyjazdem.

Droga do wodospadu Agaran Selalesi

Wodospad Agaran Selalesi

Wodospad był wspaniały, warto było 
tam przyjechać mimo bardzo kiepskiej drogi, może kiedyś będzie lepsza.

Wodospad Agaran Selalesi

Pola uprawy herbaty


Na krótko znowu wróciliśmy na wybrzeże, ale wkrótce skręciliśmy w dolinę rzeki Firtina. Kiedyś, za czasów osmańskich, prowadziła tędy jedna z głównych dróg handlowych przez Góry Pontyjskie na wybrzeże. Z tamtych czasów pozostało w dolinie rzeki wiele zamków oraz osmańskich kamiennych jednołukowych mostów

Obiad z widokiem na most

Zatrzymaliśmy się przy jednym z nich. Na rzece Firtina obok miejscowości Çamlıhemşin, gdzie organizuje się spływy raftingowe o średnim poziomie trudności. Niestety nie starczyło nam czasu na obejrzenie malowniczego zamku Zilkale.

Jednołukowy osmański most nad rzeką Firtina
Pensjonat Serinyer Dagevi w Górach Kaçkar

Po południu dotarliśmy do zamówionego wcześniej samotnego (klimatycznego schroniska) pensjonatu Serinyer Dagevi w Górach Kaçkar na wysokości około 1800 m n.p.m. Można tu dojechać dość dobrą drogą terenową. Jadąc przebiliśmy się przez mgłę i dotarliśmy do pensjonatu w ładnej pogodzie. Po pół godzinie i tu była mgła. Zdążyliśmy jeszcze pójść na krótki spacer we mgle. Najbardziej charakterystycznym gatunkiem porastającym północne zbocza Kaçkaru jest różanecznik. Krzewów różanecznika jest dużo, wspaniale musi tu być wiosną, gdy wszystkie kwitną.

We mgle w Górach Kaçkar

Góry Kaçkar są bardzo ładne, ale bardzo kapryśne, często tu pada deszcz.


Górach Kaçkar - różanecznik

Górach Kaçkar

W Górach Kaçkar
Jeden dzień jaki tu zaplanowaliśmy chcieliśmy przeznaczyć na trekking. 

Niestety nie udało się, po pogodnym poranku, a po śniadaniu podeszła mgła i zaczęła padać mżawka, a następnie deszcz. Nie mieliśmy szczęścia, odpoczęliśmy więc pół dnia w pensjonacie. Był to jedyny deszczowy dzień w naszej podróży. Niestety wysokich partii gór nie widzieliśmy.  

Nasze śniadanie w pensjonacie, z dołu powoli podchodzą chmury

Godzinę później na trasie jeszcze zdążyliśmy wypić herbatę 

Góry Kaçkar o deszczowej porze

Po jednodniowym pobycie w Górach Kaçkar wypogodziło się, a my zamiast na trekking pojechaliśmy dalej (ze względu na rezerwacje noclegów). Na krótko znowu wróciliśmy nad Morze Czarne i dalej jechaliśmy drogą D010.

Do Batumi w Gruzji już stąd nie było daleko

Od Samsun w pobliże granicy z Gruzją jechaliśmy dwujezdniową drogą D-010. Droga prowadzi prawie cały czas wzdłuż brzegu Morza Czarnego. Wyobrażaliśmy sobie, że przejazd tą drogą będzie spokojny, szybki i bezproblemowy z ładnymi krajobrazami. Krajobrazy były ładne, ale teren nadmorski jest mocno zurbanizowany i ruch samochodowy w niektórych miejscach jest bardzo duży. Częste światła też spowalniały przejazd. Im bliżej gruzińskiej granicy, tym mniej było miejscowości, a krajobrazy były tu jeszcze ładniejsze.

Kilkanaście kilometrów przed granicą gruzińską skręciliśmy na południe. Tutaj kończymy opis tej części naszej podróży.

Następna część i etap naszej podróży w kolejnym poście: 

Wschodnia część Turcji, kolejny etap wyprawy.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz