sobota, 11 maja 2013

Maroko Dzień 19. Casablanka i El-Jadida

Głównym celem na dzisiaj jest zwiedzanie meczetu Hassana II w Casablance. Staramy się nie tracić dużo czasu i jak najwcześniej wyjechać z Rabatu.
Trasa nasza prowadzi wzdłuż wybrzeża atlantyckiego, co dobrze widać na poniższej mapce:



Na autostradzie do Casablanki
Casablanca, kiedyś fenicka osada była zamieszkana później przez Berberów, w 1468 r. osadę tę zajęli Portugalczycy i nadali jej nazwę Casa Blanka, później miasto zajęli Hiszpanie, po trzęsieniu ziemi w 1755 r. miasto odbudował sułtan Sidi Mohammed. Casablanka jest teraz największym miastem Maroka, mieszka tu ok. 5-6 milionów mieszkańców, z ubogich rejonów ciągle w poszukiwaniu pracy przyjeżdżają tu ludzie, zaludniają olbrzymie dzielnice slumsów. Casablanka swoją wielkość zawdzięcza Francuzom. Ocean w rejonie Rabatu jest zbyt płytki, by tam mógł powstać duży port, odpowiednie miejsce było w okolicy Casablanki. Wokół portu powstało miasto. Dziś Casablanka jest centrum przemysłowym, finansowym i kulturalnym Maroka. Podczas II Wojny Światowej w Casablance spotykał się prezydent Roosevelt z premierem Churchillem. Miasto rozsławił kultowy film Michaela Curtiza ”Casablanca” z Humphrey'em Bogartem i Ingrid Bergman, wbrew obiegowym opiniom żadna ze scen nie została nakręcona w tym mieście.

Do Casablanki jedziemy by zwiedzać meczet Hassana II. Meczet jest darem narodu marokańskiego dla króla Hassana II. Budowla została ukończona w 1993 r i kosztowała prawie 800 milionów dolarów. Dla niezbyt bogatego Maroka był to olbrzymi wydatek. Meczet jest imponujący, wymiary wnętrza 200X100 m, wysokość minaretu 210 m. Tyle wiedzieliśmy z przewodników przed wyjazdem. Meczet można jako jeden z nielicznych zwiedzać tylko w grupach z przewodnikiem i tylko w określonych godzinach. Z Rabatu do Casablanki mamy ok. 100 km w większości jest to autostrada. Na przedmieścia Casablanki docieramy w nieco ponad godzinę. Po wjechaniu do miasta zaczyna się duży ruch pojazdów, wleczemy się w strasznym korku. Na ulicy, na której są trzy pasy ruchu w jedną stronę, samochody i inne pojazdy, motocykle, skutery, dorożki ustawiają się w pięć pasów. Ta masa pojazdów porusza się bardzo wolno, cały czas muszę uważać, aby na nikogo nie najechać. Pojazdy ciągle zmieniają pasy, kierowcy trąbią, niecierpliwią się. 


Ruch w Casablance
Na przejechanie kilkunastu kilometrów do meczetu Hassana II potrzebujemy ponad półtorej godziny. Spóźniamy się kilka minut na ostatnie wejście przedpołudniowe o 11.00. Następne jest o 14.00. Mamy więc trzy alternatywy: albo zaczekamy na miejscu, albo pojedziemy do centrum, albo pójdziemy pieszo do centrum. Do centrum nowej Casablanki jest ok. 2,5 km w jedną stronę. Spacer zajmie nam ponad godzinę, kasy do meczetu zaczynają sprzedawać bilety 30 minut przed wejściem, a chętnych takich jak my jest sporo. Jazda samochodem to następna szansa, że utkniemy gdzieś w korku, no i problem z parkowaniem.
Zostajemy więc i podziwiamy ogromny meczet z zewnątrz. Jest imponujący. Plac przed meczetem też jest olbrzymi. Meczet wybudowany jest częściowo na sztucznie usypanym półwyspie, a to dlatego, że jak wierzą muzułmanie „tron Boga powinien znajdować się na wodzie”.  


Dojeżdżamy do meczetu Hassana II
Meczet Hassana II

Zabudowania przy meczecie

Meczet trudno opisać słowami, jest wielki ale nie przytłacza swoją wielkością, bryła jest ładna z daleka o kolorze beżowym z zielonym dachem. Dach nad salą modlitewną jest częściowo rozsuwany, w środku może się pomieścić swobodnie 25.000 wiernych, w środku zmieściła by się paryska katedra Notre Dame. Meczet otoczony jest budynkami towarzyszącymi: biblioteką, medresą i innymi. Wszystkie dobrze z sobą komponują, tworzą ładny architektonicznie kompleks, może trochę brakuje zieleni parku, trawników i kwiatów. Oczekiwanie na otwarcie kas to spacer pomiędzy budynkami, weszliśmy też do podziemi meczetu – basenu ablucyjnego, tam mogliśmy zajrzeć bez biletu i przewodnika, byliśmy też odpocząć w pobliskiej kawiarence na pysznym marokańskim soku pomarańczowym.

Plac przed meczetem też jest ogromny

Wreszcie doczekaliśmy się otwarcia kas, kupiliśmy najdroższe w Maroku bilety wstępu po 120 dirhamów (ok 12 euro). Potem przewodnicy podzielili nas na grupy językowe. Dostajemy worki plastikowe na buty i wreszcie wchodzimy do środka. Meczet oszałamia swoim ogromem, nam się podoba, kolorystycznie i architektonicznie jest spójny. Jest zimny, nie dlatego, że cały jest z kamienia z różnych marmurów i granitów ale dlatego, że nie ma w nim życia, nie ma tu wiernych oprócz małego wyodrębnionego miejsca do którego bocznymi drzwiami mogą wchodzić miejscowi, modliło się tylko kilka osób. Ta świątynia nie żyje jest zbyt sterylna. Podobno kilka razy do roku w całości wypełnia się wiernymi, chcielibyśmy to kiedyś zobaczyć. Chcielibyśmy zobaczyć jak przez środek świątyni przepływa strumień (teraz widzimy tylko miejsce w którym przepływa). Szkoda, że nie możemy tutaj sami pochodzić, pooglądać detale, przewodnicy i służba porządkowa ciągle nas pogania. Po obejrzeniu głównej świątyni zakładamy buty i schodzimy do piwnic, w których znajdują się rytualne pomieszczenia ablucyjne oddzielne dla kobiet i mężczyzn. Pomieszczenia są całe wykończone marmurem, tylko ażurowe, rzeźbione ścianki wykonane są z innego kamienia, stanowiska do rytualnej kąpieli zrobione są z marmurowego grzyba, z którego kapelusza woda rowkami płynie cienką strużką, przy każdym grzybie jest dziesięć stanowisk. W każdym pomieszczeniu jest kilkadziesiąt takich marmurowych fontann – grzybów.


Wnętrza meczetu


W meczecie

Tu wydzielono małe miejsce i tu modlą się miejscowi

Przechodzimy do podziemi i sal ablucyjnych

Przy tych "grzybach" wierni się obmywają


Całe zwiedzanie trwało nieco ponad godzinę. Wychodzimy z boku meczetu widzimy stąd południowe blokowiska Casablanki, tu przy meczecie chłopcy skaczą do oceanu, który rozbija swoje fale o umocniony brzeg.

Tuż przy meczecie Hassana II



                                                                          Wyjeżdżamy z Casablanki

Musimy się spieszyć do El-Jadidy mamy dwie godziny jazdy szkoda, że tak mało i nie możemy jechać wolniejszą i bardziej widokową trasą brzegową. Jedziemy szybszą drogą główną (lecz nie autostradą), która omija większość miejscowości. Nocleg mamy zarezerwowany w hoteliku w centrum starego portugalskiego miasta.


Portugalczycy założyli tu na początku XVI w warowny port, nazwali go Mazagan. Port, miasto otoczony jest wysokim murem, także od strony morza. Dziś teren starego miasta wydaje się niewielki, jest to nieregularny czworobok zbliżony do kwadratu o boku ok. 200-250 m. Portugalczycy musieli mieć jakieś porozumienie z sułtanami i byli tutaj tolerowani przez ponad 250 lat. Dopiero w 1769 r. sułtan Sidi Mohamed zdobył miasto, prawdopodobnie otoczył od strony lądu i zerwał linie zaopatrzenia. Portugalczycy ewakuowali ludność miasta do Brazylii. Sułtan nie bardzo wiedział co zrobić z zdobytym miastem, przez kilkadziesiąt lat było niezasiedlone. Potem zostali tu przesiedleni żydzi z okolic, głównie z pobliskiego Azemmour. Po drugiej wojnie światowej prawie wszyscy Żydzi z El Jadidy wyjechali do Izraela i miasto dalej stało puste i niszczało. Ludzie nie chcieli się tu osiedlać, ponieważ zabudowa ma charakter europejski, domy mają okna na ulice, a nie do środka budynku. Po kilku latach zaczęła się tu osiedlać miejscowa biedota. Mimo tego budynki, a przede wszystkim mury obronne są w dobrym stanie, choć mocno zaniedbane. Po wpisaniu miasta na listę zabytków UNESCO miasto zaczyna żyć, z całą pewnością za kilka lub kilkanaście lat będzie ładnie odnowione, w opuszczonych budynkach powstaną nowe hotele i restauracje.




Mury miasta portugalskiego


 

Nawigacja doprowadza nas bez problemu pod sam hotelik, jest on więcej niż skromny, ale czysty,obsługa miła. Hotelik prowadzi Włoch ożeniony z Marokanką. Zaraz po zakwaterowaniu idziemy coś zjeść. Musimy opuścić mury starego miasta, chcemy trafić do słynnej restauracji rybnej, opisanej w przewodnikach i w internecie. Bez trudu ją znajdujemy, tuż przy murach miasta portugalskiego. Od razu nam podpada, bo nie ma tu ludzi. Jedzenie średnie, a ceny jak na Maroko powyżej średniej. Jeszcze raz sprawdza się zasada, że jeżeli chce się smacznie i tanio zjeść to trzeba iść tam, gdzie stołują się miejscowi i gdzie jest dużo ludzi.


Wieczorem na nadmorskiej promenadzie w El-Jaddida'dzie


Wieczór na ulicach miasta

W międzyczasie zrobił się wieczór. El-Jadida jest marokańskim wczasowiskiem. Jest tu wiele nowoczesnych hoteli, ale mało jest tu turystów z zagranicy. Jest tu ładna piaszczysta plaża, a przy niej nowoczesna promenada. Dziś jest sobota, mimo silnego porywistego i chłodnego wiatru od morza promenadą spaceruje wiele ludzi. Zaraz za nią jest park, jest tu bardziej zacisznie. W parku wiele nowoczesnych rzeźb. El Jadida organizuje latem plenery dla rzeźbiarzy, niektóre rzeźby ozdabiają promenadę, park i miasto. Późnym wieczorem wracamy do wyludnionego o tej porze miasta portugalskiego i naszego hoteliku.


Rzeźby na ulicach miasta














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz