Dziś wędrówkę po Fezie rozpoczynamy od węzła szlaków koło parku Jardin Jnane Sbil.
Jardin Jnane Sbil rano
Dziś rano w pełnym słońcu park wygląda zupełnie inaczej, rano prawie nie ma ludzi. Przechodzimy przez te tereny w parku, w których wczoraj nie byliśmy.
|
Pałac Batha |
Idąc dalej przechodzimy obok dawnego pałacu Glawich. Zachęceni przez strażników wchodzimy do środka. Byłby to wspaniały pałac gdyby nie był zrujnowany.
Ród Glawich był potężnym berberyjskim rodem, pod koniec protektoratu kolaborował z Francuzami, aby obalić panującego wtedy sułtana Mohameda V i objąć tron sułtański. Intryga się jednak nie udała. Mohamed V wrócił z wygnania. Francuzi wycofali się z Maroka, a ród Glawich został pozbawiony wszystkich majątków. Ich posiadłości zostały skazane na zapomnienie.
Pałac ten od 1956 r nie jest remontowany, dachy i sufity w niektórych miejscach są zawalone. Zachwyca wielkością, zdobieniami, a z tarasów wspaniałym widokiem na stary Fez. Po pałacu oprowadzają nas dwaj strażnicy, za oprowadzenie inkasują po 20 dirchamów. Pałac można by chyba jeszcze uratować, mógłby tu być np. wspaniały hotel. Żaden z posiadanych przez nas książkowych przewodników nic nie wspominał o tym pałacu, zwiedzanie tego miejsca było więc niespodzianką.
Zapomniany i zaniedbany pałac |
"Wybuchowy" osiołek z butlami gazowymi |
Na uliczkach Fezu |
Transport na uliczkach Fezu |
W końcu trafiamy do najciekawszego, z turystycznego punktu widzenia „zakładu pracy” garbarni Chouwara. Zobaczyć ją można, za niewielką opłatą, z dachu okolicznych sklepików. Skóry tu się obrabia sposobami, które nie zmieniły się od setek lat. W dużych glinianych misach w różnych roztworach moczą się skóry zwierząt. Po mechaniczny oczyszczeniu skóry moczy się w roztworze z odchodów gołębi (w Fezie działa sprawnie skup tych odchodów) lub w krowim moczu. Potem skóry się płucze i farbuje. Pracę tę wykonują mężczyźni, którzy często brodzą po kolana w misach z różnymi roztworami. Panuje tu straszny smród, mamy szczęście dziś wiatr wieje z dobrej strony, nie musimy przy nosie trzymać liści mięty, gorzej mają ci turyści z dachów naprzeciw.
W garbarni Chouwara |
Dalej chodzimy uliczkami miasta, teraz nie trzymamy się nawet znakowanych szlaków. Wiemy, że prędzej czy później na nie trafimy. Chodzimy po głównych uliczkach, przy których są sklepiki, bazary i stragany, gdzie jest dużo ludzi. Turystów i wycieczek tu nie widzimy. Obiad jemy w niewielkiej restauracyjce wyglądającej jak kiedyś nasz bar mleczny, stołują się tu wyłącznie miejscowi. Na jednym z bazarów kupujemy porcję gotowanych ślimaków, które obok można było kupić żywe. Nic specjalnego, bez wyraźnego smaku. Ze skorupek ślimaka wyjmuje się je wykałaczką. Smaczny jest natomiast brązowy rosołek.
Tu sprzedają żywe ślimaki |
A tutaj ugotowane i smakowane przez nas |
Do riadu wracamy już po zmroku.
Fez to wyjątkowe miasto, nie zmieniło się od setek lat. Jest brudne, odrapane, zaśmiecone. Nic tylko z niego uciekać. W tym mieście dziś na 350 hektarach mieszka 250.000 ludzi. Faktem jest, że mieszkańcami starego Fezu są najbiedniejsi ludzie, bogatsi przenieśli się do nowego Fezu. Dzięki temu, że stary Fez to obiekt UNESCO przyjeżdżają tu turyści. Stare domy przerabiane są na stylowe riady, remontuje się też niektóre zabytki. Do Fezu wraca życie, ale cz to uratuje to jedyne miasto przed zniszczeniem? Przez to, że żyją, mieszkają i pracują tu ludzie Fez jest autentyczny. Dla nas te dwa dni spędzone w Fezie to taka trochę podróż w czasie, to magiczne miasto, każdy kto jedzie do Maroka chociaż na jeden dzień powinien tu przyjechać, ale nie każdemu będzie się tu podobało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz