czwartek, 2 maja 2013

Maroko Dzień 10. Droga do Fezu

Dziś będziemy przejeżdżać przez góry Atlasu Średniego do miasta Fez, wg poniższej mapki:




Wspinamy się na przełęcz Col du Zad (ponad 2100m), zaczynają się tu lasy cedrowe. Za przełęczą po prawej stronie drogi znajduje się jezioro Sidi Ali, nazwane imieniem berberyjskiego świętego. Brzegi jeziora są bagniste, widzimy wiele ptaków w tym bociany. Na brzegu jeziora zatrzymujemy się tu na krótki odpoczynek, jest pusto.

 Jezioro Sidi Ali


Dalej na południe znajdują się zwarte kompleksy lasów cedrowych. Największe skupiska leśne cedrów na świecie są właśnie tutaj. Cedr rośnie wolno, został wytrzebiony na potrzeby budowy statków i budownictwa. Niestety cedrów stale ubywa. Z głównej drogi skręcamy w prawo i terenową drogą po kilku kilometrach dojeżdżamy do podobno największego cedru na świecie Cedre Gouraud.
Wjeżdżamy do lasu cedrowego


Cedre Gouraud
Magoty, których było tu pełno
Tutaj zaskoczenie, na niewielkiej polance stoi olbrzymi, ale suchy cedr (tego, że jest suchy nie wiedzieliśmy). Podobno miał 800 lat. Wokół piękne okazy nieco mniejszych drzew. Parkujemy, jest to miejsce turystyczne, a więc są tu budy i stragany, na szczęście jeszcze nieczynne. Jesteśmy tu przed sezonem turystycznym, ale są też osiołki i wielbłądy, przy których można sobie zrobić zdjęcia. Wokół pełno małp, są to magoty z rodziny makakowatych. Ten las cedrowy jest ich naturalnym siedliskiem. Nie muszą tu zdobywać pożywienia, ale turyści chętnie je dokarmiają.
Dalej jedziemy i zatrzymujemy się w miejscowości Ifrane. Miejscowość ta znajdująca się na wysokości 1650 – 1700 m i jest centrum narciarstwa w Maroku. Przypomina trochę naszą Krynicę lub górskie miejscowości francuskie. Niewysokie domy toną w zieleni. Znajduje się tu elitarny marokański uniwersytet, jest więc dużo młodzieży. Jest bardzo zimno, termometr pokazuje 9º C. Na ulicy spotykamy konny patrol żołnierzy. Także w tu w Ifrane znajduje się pałac królewski. W wielu miastach Maroka widzieliśmy pilnie strzeżone siedziby władcy.
Ifrane jest najzimniejszym miastem nie tylko Maroka, ale i całej Afryki, zanotowano tu najniższą w Afryce temperaturę -24º C, (najbardziej gorącą miejscowością w Afryce jest malijskie miasto Kayes).

Lew -  symbol Ifrane




















                                                      Konny patrol żandarmerii


Z Ifrane już tylko godzina jazdy i jesteśmy w Fezie.
Fez jest najstarszym miastem Maroka. Mimo, że teraz nie jest stolicą, Marokańczycy uważają za duchową stolicę. Fez został założony w 789 r. przez pierwszego sułtana Maroka – Idrisa I, lub jak podają inne źródła w 808 r. przez Idrisa II, syna Idrisa I. Na pewno od 808 r. tu była siedziba władcy.
Ale na początek wjeżdżamy do założonego przez Francuzów Nowego Fezu, dużej nowoczesnej dzielnicy, osią której jest piękna, wysadzana palmami aleja.

Główna aleja w nowym Fezie
Wjazd do pałacu królewskiego w Fezie


Po zwiedzeniu Nowego Fezu kilka razy przejeżdżamy przez mury starego miasta by wjechać na plac przy Bou Jeloud znajdujący się tuż przy słynnej niebieskiej bramie o tej samej nazwie. Na placu parkujemy nasze auto na trzy noce. W przeciwieństwie do Marrakeszu parking jest duży i przestronny i nie do końca zapełniony. Mamy stąd stosunkowo niedaleko do naszego riadu, który znajduje się już w medynie za murami.

Stary Fez jest jest dużym miastem o powierzchni 350 ha. Na tym stosunkowo niewielkim obszarze (dwa razy większym od starego miasta w Krakowie mieszka i pracuje ponad 250.000 ludzi). Fez nie zmienił się od XIII, XIV wieku, jest tu plątanina wąskich uliczek, których jest podobno ok. 8000. Najszersza uliczka ma od 3 do 4 metrów szerokości, niektóre są tak wąskie, że dwie osoby mają problem z wyminięciem się, inne są jak tunele, gdyż domy po obu stronach połączyły się. Żadna uliczka nie jest prosta, niektóre są ślepe, nie krzyżują się pod kątem prostym. Oczywiście nie działa tu żaden transport kołowy. Nie można tu jeździć motorynkami jak w medynie w Marrakeszu. Transport towarowy to osiołki. Orientacja dla przyjezdnych jest bardzo trudna.

Zanim zdążyliśmy wysiąść z auta i zapłacić za parking pojawił się chętny do zaprowadzenia nas do dowolnego miejsca za drobną opłatą 20 euro. Oczywiście stanowczo odmawiamy. Wiemy, że mamy przejść przez bramę, a następnie drugą uliczką w lewo, a potem w prawo. Oczywiście od razu po wejściu w medynę gubimy się, uliczek jest znacznie więcej niż na mapach googlowskich. 

Brama Bou Jeloud - symbol starego Fezu

Okolice bramy Bou Jeloud to lokalne centrum handlowe, tu zaczyna się główna ulica. Jest w tym rejonie wiele straganów i sklepików. Pytamy się miejscowych i chłopiec za 2 euro doprowadza nas do riadu. Riad jest malutki ma tylko 5 pokoików urządzonych w typowy marokański sposób. W środku wielopiętrowy hol, na każdym poziomie jeden lub dwa pokoiki z okienkami wychodzącymi na hol, który doświetlany jest oszklonym sufitem (kiedyś go nie było). Wszystko pięknie wykończone z mozaikami na podłogach i ścianach. Sufity drewniane, rzeźbione w drewnie cedrowym. O dowolnej porze mogliśmy się napić herbaty miętowej.

Nasz riad w Fezie

Mimo, że jest już późno postanawiamy pójść na spacer uliczkami starego Fezu. Chodzimy bez konkretnego planu uliczkami, które są jednym wielkim targowiskiem. Oglądamy stragany, stoiska. Specyficzne są stragany z mięsem, gdzie całe tusze baranów wiszą na hakach, a drób jest w klatkach i jest zabijany w razie potrzeby, czasami klienci kupują żywy. Dobrze, że nie mają tu Sanepidu. W międzyczasie zrobiła się noc, szybko się zgubiliśmy nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Przezornie zabraliśmy naszą nawigację, będąc na dachu riadu ustaliliśmy pozycję naszego hotelu. Niestety nawigacje w wąskich i wysokich uliczkach nie działają. W pewnym momencie zobaczyliśmy strzałkę „Bab Bou Jeloud”, zupełnie w przeciwną stronę niż myśleliśmy. Po dojściu do bramy bez problemu dotarliśmy do riadu.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz