Śniadanie jemy na dachu naszego riadu, rozpościera się stąd wspaniały widok na góry oraz niebieskie miasteczko. Przy stole siedzimy z parą Francuzów z Paryża, którzy gdy dowiedzieli się, że jesteśmy z Polski powiedzieli nam, że ich syn teraz mieszka i pracuje w Krakowie, natomiast syn Jurka od roku pracuje i mieszka w Paryżu. Taki zbieg okoliczności czy też takie czasy?
|
Dach naszego riadu |
Idziemy na spacer wzdłuż strumienia, płynącego obok naszego riadu. Przechodzimy obok miejsca, gdzie miejscowe kobiety piorą odzież i wełnę. Nieopodal jest stoisko, w którym sprzedawca sprzedaje sok pomarańczowy, pomarańcze z których je wyciska chłodzą się w strumieniu. Idąc dalej w górę strumienia po chwili dochodzimy do miejsca, w którym wypływa on spod skały. W okolicach Chefchaouen'u jest wiele zjawisk krasowych.
|
Chefchaouen - miasteczko i jego mury |
|
Pralnia nad strumieniem
Wracamy w okolice „pralni” wchodzimy tu przez bramę do medyny. Urocze są te wąskie uliczki pomalowane na niebiesko, podobno niebieski kolor ma odstraszać owady, ale dlaczego tylko tu? Przechadzamy się nimi powoli, podglądamy leniwie toczące się życie miasteczka. Widzimy jak zakwefione od stóp do głów przedszkolanki wyprowadzają na spacer grupkę rozbrykanych dzieciaków. Chodząc tak bez celu w końcu trafiamy znowu na główny placyk el-Hamman. Robimy ostatnie zdjęcia i z wielkim żalem i niedosytem wyjeżdżamy z tego uroczego miasteczka, urzekło nas atmosferą, spokojem, no i tym niebieskim kolorem.
Niebieska uliczka
Są tu same niebieskie uliczki
Marokańskie przedszkole ( jedyne zdjęcie w Maroku, podczas robienia którego wyrażono niezadowolenie )
|
Przed nami około 116 km. Wyjeżdżamy główną drogą w kierunku Tetuanu i Tangeru. Po chwili skręcamy w prawo w boczną drogę P4105 prowadzącą wzdłuż rzeki do Morza Śródziemnego. Jedziemy wzdłuż rzeki doliną, która przełamuje się przez góry Rif, droga czasami wznosi się serpentynami ponad dno doliny, wokół wspaniałe widoki. Co chwilę się zatrzymujemy.
|
Droga przez góry Rif |
|
Droga przez góry |
|
W pewnym momencie na małym poletku przy drodze obserwujemy grupę kobiet, która sierpami ścina zboże.
|
|
Żniwa sierpem
Przed samym morzem dojeżdżamy do głównej drogi, opuszczamy dolinę rzeki i jedziemy przez niewysokie lecz strome góry. Z przełęczy rozpościera się przecudny widok na Morze Śródziemne i miejscowość Oued Laou. Zjeżdżamy prosto na plażę, na północnym krańcu miejscowości. Plaża żwirowa, woda chłodna – kilkanaście stopni, moczymy więc tylko nogi.
|
Widoki są wspaniałe, wysokie góry schodzą prosto do morza, miejscowość ładna, tylko zupełnie pusta. Nad morzem kilometrowa promenada, nie było nikogo, początek maja tu jeszcze nie sezon, ale żeby było aż tak pusto? Przejeżdżamy przez miejscowość nie było gdzie stanąć na kawę czy herbatę, wszystko było zamknięte, gdzieniegdzie robotnicy coś naprawiają, czyszczą, myją, malują.
|
Zjeżdżamy do Morza Śródziemnego |
|
Nad morzem |
|
Pusta nadmorska promenada i poniżej pusta ulica |
|
Jedziemy teraz dalej w kierunku Tetuanu. Droga prowadzi wzdłuż brzegu morza, poprowadzona jest górą, szczytem stromego klifu, wspaniały widok na lekko zamglony bezkres Morza Śródziemnego. Droga co kilkanaście kilometrów sprowadza nas na dół do ujścia kolejnej rzeczki.
Droga do Tetuanu nad brzegiem morza
Po niecałych dwóch godzinach dojeżdżamy do Tetuanu.
Niestety, nie możemy dojechać w zaplanowane miejsce, zmiana organizacji ruchu. Parkujemy więc jakiejś uliczce na skraju medyny. Nasz riad znajduje się w jej centrum, nie wiemy jak tam trafić. Lila ma szczęście do ludzi, a może to Jej urok osobisty sprawił, że zaczepiony mężczyzna ( notabene przystojny ) zaprowadził nas pod drzwi naszego zabytkowego riadu i nie chciał za to żadnej zapłaty. Nasz riad to zabytkowy budynek znajdujący się w środku zabytkowej (UNESCO) medyny. Lila zostaje w riadzie, ja z pracownikiem hotelu idziemy do samochodu, aby go przeparkować w bezpieczne miejsce, bo do medyny pod riad wjechać się nie da. Riad ten wybraliśmy, ponieważ miał bardzo dobre oceny turystów, wszyscy chwalili za świetną turystyczną atmosferę. Niestety byliśmy jedynymi gośćmi i chyba dlatego zakwaterowano nas w największym i najbardziej luksusowym pokoju, zamiast w zamawianym przez nas pokoju standardowym. Nasz pokój był ogromny ok. 15m na 6m, wysoki był na dwie kondygnacje czyli ok 6m. Na sofach i kanapach mogłoby się stosunkowo dobrze przespać przynajmniej 10 osób. Nasze rzeczy rozłożyliśmy w jednym miejscu żeby nic nie zgubić.
Nasz zabytkowy riad
Nasz olbrzymi pokój
Przyjechaliśmy niestety dość późno, medynę zwiedzamy pobieżnie, szukając czegoś do jedzenia. Z medyny wychodzimy na bardzo ładny duży plac przed pałacem królewskim. Jest to chyba najładniejsze miejsce w Tetuanie. Ulicą Mohameda V idziemy na zachód, dochodzimy do dużego ronda, znajduje się tu duży kościół katolicki. Zaraz za rondem wchodzimy w dzielnicę tanich restauracyjek dla miejscowych, znaleźć wolny stolik wcale nie jest łatwo. Najedzeni wracamy do naszego riadu, niestety jest już ciemno.
Tetuańska medyna
|
|
Mury medyny |
|
Uliczka handlowa w medynie
Brama wejściowa do medyny
Na placu przed pałacem królewskim
Główna uliczka wieczorem |
Tetuan to miasto, w którym podczas całej naszej podróży spotkaliśmy chyba najmniej turystów z Europy. Może tego powodem są ostrzeżenia w przewodnikach przed handlarzami narkotyków, którzy próbują sprzedać turystom trefny towar, a potem o transakcji zawiadamiają policję.
Jeszcze raz podziwiamy efektownie oświetlony plac i pałac królewski. Medyna za to tętni życiem, handluje się tu wszystkim, obserwujemy ten uliczny handel. Trochę boimy się zagłębiać w wąskie uliczki, bojąc się zabłądzić, nie mamy żadnego planu, chodzimy więc tylko głównymi traktami, podglądamy wieczorną krzątaninę ludzi, zaglądamy przez półotwarte drzwi do wnętrza domostw i meczetów, właśnie ludzie wychodzą z wieczornych modłów i można zajrzeć do środka.
|
Handel późnym wieczorem w medynie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz