piątek, 28 kwietnia 2017

6. Hiszpania - przez Morellę do Teruelu w Aragonii, "miasta mudejar"

Dziś wstaliśmy wcześnie. Mieliśmy jechać do Tarragony przez klasztor Poblet, który jest zabytkiem wpisanym na listę UNESCO. Niestety musieliśmy zmienić nasze plany, ponieważ rano po przyjściu do samochodu stwierdziliśmy, że skradziono nam lewe lusterko. Od razu kontaktujemy się z ubezpieczycielem w Polsce, który poinformował nas, że do odszkodowania konieczny jest protokół policji. Dzwonimy też do właściciela mieszkania, który pomaga nam i pilotuje nas na policję, gdzie wyjaśnia w naszym imieniu całą sytuację. Bardzo nam pomógł. Na policji spisanie protokołu idzie w miarę sprawnie. Jedziemy następnie do warsztatu samochodowego kupić i wstawić lusterko. Niestety lusterka brak w magazynie, może być za dwa dni. Nie zadowala to nas. Dowiadujemy się, że w Tarragonie, gdzie jedziemy i gdzie mamy następny nocleg jest dostępne lusterko pasujące do naszego samochodu. Zmieniamy więc plany, odpuszczamy klasztor w Polbet i jedziemy bez lusterka do Tarragony. Na domiar złego pogoda się popsuła. Pada i jest zimno. Jest tak jakby dogoniło nas tutaj zimno znad Polski. Trasa naszej dzisiejszej podróży wygląda następująco:




Prawie całą trasę z Figueres przejeżdżamy w padającym deszczu, dopiero przed Tarragoną przestaje padać. Do serwisu samochodowego przyjeżdżamy dwadzieścia minut za wcześnie - jest sjesta. Musimy więc swoje odczekać. Zakup i montaż lusterka przebiega sprawnie.

Droga z Figueres do Tarragony
Droga z Figueres do Tarragony
Zadowoleni, że załatwiliśmy sprawę lusterka, wyjeżdżamy z serwisu i próbujemy obejrzeć Tarragonę. Najbliżej znajduje się rzymski akwedukt. Akwedukt znajduje się niedaleko autostrady AP7. Można go zwiedzić zatrzymując się na parkingu autostradowym AP7 jadąc autostradą na wschód z Barcelony w kierunku Walencji ( autostrada AP7 jest płatna ). Jadąc w przeciwną stronę chcąc obejrzeć akwedukt trzeba zjechać z autostrady. Można też skorzystać z drugiego parkingu przy drodze N-240. Stosunkowo łatwo można dostać się tam z autostrady A-7 lub A27 ( obie bezpłatne ). Nam jadąc z serwisu było wygodniej podjechać do akweduktu drogą N-240. 

Z parkingu do akweduktu jest około 400 m pieszo, idzie się dobrze oznakowaną ścieżką przez las.
Akwedukt robi duże wrażenie, jego długość to 249 m, a największa wysokość to 27 m. Wspiera się na dwóch poziomach łuków. Dolny ma 11 łuków, a górny 25 łuków. Akwedukt dostarczał wodę z rzeki Francoli 15 km na północ od Tarraco ( dzisiejsza Tarragona ). Zbudowano go na przełomie tysiącleci, za panowania cesarza Augusta. W późniejszych latach nazwano go „mostem diabła” ( hiszp. - „El Puente del Diablo” ).

Dziś akwedukt jest odrestaurowany, tam gdzie kiedyś płynęła woda jest teraz ścieżka turystyczna. Można więc przejść koroną akweduktu z jednej strony na drugą. Stąd rozciągają się widoki na zieloną dolinę oraz nowoczesne zabudowania Tarragony. Więcej można przeczytać w Wikipedii: Akwedukt rzymski . Zwiedzanie jest póki co za darmo. Akwedukt wraz z innymi rzymskimi budowlami Tarragony wpisany jest na listę dziedzictwa UNESCO. Spacer po koronie akweduktu wraz z dojściem zajął nam niecałą godzinę.


Tarragona - akwedukt rzymski
Tarragona - akwedukt rzymski w otaczającej zieleni
Tarragona - akwedukt rzymski z drugiej strony

Tarragona - akwedukt rzymski z wejściem na jego koronę 
Z akweduktu postanowiliśmy pojechać do naszego hostelu, aby się zakwaterować, a potem pójść na spacer po Tarragonie.
Podczas rozpakowywania się stwierdzamy, że nie mamy zamka w drzwiach kierowcy naszego samochodu. Ktoś próbował się nam włamać. Musimy więc znów dzwonić do ubezpieczyciela oraz jechać na policję, drugi raz w tym dniu. Obsługa hostelu tłumaczy nam dokładnie gdzie mamy jechać. Początkowo łączyliśmy brak zamka z kradzieżą lusterka. Jednakże policjantka spisująca protokół powiedziała nam, że na tym parkingu przy akwedukcie często dochodzi do kradzieży. Sprzyja temu niewielka liczba turystów oraz otaczający las, w którym łatwo się ukryć. Będąc zdenerwowani mogliśmy nie zauważyć braku zamka, ale auto oglądali właściciel mieszkania i policjant w Figueres oraz pracownik serwisu wymieniający lusterko. Prawdopodobnie doszło do dwóch niezależnych zdarzeń, tak pechowych dla nas. Niestety po spisaniu protokołu na policji serwis był już nieczynny. Wracamy więc do hostelu. Całe szczęście, że hostel ma dla pracowników swój, zamykany parking, którego nam użyczają na tę jedną noc.

Następnego dnia rano rezygnujemy ze śniadania w hostelu i już o 8.00 jesteśmy w serwisie. Okazuje się, że na oryginalny zamek musielibyśmy czekać ponad tydzień. W serwisie wklejają nam gumową atrapę zamka, nie biorąc za to zapłaty. Po krótkiej wizycie w serwisie idziemy na śniadanie do pobliskiego baru. Serwis znajduje się za miastem w dzielnicy przemysłowej. Pełno tu małych zakładów pracy, dużych centrów handlowych. W barze jest duży ruch, trudno znaleźć stolik. Większość ludzi przychodzi tu przed pracą na śniadanie w stylu południowym, to jest na croissant'a z kawą, ale można tu też dostać nasze normalne śniadanie z przeróżnymi kanapkami.

Jeszcze uzgadniamy z ubezpieczycielem, że naprawy samochodu dokonamy po powrocie do kraju. 
Jesteśmy mocno załamani, że na samym początku naszej podróży mieliśmy takiego pecha. Samo życie!  Mamy nadzieję, że średnią wyrobiliśmy w niechcianych przygodach i zgodnie z zasadą co nie zabija to nas wzmacnia. Traktujemy to wydarzenie, jako kolejną lekcję życiową i ostrzeżenie co do naszego parkowania. Postanawiamy więc, z większym bagażem doświadczeń kontynuować naszą podróż po Hiszpanii.

W mocno padającym deszczu oraz w dużym chłodzie ( jest tylko 6°C ) opuszczamy "niegościnną" Tarragonę i kontynuujemy naszą podróż według wcześniejszego planu. Może kiedyś będzie nam dane zobaczyć inne zabytki Tarragony i klasztor Poblet.
Dzisiejsza nasza trasa po zmianie planów wygląda następująco:



Na dzisiejsze przedpołudnie jesteśmy umówieni z Ulą, koleżanką Jurka z okresu studiów. Odnaleźli się przez Facebook'a. Ula wraz z mężem wypoczywa w Riumar, miejscowości przy ujściu rzeki Ebro do morza. Szkoda, że mieliśmy tylko trzy godziny czasu, żeby porozmawiać. Te godziny dobrze na nas wpłynęły, zapomnieliśmy o naszych wczorajszych „przygodach”. Powrócił nam optymizm i chęć podróżowania. Ulu i Marianie dziękujemy, nawet nie wiecie jak bardzo nam pomogliście.

Niestety zimno i deszcz uniemożliwiły nam planowany spacer po okolicy. Znajduje się tu Park Narodowy Delty Ebro. Przy odrobinie szczęścia z ścieżek turystycznych można zaobserwować wiele rzadkich ptaków. Ten punkt programu musimy też skreślić.


Wyjeżdżamy z Riumar
Kilkanaście kilometrów za Riumarem wreszcie deszcz powoli przestaje padać i droga staje się sucha.
Pierwszą miejscowością do której przyjeżdżamy jest Morella. Miasteczko znajduje się już we wspólnocie Walencji.

Morella ma długą historię. Najpierw rządzili tu Grecy, potem Fenicjanie, a po wojnach punickich – Rzymianie. Po upadku Rzymu tereny te zajęli Wizygoci, germański lud, którzy przybyli na Półwysep Iberyjski znad Delty Dunaju. Poniżej mapka terenów zajętych przez Wizygotów ok. 500 roku. Wizygoci przeszli na katolicyzm w 589 roku. Nie pomogło to w zjednoczeniu rywalizujących ze sobą księstewek. Jeden z władców poprosił w 711 roku o pomoc muzułmanów w walkach z sąsiednim księstwem. Maurowie widząc słabość Wizygotów, zdradzili i błyskawicznie zajęli prawie cały półwysep. Między XI i XIII wiekiem o Morellę toczyły się bitwy pomiędzy chrześcijanami, a muzułmanami. Miejscowość przechodziła z rąk do rąk, a w 1232 roku muzułmanie zostali ostatecznie wyparci. Podobno legendarny Cyd walczył o Morellę w XI wieku ( więcej będziemy pisać o nim przy okazji naszego pobytu w Burgos, teraz możecie o nim przeczytać tu: Cyd ).

Mapa z Wikipedii. Państwo Wizygotów ( różne odcienie koloru pomarańczowego ) ok. roku 500
Droga N-232 do Morelli
Pusta droga do Morelli
Widok z drogi na Morellę na skale
Morella powstała jako zaplecze dla wczesnośredniowiecznego zamku, wybudowanego na szczycie dość stromego wzgórza. Miasteczko zajęło zbocza dookoła poniżej zamku. Stare miasto otoczone jest murami o długości 2,5 kilometra. Na ławkach przy murach spotyka się dużo starszych ludzi. Przychodzą tu porozmawiać oraz wygrzać się w promieniach wiosennego słońca.  
Miasteczko zaliczane jest do jednego z 57 najładniejszych małych miasteczek i wsi w Hiszpanii.  Jest ono oznakowane takim logo :.
Przejeżdżamy przez jedną z siedmiu bram w murach miasteczka. Parking znajdujemy tuż za bramą. Szersze uliczki starego miasta otaczają wzgórze zamkowe. Są one w stosunku do siebie równoległe. Z jednej na drugą można przejść wąskimi schodami. Więcej możecie przeczytać tu: MorellaMiasteczko jest urocze.

Morella przed nami, nad miastem góruje skała, a na niej zamek
Morella, jedna z bram średniowiecznego miasta
Morella, a przy murach miasta wygrzewająca się w słońcu staruszka
Morella, wąskie uliczki starego miasteczka
Morella, jedna z głównych uliczek starego miasteczka
Morella, takich połączeń uliczek schodami jest tu wiele

Wspinając się coraz wyżej coraz bardziej otwierają się wspaniałe widoki na okolicę. Trudno się tu zgubić, wcześniej czy później trzeba przejść obok wspaniałego kościoła gotyckiego Santa Maria la Mayor zbudowanego pomiędzy 1273 a 1330 rokiem ( budowę co prawda zakończono dopiero w XVI wieku ). Kościół ma dwa wspaniałe portale gotyckie. Zupełnie niezwykły jest chór, zawieszony jakby nad częścią nawy głównej. Prowadzą do niego spiralne schody ze wspaniale rzeźbionymi balustradami. Kościół ma barokowy ołtarz, jak dla nas zbyt złocony. Nie lubimy takiego baroku. W zakrystii i w pomieszczeniach powyżej jest niewielkie, ale ciekawe muzeum.

Morella, kościół Santa Maria la Mayor
Morella, kościół Santa Maria la Mayor, dwa wspaniałe portale.
Morella, kościół Santa Maria la Mayor, portal główny
Morella, kościół Santa Maria la Mayor, "podwieszony" chór z bogato rzeźbioną balustradą schodową
Morella, kościół Santa Maria la Mayor, barokowy ołtarz

Z kościoła jest już niedaleko do wejścia na zamek, dochodzimy tam w kilka minut. Niestety jest już dość późno, a my nie możemy czekać do końca sjesty, aby zwiedzić zamek. 

Morella - widok na zamek z najwyżej położonej uliczki
więc nieco niżej niż zamek z najwyżej położonej uliczki podziwiamy wspaniałe widoki okolicy.

Jeden z widoków na okolice
Z Morellą związana jest legenda o tak zwanym „cudzie z Morelli”. Streścić pokrótce można to tak:
Późniejszy święty Wincenty Ferreriusz w 1414 roku odwiedził dom biednej kobiety. Ta nie miała go czym ugościć. Zabiła więc i ugotowała dla zacnego gościa swojego synka. Wielebny szybko się zorientował jaki posiłek podała mu biedna kobieta i przywrócił dziecko do życia, niestety bez małego palca, który zjadła matka próbując potrawę. Podobno przewodnicy po mieście pokazują dom, w którym dokonał się ten cud. ( źródło przewodnik Wiedzy i Życia – Hiszpania 1997 ). 
Mieliśmy o tym nie pisać, bo nigdzie nie znaleźliśmy potwierdzenia tej legendy ( cudu ). Jednakże podobną treść legendy znaleźliśmy w niemieckiej Wikipedii pod hasłem „Morella”.

Wąskimi uliczkami wracamy do naszego samochodu. 

Morella - ciasne uliczki
Morella - przejście przez mury do miasteczka
Z Morelli do Teruelu jest prawie 140 km jazdy po dobrej, ale górskiej drodze z licznymi serpentynami. Jedziemy cały czas drogą A-226. Droga prowadzi przez kilka przełęczy, z których najwyższa jest Puerto de Villarroya na wysokości 1700 m n.p.m. Jest to prawie tak wysoko, jak szczyt Babiej Góry w Beskidach w Polsce. Ciekawostką jest to, że Hiszpania po Szwajcarii jest drugim najwyżej położonym krajem w Europie. Po drodze wjeżdżamy do Aragonii, opuszczając Wspólnotę Walencji. Na całej tej drodze prawie nie ma miejscowości. Jedyną większą jest miasteczko Cantavieja, malowniczo położone na skalistym górskim grzbiecie. Przejeżdżamy tu obok zamku templariuszy. Droga jest zupełnie pusta, na całej tej drodze spotkaliśmy zaledwie kilka samochodów. Prowincja Teruel, w której się znajdujemy należy do najmniej zaludnionych prowincji hiszpańskich. 
Zobaczyliśmy za to kilka sarenek lub kozic, które pasły się tuż przy drodze.

Pusta, kręta droga do Teruelu
Samotne miasteczko Cantavieja na drodze do Teruelu. W dali widać wiatraki produkujące prąd.
Dwie sarenki przechodzące przez drogę
Było więcej sarenek, ale nie wszystkie udało się z auta sfotografować
Krajobraz południowej Aragonii z okna samochodu
Z wyżyn zjeżdżamy do Teruelu
Górzyste okolice Teruelu


Do Teruelu przyjechaliśmy już dość późno ok. 20:00.

Teruel, wjazd do centrum, widać XVI wieczny akwedukt
Znowu mieliśmy stres związany z bezpiecznym parkowaniem. Wcześniej wynajęliśmy pokój na starym mieście przy ulicy, przeznaczonej tylko do ruchu pieszego. Parking był niedaleko, ale był to parking płatny niestrzeżony przy ulicy. Właściciele mieszkania polecili go twierdząc, że jest zupełnie bezpieczny. Obawy mieliśmy duże, ale nie mieliśmy innego wyjścia, jak im uwierzyć.
Po zakwaterowaniu poszliśmy na wieczorny spacer po mieście. Mieszkaliśmy kilka kroków od głównego placu starego miasta, potocznie nazywanym Plaza del Torico ( w języku aragońskim "El Torico" znaczy byczek ). Stoi na nim znana kolumna z bardzo małą figurką byka. Teruel wieczorem wygląda bardzo ciekawie tak, jak na tych zdjęciach:

Teruel o zachodzie słońca
Teruel, główny plac starego miasta
Teruel, główny plac starego miasta na  pierwszym planie kolumna z bykiem
Teruel - główny plac nocą.
Teruel
 ma historię podobną do innych miast tego rejonu. Miasto prawdopodobnie zostało założone przez Maurów, być może zamieszkiwali tu także Iberowie, a później Rzymianie. W 1171 roku Alfons II Aragoński, król Aragonii odbił miasto z rąk Maurów. Od tego momentu rozpoczyna się prawdziwy rozwój tego miasta. Przez ponad 300 lat zgodnie współżyli tutaj Arabowie, katolicy oraz Żydzi. Miasto bardzo zyskało na tej współpracy. Odrębne kultury się przenikały i uzupełniały. Ślady tego widzimy w architekturze z tamtego okresu. To tutaj rozwinął się styl mudejar jest to połączenie elementów sztuki arabskiej i chrześcijańskiej ( styl romański i gotycki ). Dopiero na początku XVI wieku Inkwizycja wygnała z Teruelu Maurów i Żydów. 
Dziś Teruel nie jest dużym miastem, ma nieco ponad 35 tysięcy mieszkańców.  Więcej o mieście przeczytać można tu: Teruel, a o stylu mudejar tu: Mudejar.

Teruel bardzo ucierpiał w trakcie hiszpańskiej wojny domowej. Tu pomiędzy 15 grudnia 1937 a 22 lutego 1938 rozegrała się jedna z największych bitew hiszpańskiej wojny domowej. Najpierw wojska republikańskie zdobyły Teruel, a potem nacjonaliści odbili miasto. Walki toczyły się o każdą ulicę i każdy dom. Straty w ludziach były ogromne, zginęło też bardzo wiele ludności cywilnej, a miasto zostało zrujnowane.
Więcej można przeczytać tu: Bitwa o Teruel. 

Następnego dnia rano, zaraz po śniadaniu wychodzimy z naszego mieszkania. Jest bardzo zimno lecz słonecznie. W nocy temperatura spadła poniżej zera, co tutaj w kwietniu nie jest czymś wyjątkowym. Teruel leży na wysokości 915 m n.p.m. Wyżej niż nasze Zakopane. Idziemy prosto do samochodu. Na szczęście wszystko jest w porządku. Zmieniamy parking na inny, trochę bardziej oddalony od centrum, a który jest bezpłatny. Idziemy zwiedzać Teruel ( większość hiszpańskich ulicznych płatnych miejsc parkingowych jest wolne od opłat w godzinach popołudniowych i nocnych np. od 19.00 do 9:00 ).

Nasze dzisiejsze zwiedzanie Teruelu rozpoczynamy od spaceru przez Akwedukt Los Arcos. Jest to niezbyt duża XVI wieczna konstrukcja łukowa akweduktu nad doliną przecinającą miasto. Akwedukt wybudowano, aby poprawić zaopatrzenie miasta w wodę. Dziś akweduktem już nie płynie woda, a na niższym poziomie łuków akweduktu jest teraz przejście dla pieszych. 

Teruel - Akwedukt Los Arcos, widać przejście dla pieszych na dolnych łukach
Wąskimi uliczkami starego miasta dość szybko docieramy do Katedry pod wezwaniem NMP. Katedra ma założenie romańskie. Jej budowa rozpoczęła się zaraz po zdobyciu miasta przez Alfonsa II. Potem katedrę wielokrotnie przebudowywano, rozbudowywano. Wygląd katedry zasadniczo się nie zmienił od XIII/XIV wieku, chociaż na początku XX wieku dobudowano fasadę w stylu neo-mudejar. Na uwagę zasługuje dzwonnica, a w zasadzie wieża ( niestety obecnie w renowacji, cała jest obłożona rusztowaniami ) oraz zewnętrzna kopuła nawy głównej na planie ośmioboku. W środku największym zabytkiem jest drewniany sufit nawy głównej z XIV wieku nazywany „Kaplicą Sykstyńską sztuki mauretańskiej”. Sufit jest bogato malowany, zachował się do naszych czasów w doskonałym stanie. Nie zamieszczamy tutaj naszych niezbyt udanych zdjęć. Aby dobrze obejrzeć szczegóły lepiej wejdźcie na stronę: Sufit Katedry w Teruel, a następnie klikając w linki ( np. „cronologia” ) obok zdjęcia sufitu zobaczycie szczegóły malowidła.

Katedra, wraz z innymi zabytkami mudejar w Teruel jest wpisana na listę dziedzictwa UNESCO. Wstęp do katedry jest płatny informacje tu: Katedra - informacje. 

Teruel - ośmioboczna  kopuła katedry
Teruel - otoczenie katedry
Teruel - plac katedralny i pałac biskupi
Teruel - katedra, ołtarz główny
Teruel - katedra jeden z bocznych ołtarzy 
Teruel - portal wejściowy do katedry
Teruel, jeszcze jedno spojrzenie na styl mudejar katedry 
Z katedry idziemy do Torre de El Salvador ( wieża Zbawiciela ), wybudowanej w XIV wieku, jednej z czterech wież mudejar Teruelu. Na wieżę tę można wejść systemem schodów ( 126 stopni ) i pochylni. W salach wewnątrz wieży znajdują się niewielkie ekspozycje muzealne. Ze szczytu roztacza się wspaniały widok na miasto. Można podziwiać też kilka dzwonów ( niektóre z nich do dzisiaj działają ). Więcej można przeczytać tu: Wieże mudejarWarto zaznajomić się z historią i legendą. Na stronie tej są też informacje o cenach wstępu i godzinach otwarcia. Niedaleko znajduje się bliźniacza wieża Św. Marcina -Torre de San Martin.

Teruel, uliczka do Torre de San Martin
Teruel, przejście uliczne przez Torre de San Martin
Teruel, Torre de San Martin
Teruel, plac przy Torre de San Martin
Teruel, dalsza część placu przy Torre de San Martin
Teruel, Torre de San Martin od strony placu
Teruel, uliczka do Torre de El Salvador
Teruel, na wieży Torre de El Salvador z dzwonami 















Widok z wieży na uliczki Teruelu
Teruel, widok z wieży na kościół San Pedro
Widok z wieży na kopułę katedry
Takimi schodami wewnątrz wchodziliśmy na wieżę Torre El Salwador 
Spacerując po Teruelu napotykamy na pomnik biskupa Polanco. Pomnik znajduje się między szkołą, a kościołem. Właśnie jest przerwa, na wydzielonym boisku bawią się dzieci.  Posiadane przez nas przewodniki nic nie wspominały o tym biskupie. Dopiero w Internecie dowiedzieliśmy się, że biskup ten, jako biskup Teruelu został bestialsko zamordowany przez republikanów podczas wojny domowej, wojny pełnej nienawiści, pogardy i nieuzasadnionej przemocy. ( Nazwisko Polanco nie ma żadnego związku z Polską ). Biskup Polanco został beatyfikowany przez naszego papieża Jana Pawła II. Więcej o biskupie przeczytać można tu: Anzelmo Polanco Fontecha.

Teruel między boiskiem szkolnym, a kościołem jest pomnik biskupa Polanco
Teruel, pomnik biskupa Polanco
Prawie w samym środku miasta znajduje się kościół San Pedro. Jest tutaj najwięcej turystów. Wszyscy chcą zobaczyć mauzoleum kochanków z Teruel. Jest to podobno prawdziwa historia z średniowiecza. 
Bogata panna Isabel de Segura zakochała się ( ok.r. 1217 ) z wzajemnością w znacznie biedniejszym Juanie Martínez de Marcilla. Rodzice panny nie chcieli się zgodzić na ten związek. Chłopak dostał pięć lat czasu na zdobycie majątku. W tych czasach majątek najłatwiej było zdobyć na wojnie. Wojował więc prawdopodobnie na wyprawie krzyżowej. Zdobył majątek, ale spóźnił się o jeden dzień. Isabel została poślubiona dzień wcześniej. Jego serce tego nie wytrzymało, Juan zmarł. Dzień później z rozpaczy zmarła Isabel. Historia ta obrosła legendą taką, jak historia Romea i Julii z Werony.
W kościele San Pedro znajduje się kaplica, w której znajduje się ich nagrobek. Chętnych do obejrzenia nagrobka było tak wielu, że ostatnio w 2005 r. przerobiono wejście do kaplicy.

Teruel, kościół San Pedro, na pierwszym planie wieża, po prawej na dole widoczne mausoleum 

Teruel, współczesny pomnik kochanków na placu przed mauzoleum
Teruel, nagrobki kochanków w mauzoleum 
Historia tej miłości jest obecnie tak żywa, że kochankowie stali się symbolem miasta, takim samym, lub może nawet większym, jak zabytki w stylu mudejar.
Jak Wikipedia podaje: "Każdego roku, w pierwszy weekend lutego, obchodzone są Śluby Isabel de Segura. Chodzi o uczczenie Kochanków z Teruel, Diego de Marcilla i Isabel de Segura. Tysiące Teruelczyków i turystów ubierają się w średniowieczne stroje, tworzy się rynek i przystraja się ulice, aby stworzyć atmosferę XIII wieku".

Podobno para, która odwiedzi mauzoleum zakochanych będzie żyć w szczęściu do grobowej deski. Mamy taką nadzieję. Zwiedzamy nie tylko Kaplicę Kochanków, jak również kościół z XIV wieku, wybudowany w stylu romańskim i mudejar. Zabytek ten, tak samo jak Katedra, oraz wieże są wpisane na listę dziedzictwa UNESCO. Kościół w środku jest niezwykłej urody, cały malowany. Sklepienie nawy głównej pomalowane jest na granatowo ze złotymi gwiazdami. Wiernym miało się kojarzyć z niebem. 

 Teruel, wnętrze kościoła San Pedro
Teruel, wnętrze kościoła San Pedro
Teruel, ołtarz główny kościoła San Pedro
Teruel, wnętrze kościoła San Pedro

Do kościoła przylegają bardzo ładne krużganki. Trochę mogą dziwić zamurowane przestrzenie pomiędzy łukami. Okazuje się, że są one zamknięte cienkimi białymi prześwitującymi płytami alabastrowymi, tak aby wpuszczać mniej światła i dawać cień. Nie idziemy tylko na wieżę. Wejście jest dodatkowo płatne, a przed godziną byliśmy na wyższej wieży El Salwador. 

Teruel, krużganki kościoła San Pedro, wolne przestrzenie pod łukami zamknięte płytami z alabastru
Teruel, widok z krużganków na kościół San Pedro, a na dole po lewej jeszcze jedna współczesna rzeźba kochanków
Więcej o kościele można przeczytać tu:
Kościół San Pedro  ( niestety tłumaczenie w Googlach hiszpańskiego nie jest najlepsze ) oraz tutaj: San Pedro, mauzoleum kochanków informacje o godzinach otwarcia i cenach są tutaj: San Pedro - informacje  ( jest to bardzo pożyteczny portal z masą aktualnych informacji praktycznych o całej Hiszpanii ).

Po wyjściu z kościoła San Pedro idziemy jeszcze na krótki spacer po mieście. Bardzo nam się tu podoba. 

Teruel, kawiarenki na przeciwko ratusza na starym mieście
Teruel, ratusz
Teruel, kawiarenki w uliczce starego miasta
Zwiedzanie miasta kończymy na głównym placu miasteczka na kawie. Za chwilę wyjeżdżamy do Walencji.
Jeżeli kiedykolwiek będziecie w pobliżu to koniecznie przyjedźcie, chociażby na jeden dzień do Teruelu.

Tym miłym akcentem kończymy naszą przygodę w Teruel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz