piątek, 26 kwietnia 2013

Maroko Dzień 4. Marrakesz.

Dzień rozpoczynamy od śniadania. Nie jemy na dachu, tylko na głównym krytym dziedzińcu. Mimo, że jest bardzo ładna pogoda, dziś rano jest za chłodno.
Marrakesz i Agadir to najbardziej turystyczne miasta Maroka. Tutaj turystę spotyka się na każdym kroku, zmienia to oczywiście zachowania miejscowych, ceny też są inne.
Marakesz jest pierwszym z czterech (obok Fezu, Rabatu i Meknesu) miast cesarskich Maroka, tzn kiedyś była tu stolica i ośrodek władzy sułtana, króla.



W pałacu El-Bahia
Najbliższym zabytkiem, położonym najbliżej naszego hotelu, jest pałac El-Bahia. Jest to XIX wieczny pałac wybudowany przez wielkich wezyrów Marrakeszu. Pomieszczenia imponują bogatymi zdobieniami ścian podłóg i sufitów. Na niektórych dziedzińcach wspaniałe ogrody, fontanny. Dużo turystów. Zwiedzamy tylko część pałacu, druga część wchodzi w kompleks sąsiadującego pałacu królewskiego i wykorzystywana jest jako zakwaterowanie gości króla Maroka. Kiedyś mieszkali tu Jacqueline i Arystoteles Onasis.
Niedaleko znajduje się pałac El-Badi, a właściwie ruiny pałacu. Pałac został wybudowany na początku XVI w. przez sułtana Ahmada al-Mansura z dynastii Sadytów i był olśniewająco piękny. Ówcześni podróżnicy pisali, że była to najwspanialsza budowla tamtych czasów. Sto lat później pałac został zniszczony przez już innego sułtana Mulaja Ismaila z panującej do dziś dynastii Alawitów. Zmieniła się dynastia, nowi władcy niszczyli wszystkie ślady poprzedników (podobnie jak faraonowie w Egipcie). Stolica i pałac zostały przeniesione do Meknesu

Ruiny pałacu El-Badi

Bociany na murach pałacu E-Badi


Zwiedzamy więc tylko ruiny, pozostałe z wielkiego i wspaniałego pałacu. Z murów pałacu, patrząc na południe widać ośnieżone szczyty Atlsau Wysokiego. Mury tego pałacu upodobały sobie bociany i masowo tu gniazdują. W Maroku spotykamy wiele bocianów, gniazda są wszędzie, nazywamy te bociany leniwymi, bo nie chciało się im lecieć do Europy.
Z ruin pałacu przechodzimy do kazby, a właściwie do grobowców Sadytów, które znajdują się na tyłach meczetu Kazby. Religia nie pozwoliła Alawitom na zniszczenie grobów poprzedniej władzy. Pomieszczenia grobowe zamurowano i wszyscy o nich zapomnieli, dopiero Francuzi w XX w. na nowo odkryli te pomieszczenia i dziś możemy je „zwiedzać” tzn. oglądać przez okienka i drzwi.

Grobowce Sadytów
Są to wspaniale zdobione sale z grobowcami. Po tak intensywnym zwiedzaniu należało odpocząć w ładnym miejscu, wybraliśmy więc herbaciarnię na dachu domu naprzeciw meczetu Kazby. To nic, że było to bardzo turystyczne miejsce, ale widok był zachwycający, a herbata wspaniała.

Marokańska herbata
Widok z tarasu herbaciarni na Meczet Kasby
Po nabraniu sił poszliśmy uliczkami Marrakeszu dalej. Miasto nie zachwyca, uliczki są niezadbane, brudne, nad głowami plątanina kabli. Ale niektóre miejsca i budowle zachwycają, są wspaniałe i czyste.
Po chwili doszliśmy do serca współczesnego Marrakeszu – meczetu Kutubijja. Meczet jest symbolem Marrakeszu jak i całego Maroka. Minaret tego meczetu ma proporcje podstawy do wysokości 1:5, takie proporcje uznawane były wówczas za idealne. Takie proporcje ma też minaret meczetu zbudowanego przez Almohadów w Sewilli. Właśnie skończyły się piątkowe modły, możemy tylko przez otwarte drzwi zajrzeć do środka. Siedliśmy na skwerku i obserwowaliśmy wychodzących ludzi, większość to mężczyźni ubrani w długie białe galabije.

Wierni wychodzą z modłów w meczecie
Meczet Kutubija w Marrakeszu
Za meczetem znajduje się park. Mimo, że do parku przychodzi wiele ludzi, jest bardzo zadbany i czysty. Zieleń jest pielęgnowana. Wiele parków i terenów zielonych w miastach Maroka to dla nas duże pozytywne zaskoczenie. Czyste parki to przeciwieństwo brudnych i zaniedbanych ulic.
Idąc z parku w kierunku nowego miasta założonego przez Francuzów po roku 1912, napotykamy na mury w obrębie murów medyny. 


                                                             Mury Marrakeszu

To tereny najsłynniejszego i podobno najbardziej luksusowego w Maroku hotelu Mamounia, wybudowanego 1923 r. Był to ulubiony hotel Winstona Churchilla. Chcieliśmy my też zobaczyć jak wygląda, lecz ochrona zakwestionowała nasz plecak, chcieli go wziąć do depozytu. Jednakże byłoby to duże ryzyko, ponieważ w plecaku mieliśmy wszystkie nasze dokumenty, pieniądze i inne rzeczy, zrezygnowaliśmy więc z kawy w hotelu Mamounia.

Wejście do hotelu Mamounia
Wychodzimy z murów medyny. Mury Marrakeszu, jak również bramy, są dobrze zachowane i stanowią ładny akcent miasta.
Przecinając ruchliwą ulicę wchodzimy do Ville Nouvelle - nowego miasta. Zachwycają tutaj szerokie ulice, ładne budynki hoteli i urzędów oraz dużo zieleni. Wszędzie widać dorożki, nie są może tak ładne i zadbane jak w Krakowie, ale jest ich dużo, są tanie i każdy może sobie pozwolić na kurs taką dorożką, oczywiście trzeba się mocno targować. Trochę jest to dziwne, że dorożki jakoś „współżyją” z samochodami na ruchliwych ulicach.

 Ville Nouvelle
Dorożki na ulicach
Późnym popołudniem główną ulicą Mohammeda V wracamy do medyny prosto na Plac Jemma el-Fna. Jest to główny plac w Marrakeszu. Ma nieregularny kształt, otoczony jest nieciekawymi budynkami. Tutaj codziennie wieczorem odbywa się coś na kształt misterium. Plac służy jednocześnie jako targowisko,część placu zajmują stragany z jedzeniem, owocami, przyprawami. Są też restauracje - to garkuchnie, można tu dostać wszystkie potrawy regionalne Maroka (łącznie z głową barana) szkoda, że wcześniej zjedliśmy. Inne atrakcje tego miejsca to zaklinacze węży, gdzie indziej występują akrobaci, można też zobaczyć grupy ludzi stojących wokół opowiadaczy różnych opowieści, gdzieś przycupnął ze swoim warsztatem „dentysta” i wyrywa zęby. Z pobliskich meczetów słychać nawoływania muzeinów do wieczornej modlitwy. Chodzimy po placu między straganami, „restauracjami”, chłoniemy zapachy i dźwięki, obserwujemy ludzi. Jesteśmy zmęczeni chodzeniem, idziemy do jednej z wielu herbaciarni, jakie są na dachach otaczających plac domów. Teraz z góry, wraz z innymi turystami, obserwujemy ten „spektakl”. Atmosfery, dźwięków i zapachów nie da się opisać, trzeba to samemu przeżyć.


Na placu Jemma el-Fna



Z placu nie daleko jest do naszego riadu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz